Recenzja wyd. DVD filmu

Ostatnie kuszenie Chrystusa (1988)
Martin Scorsese
Willem Dafoe
Harvey Keitel

I choćbym szedł ciemną doliną...

Wszystko zaczęło się tak naprawdę jeszcze w 1972 roku. Oto na planie kręconego pod producenckim okiem Rogera Cormana wczesnego filmu Martina Scorsese pt. "Boxcar Bertha", występująca w nim
Wszystko zaczęło się tak naprawdę jeszcze w 1972 roku. Oto na planie kręconego pod producenckim okiem Rogera Cormana wczesnego filmu Martina Scorsese pt. "Boxcar Bertha", występująca w nim Barbara Hershey podarowała reżyserowi na pamiątkę książkę. Była nią kontrowersyjna powieść greckiego pisarza Nikosa Kazantzakisa (napisał również "Greka Zorbę") zatytułowana "Ostatnie kuszenie Chrystusa". Pokrótce jest to opowieść o Jezusie wątpiącym, który jeszcze na krzyżu jest kuszony przez diabła i marzy o życiu normalnego człowieka. Zamiast ciężkiego losu mesjasza i zbawiciela Chrystus pragnie spokojnej egzystencji u boku Marii Magdaleny. Z pewnością takie podejście do sprawy większości osób wierzących, a w szczególności wychowanych w wierze rzymskokatolickiej, musiało wydać się szokujące i wręcz bluźniercze. W połowie lat 80. Scorsese był już uznanym twórcą, okryty sławą takich arcydzieł amerykańskiej kinematografii jak "Taksówkarz" i "Wściekły byk". Jak się jednak okazało, nawet te sukcesy nie były nazbyt pomocne reżyserowi, który postanowił porwać się na adaptację książki Kazantzakisa. Już pierwsze doniesienia o planowanej produkcji wywołały falę protestów. Minęło pięć lat zanim po długotrwałych poszukiwaniach funduszy i studia gotowego pomóc w realizacji dzieło w końcu ujrzało światło dzienne w 1988 roku. Oczywiście nie było to końcem jego burzliwych perypetii. W kilku krajach film został zakazany, w wielu – tak jak w Polsce – nigdy po prostu nie doczekał swej premiery. I nie pomogło nic, nawet nominowanie tej niecodziennej pozycji do Oscara – "Ostatnie kuszenie Chrystusa" w wielu kręgach było przez długi czas (i zapewne ciągle jest) dziełem wyklętym. Na szczęście jednak czas potrafi łagodzić wiele sporów i pomimo że w kraju nad Wisłą omawiana produkcja nigdy nie zawitała do kin, to chwała przynajmniej za wynalazek zwany DVD. Dziś film można nabyć w sklepie (swego czasu był również emitowany przez pionierskie Canal+) i każdy może delektować się nim w domowym zaciszu. Nie będę wdawał się tu w żadne polemiki z krytykami tego filmu. Nie ma sensu. Ich zdania i tak bym nie zmienił, bo wypływa ze zwykłej ignorancji i fanatyzmu. Poza tym – trudno dyskutować na temat danego dzieła sztuki z kimś, kto się z nim nie zapoznał. A przykra prawda jest taka, że znacząca większość tych, którzy "Ostatnie kuszenie…" odsądzają od czci i wiary po prostu go nie oglądała. Zwłaszcza w Polsce jest to średnio wykonalne, w momencie gdy było ono rozpowszechniane w tak wąskich kręgach. Stąd też, zamiast przekonywania kogokolwiek, powiem krótko: nie ma, nie było i zapewne nie będzie filmu w historii, który w tak głęboki i zarazem subtelny sposób dotykałby kwestii wiary. I nie zmienią tego ani masowo powstające i co roku puszczane w telewizji na Wielkanoc czytankowe i sztampowe ekranizacje poszczególnych Ewangelii, ani wątpliwej jakości eksperymenty, takie jak wulgarna w gruncie rzeczy i pusta "Pasja" Gibsona. Skąd wypływa moje zdanie? Nie chcę popadać w patos, ale dopiero po tym seansie zacząłem myśleć i rozpatrywać pewne kwestie. I dopiero po filmie Scorsese zaczęło do mnie docierać na czym polegała rola Chrystusa i jak niezwykłe i trudne zarazem było to zadanie. I to właśnie dzięki temu, że odtwarzany na ekranie przez Willema Dafoe Jezus nie jest nadludzkim herosem, istotą z innego świata, która budzi zarówno nie do końca pojęte uwielbienie, podziw, ale też czuć od niej wyraźne oddalenie. Zbawiciel w kamerze Scorsese to człowiek. Człowiek, któremu Bóg wybrał tak niełatwą i bolesną drogę. To człowiek cierpiący, pełen słabości, niepozbawiony grzechu i wyrzutów sumienia. Ale też człowiek poszukujący, zadający pytania, myśląca istota z krwi i kości. To człowiek, który, tak jak każdy inny, musi najpierw zawierzyć Bogu i temu, że plan, jaki dla niego przygotował jest skończony i od początku po kres ma sens. Że nic nie jest przypadkowe i wszystko ma cel. To Jezus, który najpierw musi w ten plan uwierzyć, a dopiero potem może umrzeć na krzyżu za ludzkość. Czy takie podejście do tematu jest bluźnierstwem? Nie wiem, nie mi oceniać. Niech dalej zajmują się tym teologowie i ludzie, którzy myślą według jednej słusznej linii. Wiem za to jedno – ja też szukam. I dawno nie widziałem na ekranie czegoś równie pięknego i mądrego, co tak głęboko skłoniłoby mnie do refleksji. Dziękuję za to panu Martinowi, jak i całej jego ekipie, która zawierzyła jego wizji. Bo bez nich to niedocenione i ciągle ulegające przemilczeniom arcydzieło z pewnością nigdy nie ujrzałoby światła dziennego. A pomyśleć, że jeszcze dosłownie kilka miesięcy temu, kiedy rozumowałem w odrobinę odmienny sposób, przymierzałem się do obejrzenia tego filmu właśnie głównie ze względu na jego kontrowersyjną otoczkę. Chyba też wtedy nie sądziłem, że może to być tak niezwykły obraz…
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przystępując do seansu filmu Martina Scorsese "Ostatnie kuszenie Chrystusa", miałem dość mieszane... czytaj więcej
Już na początku filmu Scorsese zaznacza, że to nie jest adaptacja "Biblii", a powieści Kazantzakisa.... czytaj więcej
Czy "Ostatnie kuszenie Chrystusa" słusznie wzbudza wielkie kontrowersje? Wiele osób uważa, że film... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones