Recenzja filmu

Szczęki (1975)
Steven Spielberg
Roy Scheider
Robert Shaw

Ostatni taki żarłacz

Jakiś czas temu zdarzyło mi się natknąć na wypowiedź pana Spielberga, w której wyrażał swoje ubolewanie nad tym, że w połowie lat 70. nie posiadał wystarczających możliwości, aby nadać "Szczękom"
Jakiś czas temu zdarzyło mi się natknąć na wypowiedź pana Spielberga, w której wyrażał swoje ubolewanie nad tym, że w połowie lat 70. nie posiadał wystarczających możliwości, aby nadać "Szczękom" pożądane przez siebie kształt i formę. Ogólny sens wywodu był następujący: dopiero przy użyciu dzisiejszej techniki adaptacja powieści Petera Benchleya zyskałaby wymiar stuprocentowo zadowalający. Cóż, w ciągu swego stosunkowo niedługiego życia na tej planecie oglądałem dzieło pana Spielberga niezliczoną liczbę razy i nigdy nie przemknęło mi przez myśl, że jakikolwiek jego element wymaga poprawy. Znając stanowisko twórcy w tej kwestii i skonfrontowawszy się po raz kolejny z legendarnym żarłaczem, muszę przyznać, że nadal nie mam bladego pojęcia, o co panu Spielbergowi chodzi...

Zacznijmy może od tego, że "Szczęki", oprócz tego, że są doskonałym przykładem na to, jak kino rozrywkowe robić należy, są też filmem przełomowym. Wyrosłe wprost z ducha kina klasy B, przebojem wtargnęły do kin na całym świecie, stając się wydarzeniem pierwszej wielkości. Jeszcze niedawno za tego typu produkcje brali się ludzie pokroju Rogera Cormana - miało być tanio, ale efektownie. Film trafiał w mało wybredne gusta konkretnej części publiki, zgarniał swą dolę i sprawa załatwiona. Tymczasem dzieło Spielberga stało się wydarzeniem masowym i wyznaczyło nowy kierunek rozwoju kina mainstreamowego. Widowiska sandałowe zdążyły się już znudzić, western skonał śmiercią naturalną, widownia miała już przesyt psychologii i ponuractwa z przełomu dekad. Przyszedł czas na czystą rozrywkę - film przygodowy jako idealna propozycja dla każdego. Profesjonalnie i pieczołowicie przygotowana, traktowana całkiem serio, już nie jako towar gorszego sortu.

"Szczęki" bezbłędnie spełniają powyższe założenia, łącząc w sobie emocjonujący dreszczowiec i elementy kina katastroficznego z fabułą właściwą pozycjom spod wspólnego szyldu "animal attack". Wyreżyserowane pewną ręką początkującego twórcy, który jednak bez wątpienia pobrał już wszelkie niezbędne nauki. Nakręcone z rozmachem i poprzedzone wydawniczym sukcesem bestsellerowej książki. Jakieś "ale"? Nie, obraz Spielberga to perfekcja i wysokiej klasy rzemiosło naraz. Zdjęcia, montaż, muzyka (motyw przewodni autorstwa Johna Williamsa zna chyba każdy), aktorstwo - mucha nie siada. Owszem, efekty z perspektywy lat nieco się zestarzały, przerośnięty ludojad w kilku scenach pod koniec filmu może wyglądać odrobinę tekturowo. Ale przecież w tym cały urok! To tego rekina się boimy, nie jakiejś wykreowanej komputerowo mimozy bez duszy. Jego czarne, beznamiętne oczy budzą nadal grozę, jego paszcza, w której walają się szczątki pochłoniętych ofiar, to bezdenna otchłań śmierci. Skoro tak jest nadal dzisiaj, to bez wątpienia będzie tak i za lat dwadzieścia, pięćdziesiąt etc. Pan Spielberg może sobie psioczyć, ma do tego pełne prawo, w końcu jest autorem. Brak mu jednak obiektywnego osądu z dystansu. Na szczęście mamy go my - widzowie. Zważywszy, że poprawki wprowadzone przez George'a Lucasa do starej trylogii "Gwiezdnych wojen" tak naprawdę nikogo specjalnie nie uszczęśliwiły (poza nim samym i jego portfelem), należy z całym prawdopodobieństwem przypuszczać, że gdyby twórca "Listy Schindlera" zabrał się za poprawianie swego majstersztyku z początków kariery, to również nie przyniosłoby to ciekawych efektów.

Ostatnio Steven Spielberg publicznie przepraszał za "ulepszenia", które poczynił w innym swym hicie parę lat temu. Podrasowany i pozbawiony kilku drobnych oryginalnych elementów "E.T." wywołał sporo kontrowersji pośród fanów. Potrzeba było trochę czasu, aby jego twórca zdał sobie sprawę z faux pas, które popełnił. Może znaczy to, że z nonsensownymi poprawkami koniec, i "Szczęki" pozostaną takie jak dotychczas. Wielkie. Tak dosłownie, jak i w przenośni.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kto z nas nie oglądał tego filmu lub chociaż o nim nie słyszał? Zrealizowane w 1975 roku na podstawie... czytaj więcej
Przyznam się, że kiedy pierwszy raz posłuchałem tej muzyki (a było to kilka dobrych lat po tym, jak... czytaj więcej
Po obejrzeniu świetnej "Listy Schindlera" postanowiłem obejrzeć więcej filmów reżysera tego dzieła.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones