Recenzja filmu

Camp Rock (2008)

Disney Channel w kategorii "muzyka" cieszy się ostatnio złą sławą, a to przez "High School Musical" (i jego kontynuacje) czy też "Hannę Montanę". I "Camp Rock" może wydawać się kolejnym filmem, gdzie na pierwszym miejscu są stare, znane gwiazdy czy też złoci debiutanci (którzy dostają potem swoje seriale) oraz wpadające w ucho, popowe melodie; za to twórcy na siłę starają się stworzyć morał, który i tak trudno wyciągnąć. Z tym że od podanych wcześniej produkcji "Camp Rock" różni się tym, że musicalem wcale nie jest, bo kilka piosenek filmu muzycznego z niego nie czynią. I jeszcze jedno pytanie – dlaczego ten film nazywa się "Camp Rock", a nie "Camp Pop" – czyżby przez lepsze brzmienie, czy scenarzystów nierozróżniających gatunków muzycznych? I tutaj znowu odgrywany w setkach filmów motyw – nastolatka ma marzenia, lecz nie może ich spełnić, gdy nagle pojawia się minimalna szansa, która jednak przynosi skutek. I w roli tejże dziewczyny, tutaj Mitchie Torres, występuje Demi Lovato. I oto dobry przykład na to, jak jedna produkcja może wypromować gwiazdę – Demi zagrała główną rolę w "Programie Ochrony Księżniczek", a teraz ma własny serial, czyli "Słoneczną Sonny" i przy okazji dwa albumy na koncie. Za to główne role po drugiej stronie (tej męskiej) to oczywiście The Jonas Brothers (Joe, Nick i Kevin), którzy też dopracowali się swojego serialu, czyli "Jonas". Ogólnie patrząc nie tylko na nich, lecz również na Selenę Gomez czy najbogatszą nastolatkę na całej kuli ziemskiej Miley Cyrus, można stwierdzić, że Disney Channel jest fabryką gwiazd, które nie zawsze są tak utalentowane. Jednak ciekawe jest to, że niby wszystkich odkrywa się po serialach, a potem dyskografia się poszerza, gdyż jakimś cudem wszystkie gwiazdy seriali Disneya są uzdolnione muzycznie (w przeciwieństwie do uzdolnienia aktorskiego, które leży). "Camp Rock" to produkcja dla nastolatek, które podniecają się piękną i słodko wyszczerzoną Demi czy też przystojnymi Jonasami. Na pewno młodszym fankom wpadną w ucho piosenki, które są zwykłym popem (tylko czasami z elementami rocku); w sumie jedynym ciekawym utworem z tego filmu był główny "This Is Me", który równie dobrze brzmi w wersji polskiej jako "Oto ja" w wykonaniu Ewy Farny i Kuby Molędy. Niestety polskojęzyczny dubbing to najgorsza katastrofa w tym filmie – aktorzy mówią sztucznie i mają kiepskie głosy (często niepasujące do oryginału); proponowałbym w dwóch głównych rolach obsadzić właśnie Farnę i Molędę. Za to morał w postaci "nie kłam, prawda zawsze wychodzi na jaw", odgrzewany w każdym tego typu filmie, jest tu zbyt oczywisty i banalny. Myślę, że Disney Channel powinno się postarać akurat w takim przereklamowanym filmie jak "Camp Rock" o dubbing na miarę filmu "Czarodzieje z Waverly Place", w którym wszystko wyszło wyśmienicie. "Camp Rock" raczej w niczym nie różni się od trzech części "High School Musical". Typowy film dla młodzieży, z tym że bez motywów Romea i Julii, lecz o dziewczynie pragnącej spełnić swoje marzenia. Muzyka, aktorzy i budowa tego filmu jak ulał pasują do Disney Channel. Z pewnością nie polecam tego filmu starszym widzom (chyba że są fanami tego typu kina, a raczej telewizji). Tak czy tak, jestem ciekaw drugiej części, która w USA będzie już w czerwcu 2010 i mam nadzieję, że zostaną w niej naprawione niedoskonałości z pierwszej części.