Recenzja filmu

Antychryst (2009)
Lars von Trier

Krzyk umierającej natury

Mimo że byłem na premierze "Antychrysta" i recenzję chciałem napisać świeżo po niej, to powściągnąłem lejce i postanowiłem trochę poczekać. Wiedziałem, że dzieło to jest na tyle wyjątkowe, że
Mimo że byłem na premierze "Antychrysta" i recenzję chciałem napisać świeżo po niej, to powściągnąłem lejce i postanowiłem trochę poczekać. Wiedziałem, że dzieło to jest na tyle wyjątkowe, że muszę sporo przemyśleć, by zabrać się za jakiekolwiek zapiski. Lars von Trier znowu zaszokował, według wielu znacznie przesadzając. Czy dla sztuki jednak ktoś wyznaczył jakiekolwiek granice? Sławny psycholog i jego żona tracą dziecko. Kobieta nie może pogodzić się ze stratą, obwiniając za tragedię siebie. Mąż postanawia złamać główną zasadę terapeutów i zastosować na niej, sprawdzoną na innych pacjentach, terapię. Wyjeżdżają do domku, znajdującego się w sercu bezludnych waszyngtońskich lasów. Tam dopiero będzie się działo… Film oczywiście zaskakuje. Podzielenie go na części (Prolog, Smutek, Ból, Rozpacz, Trzech Żebraków oraz Epilog), w iście teatralny sposób przywodzi na myśl poprzednie dzieła Triera takie jak "Przełamując Fale" czy "Dogville". Ich kolejność jednak ma określoną rolę i stanowi klucz do zrozumienia całego filmu, a jest tu, co odkrywać, gdyż niektórzy mogą zrozumieć "Antychrysta" strasznie powierzchownie (mimo że produkcja niespecjalnie ukrywa przed nami swoje przesłanie). Tak było w przypadku publiczności w Cannes, która zdążyła już przyzwyczaić się do lekkich, przyjemnych, wzruszających historyjek. Na stan dzisiejszy szczytem indywidualności i kontrowersji jest dla niej twórczość Almodovara.  Forma filmu jest niezwykła również za sprawą kilku innych rzeczy. Pierwszą z nich jest muzyka. Niepokojące, pierwotne, dark ambientowe brzmienia, nadają niezwykłego klimatu (nie licząc arii Jerzego Haendla w prologu i epilogu). Drugą istotną sprawą są genialne zdjęcia i efekty specjalne. Współpracujący już wielokrotnie z Trierem, Anthony Dod Mantle, w połączeniu z polskim studiem Platige Image spisali się świetnie. Sceny takie jak baśniowa wędrówka przez Eden, czy sen terapeuty (w tej roli Willem Dafoe) wpływają na atmosferę niepokoju i niepewności. Aktorzy mieli twardy orzech do zgryzienia. Z tego, co słyszałem, Charlotte Gainsbourg i Willem Dafoe w trakcie wielu scen po prostu improwizowali. Na ekranie widać, że nie zawsze wychodzi im to na dobre, lecz generalnie oboje spisali się bardzo dobrze. Jeśli dodamy do tego niezwykle śmiałe sceny, w jakich musieli wystąpić, jakiekolwiek pretensje do gry aktorskiej znikają. Gainsbourg została zresztą, słusznie nagrodzona Złotą Palmą w Cannes, choć nie można oprzeć się wrażeniu, iż nagrodę dla najlepszej aktorki dostała nie za swoją grę, a za wymagającą rolę. Dzieło Triera, może być rozumiane wielorako. Można być pewnym, że reżyser odrzuca w tym film zdecydowaną postawę w kierunku racjonalizmu światopoglądowego. Łatwo także zauważyć, iż twórca przemycił tu swe najskrytsze obawy, koszmary czy wręcz depresyjne demony, które dręczyły go przez ostatni rok. Lars przyznał się w jednym z przedpremierowych wywiadów, że "Antychryst" w dużej mierze odnosi się do jego prawdziwych snów czy też koszmarów. Takie też film wywiera wrażenie. Atmosfera niepokoju, strachu przed samotnością i nieznaną siłą były nie do zniesienia. Jednocześnie von Trier przygotował pewną pułapkę na osoby, które przychodzą do kin tylko i wyłącznie po to, by się pośmiać, rozerwać z przyjaciółmi i pożerać garściami popcorn. Podczas seansu, cały czas wydawało mi się, że reżyser drwi z tego rodzaju widzów. Z drugiej zaś strony jednak, wydaje się że niektórzy widzowie traktują "Antychrysta" trochę na wyrost, doszukując się w nim czegoś więcej, mnożąc możliwości interpretacji filmu. Jedno jest pewne. Wiele osób obejrzy ten film z niesmakiem. Spora część publiczności go wygwiżdże, wyśmieje, zbagatelizuje, nie doceni go zupełnie. Nie wolno jednak zapominać, że sztuką bywa nie tylko piękno i nieskazitelna moralność, a wartości estetyczne można znaleźć nawet w dziełach skrajnych, chociaż można by dyskutować, czy takowym "Antychryst" w ogóle jest (A ileż to mamy jeszcze bardziej obrazoburczych produkcji?). Interpretacja dzieła von Triera nie należy do najtrudniejszych, mówi ono bowiem o odwiecznym problemie ludzkości, z jakim na codzień się borykamy - z nami samymi - naszą naturą (która bywa niebezpieczna, zdradliwa) i właśnie z uwagi na ten szczegół, między uznaniem dla tego filmu, a całkowitym jego potępieniem jest niezauważalna granica, która podzieliła widzów. Na koniec powinniśmy wyciągnąć pewne wnioski. Produkcja nie jest typowym horrorem, czy thrillerem. Raczej łączy ich elementy z elementami filmu psychologicznego. W rezultacie wychodzi nam dzieło, jakiego nie stworzono od czasów "Lśnienia". Czy zatem oglądając ten film samemu, w domu, przy zgaszonym świetle, zachowalibyście spokój? Czy każdy z was przeszedłby wtedy obok zwyczajnego drzewa, bez chwili wahania?
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Skandal na festiwalu w Cannes i skrajne reakcje publiczności na świecie. Lars von Trier postawił na swoim... czytaj więcej
Od samego początku było wiadomo, że najnowszy film Larsa von Triera "Antychryst" będzie jednym z... czytaj więcej
Wnikliwe studium niewyobrażalnego bólu i rozpaczy. Tak jednym zdaniem można podsumować najnowszy, długo... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones