Kowboj w Szanghaju

Jack Burton z niejednego pieca jadł chleb. Ale nawet on przeciera oczy ze zdumieniem, gdy na jego drodze staje liczący sobie dwa tysiące lat Lo Pan, potężny chiński czarnoksiężnik, który za
Jack Burton z niejednego pieca jadł chleb. Ale nawet on przeciera oczy ze zdumieniem, gdy na jego drodze staje liczący sobie dwa tysiące lat Lo Pan, potężny chiński czarnoksiężnik, który za sprawą klątwy został przed wiekami pozbawiony swej cielesnej powłoki. Teraz eteryczna postać maga przebywa w San Francisco, czekając na swą okazję powrotu do świata żywych. Zapewnić mu ją może jedynie Chinka o zielonych oczach, którą musi poślubić, a następnie złożyć w ofierze. Traf chce, że jego wybór pada na narzeczoną dobrego kumpla Jacka. A tego już ot tak przepuścić nie można...

John Carpenter nigdy nie ukrywał swej fascynacji rdzennie amerykańskim gatunkiem, jakim jest western. Już jego wczesny klasyk, "Atak na posterunek 13", opierał się na pomyśle zaczerpniętym z legendarnego "Rio Bravo" Howarda Hawksa. W "Wielkiej drace..." twórca "Coś" wrzuca typowego twardziela z westernowych dekoracji pod postacią Kurta Russella w szalony świat chińskich wierzeń i czarnej magii. Wynikiem jest komiksowy misz-masz, łączący w sobie fantasy, komedię, horror i wzorce rodem z Dzikiego Zachodu przeniesione do wielkomiejskiej dżungli.

W momencie premiery dzieło Carpentera nie spotkało się ze zbyt ciepłym przyjęciem. Krytyka grymasiła na nadmiar atrakcji i efektów specjalnych, kosztem których zubożona została fabuła. Reżyser, który karierę rozpoczynał w glorii nowego "mistrza horroru", uznanie zdobył sobie za sprawą swych skromnych, czy wręcz ascetycznych zabaw z budowaniem napięcia i nastroju grozy w takich tytułach jak "Halloween" czy "Ucieczka z Nowego Jorku". W miarę jak rosły budżety jego filmów, klimat coraz częściej przysłaniała wizualna makabra i groteska. Cokolwiek by jednak mówić o późniejszych dokonaniach Carpentera (zwłaszcza począwszy od lat 90. zaczęło się już robić naprawdę krucho), jego zabawy stylistyczne nie zawsze były całkowicie nieudane. Zręczność, z jaką żongluje tu kliszami i różnorakimi konwencjami, musi budzić przynajmniej uznanie.

"Wielka draka w chińskiej dzielnicy" z czasem zyskała sobie sympatię i przychylność sporej grupy publiki, która doceniła dystans, z jaką rzecz została opowiedziana, i bogatą wyobraźnię twórcy. W porównaniu do sukcesów z początków drogi twórczej reżysera ta egzotyczna baśń dla małych i dużych wypadać może dosyć błaho, jednak jako samoistny przykład kina stricte przygodowego pozostaje jedną z najprzyjemniejszych pozycji tego typu swych czasów. Taką, do której zawsze chętnie się powraca.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones