Recenzja filmu

Kronika opętania (2012)
Ole Bornedal
Jeffrey Dean Morgan
Natasha Calis

Stary dowcip

Przypomina mi się stary kawał. Dowolna piosenkarka gra koncert, średnio jej wychodzi, a tu nagle na koniec publiczność krzyczy: Bis! Bis! Dziewczyna zaśpiewała, a oni znów: Bis! Bis! Zaśpiewała
Przypomina mi się stary kawał.
Dowolna piosenkarka gra koncert, średnio jej wychodzi, a tu nagle na koniec publiczność krzyczy: Bis! Bis! Dziewczyna zaśpiewała, a oni znów: Bis! Bis! Zaśpiewała jeszcze jedną piosenkę, sytuacja się powtarza. Po kilku bisach, wyczerpane dziewczę pyta publiczności: "Długo jeszcze?", na co publiczność krzyczy: "Śpiewaj k...a, aż się nauczysz!".

Ja rozumiem odtwórcze filmy, że jeden jest kowbojem renegatem, a drugi kowbojem bohaterem. No i siły nie ma, żeby się nie strzelali z rewolwerów, żeby nie było konia, whisky i dziewczynek. Nazywamy to western. Jak gra chłopak z pryszczami w amerykańskim filmie, to wiemy, że będzie komedia. Ewentualnie dramat, ale wtedy to już najcięższy kaliber. Jak komedia, to taka, że na końcu on powie im wszystkim, że to nieładnie naśmiewać się z innych, Jezus też był inny, a Anglia i naziści uważali za inną Amerykę (ciekawe, że Japonię rzadko wspominają). A przecież wszyscy wiedzą, w jakim byli błędzie. I oni wtedy popatrzą na niego "tak" i on wyjdzie z najlepszą panienką, a mięśniakowi opadnie wara, albo najlepiej, jakby mu się coś stało strasznego i upokarzającego. Na sam koniec jeszcze ujęcie bez pryszcza jest. Takie odtwórstwo to ja jeszcze rozumiem, jak robisz film o kosmitach, to musi być statek, nie?

"Egzorcystów" to już jednak nie łapię. No ile można zrobić filmów na schemacie opętanej, młodej niewiasty? Przecież one mają taką samą, no dokładnie taką samą fabułę! W tym konkretnym zmienili o tyle, że to nie sam szatan a polski, swojski dybuk, co jeszcze fajnie zaciąga "zjem twoje serce! zjem twoje serce!". To mi się akurat podobało, bo przypomniało dzieciństwo i okrzyki zombiaków "Brains! Brains!". Ale ze zmian to już tyle. Cała reszta toczka w toczkę taka sama od 1973! Ludzie od czterdziestu lat śpiewają tę samą piosenkę, tylko inne tytuły kładą. Z tymi tytułami to też jednakowoż nie ma brawury. Lecimy w kolejności dowolnej "Opętany"(1995), "Opętana" (1992), "Opętanie"(1999). Dalej: "Egzorcysta"(1973), "Egzorcyzmy Emily Rose"(2005), "Egzorcyzmy Dorothy Mills"(2008), "Ostatni egzorcyzm"(2010). Nie ma co dodatkowo kopać leżącego i wspominać, ile było części tego pierwszego.

Spodobało mi się zdanie z recenzji Pana Marcina, że: "Tym razem jednak nie remakuje własnego filmu, a opowiada zupełnie nową historię". Takie poczucie humoru to lubię, soczyste, lekko zawoalowane, ale po rozszyfrowaniu powalające na ziemię. Ja przyznaję bez bicia, długo się zbierałem. Co do gry aktorskiej to zastrzeżeń raczej nie ma. Dziewczynka wystraszona, tata smutny, mama trochę wredna, potwór brudny i wredniejszy od mamy, rabin kozak. Moim skromnym zdaniem mało do zepsucia, ale według wielu Morgan zagrał rolę życia. No i lipa, a chłop przecież jeszcze młody. Szkoda go trochę.

Muzyka jak muzyka, na półce raczej nie postawisz. Efekty specjalne to już w naszych czasach tylko Polacy partolą, więc zero zastrzeżeń. Technicznie nic do zarzucenia.
Na plakacie nieodłączne "based on a true story", chociaż nikt nie wie jakiej. Na koniec szczere i wyznanie, przez które uważam, że można iść do kina i nie czuć się oszukanym "Egzorcysta zainspirował wiele filmów, a ten jest jednym z najlepszych". Zamieniamy inspirować na kopiować i marsz się bać!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po wielu dość miernych próbach nakręcenia przyzwoitego horroru, poruszającego temat opętania, do nowego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones