Recenzja filmu

Zombieland (2009)
Ruben Fleischer
Jesse Eisenberg
Woody Harrelson

Z nutką młodzieńczego humoru

Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się niczego dobrego po tym filmie. Produkcje opowiadające o krwawych zombiakach mają zazwyczaj te same, schematyczne rozwiązania fabularne, w których
Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się niczego dobrego po tym filmie. Produkcje opowiadające o krwawych zombiakach mają zazwyczaj te same, schematyczne rozwiązania fabularne, w których chodzi o sieczkę i przetrwanie tych, którzy tymi potworami nie są. Osobiście nie lubię tego typu filmów, ale "Zombieland" w całej swej prostocie jest całkiem zjadliwy. Co wyróżnia ten film od innych? Przede wszystkim twórcy mieli na siebie pomysł. Wprawdzie fabuła nie jest wyszukana, ale styl i forma już tak. Myślę, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Młodsi fajną rozrywkę z bohaterami w ich wieku, a starsi trochę krwawego horroru z pieprznym humorem, oraz świetnym epizodem Billa Murraya.

Obraz Fleischera ma do siebie pewien dystans. Nie bawi się w zapierającą dech w piersiach akcję, stawiając wszystko na szalę cierpkiego humoru. Widz po zakończeniu seansu nie wie właściwie o co w tym filmie tak naprawdę chodzi. Bohaterzy jadą przez całe stany, aby... no właśnie. Aby odnaleźć bezpieczny skrawek ziemi? Odnaleźć swoich najbliższych? W tym przypadku to nie jest najważniejsze, bo odbiorca nie ma czasu się nad tym zastanawiać, bo na ekranie ciągle coś się dzieje. Świetna narracja filmu nie pozwala się nudzić, a bohaterzy są na tyle charakterystyczni, że bardzo szybko zaczyna się ich lubić oraz im kibicować.
Woody Harrelson gra na pograniczu szaleństwa, jego niepozorny partner w wykonaniu Jessego Eisenberga jest jego totalnym, trochę ciapowatym przeciwieństwem, a dwie młode dziewczyny w interpretacji Emmy Stone i Abigail Breslin wprowadzają do filmu nutkę zabawnej wojny płci na tle światowego dramatu, gdzie każde niezarażone życie ma znaczenie. Dużym plusem jest także realizm. Chodzi tu o to, że kiedy nasi bohaterzy trafiają do Hollywoodu sprzeczają się, której gwiazdy willę zająć. Russella Crowe'a? A może Arnolda Schwarzeneggera? W końcu trafiają do wielkiej rezydencji Billa Murraya, który w roli samego siebie wypada więcej niż przekonywająco. Dystans z jakim odgrywa powierzoną mu rolę może budzić wielki szacunek. Aktor to bowiem zasłużony, a teraz na stare lata bawi się w najlepsze, grając siebie i często parodiując swoją osobę.

"Zombieland" to fajne i "luzackie" kino drogi, z zombiakami w tle i z przyjemną atmosferą, która spowija ten film. Rozrywka to niewymagająca, ale godna polecenia. 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wygłodniałe, łaknące ludzkiego mięsa żywe trupy to jeden z dyżurnych motywów kina grozy. Przed laty... czytaj więcej
Po obejrzeniu "Zombielandu" nawet Alison z "Resident Evil", grana przez Millę Jovovich, mogłaby poczuć... czytaj więcej
Miesiąc temu od premiery filmu minęło 7 lat, więc podejrzewam, że większość z was już słyszała o słynnym... czytaj więcej