Recenzja filmu

Śpiewak jazzbandu (1927)
Alan Crosland
Al Jolson
May McAvoy

Kino jeszcze zachrypnięte

Nie trzeba być specjalistą, żeby na pytanie: Jaki był pierwszy film dźwiękowy?, odpowiedzieć: "Śpiewak jazzbandu". I właśnie w użytej przeze mnienegacji znajduje się pewien haczyk, albowiem
Nie trzeba być specjalistą, żeby na pytanie: Jaki był pierwszy film dźwiękowy?, odpowiedzieć: "Śpiewak jazzbandu". I właśnie w użytej przeze mnienegacji znajduje się pewien haczyk, albowiem specjalista z pewnością nie nazwałby tego filmu "pierwszym dźwiękowym". Za taki powinniśmy raczej uznać krótkie nagraniepracowniThomasa Edisonaz1894 lub 1895 roku, nazwane od nazwiska jego współpracownika: "Dickson Experimental Sound Film". Przedstawia ono grającego na skrzypcachDicksonaidwóch niezdarnie tańczących mężczyzn. Muzykę na tym nagraniu udało się zarejestrować dziękiwidocznemu z lewej stronywielkiemu rogowi, który z kolei został połączony z fonografem. Czyli ponad 30 lat przed "Śpiewakiem jazzbandu" zrealizowano pierwsze nagranie (film to za duże słowo) z zarejestrowanym dźwiękiem.Niemniej jednak, to "Śpiewak jazzbandu" zyskał sławę tego "pierwszego", w czym z pewnością pomógł mu Oscarza "pionierski film mówiony".

Z drugiej zaś strony, traktowanie obrazuAlana Croslandajak film dźwiękowy jest trochę na wyrost. W rzeczywistości, widzowie 6 października 1927 roku otrzymali najzwyklejszy film niemy, z tą jednak różnicą, że dodano do niego wstawki wokalne i krótkie dialogi.Co ciekawe, film ten początkowo nie cieszył się wielkim powodzeniem – traktowany był raczej jak kolejna ciekawostka dźwiękowa (a było ich do 1927 roku całkiem sporo, chociaż może nie tak spektakularnych). Dopiero "Śpiewający błazen" (1928) stał się na tyle dużym finansowym sukcesem, że wielkie wytwórnie postanowiły skoncentrować się na kręceniu filmów dźwiękowych.

Skupmy się jednak na dzieleCroslanda. Film przedstawia dobrze znany konflikt tradycji z nowoczesnością. Jakie Rabinowitz (Bobby Gordon) jest utalentowanym muzycznie żydowskim trzynastolatkiem, który bryluje w klubach jazzowych. Natomiast jego ojciec (Warner Oland) widziałby syna w innej roli. Zgodnie z pięciopokoleniową tradycją Jakie ma zostać kantorem w synagodze – jego talent ma służyć Bogu, a nie gawiedzi. Chłopak marzy jednak o Broadwayu, więc, mimo zrozumienia ze strony matki (wzruszającaEugenie Besserer), postanawia uciec z domu. Poznajemy go po kilku latach w jednym z kalifornijskich klubów, gdzie podbija serca publiki (i nie tylko) jako Jack Robin (Al Jolson). Zbiegiem okoliczności trafia on znów do rodzinnego miasta, gdzie po raz kolejny będzie musiał stanąć przed wyborem: wierność tradycji czy samemu sobie.

Losy filmowego bohatera w pewnym stopniu pokrywają się z biografią jego odtwórcy.Jolson(właściwie Asa Yoelson), żydowski emigrant ze Żmudzi, miał także zostać kantorem jak jego ojciec. Jednakże pokusa kariery w show biznesie okazała się silniejsza i od lat 20. XX wieku z powodzeniem występował w radiu, na deskach Broadwayu i w filmie.

I to właśnie dzięki niezwykłej energii, charyzmie i bezpretensjonalnościJolsona– patrz i słuchaj kawałka "Toot, toot, Tootsie" – "Śpiewak jazzbandu" potrafi uwieść nawet współczesnego widza, który podobno widział już "wszystko". Prawdziwość prezentowanych przezJolsonaemocji (pytanie: zagranych czy odtworzonych z własnego doświadczenia?) sprawia, że staje się on żywym bohaterem, tzn. takim w którego jesteśmy w stanie uwierzyć, mimo ewidentnej umowności pół-niemego widowiska.

Bo nie oszukujmy się. "Śpiewak jazzbandu" to nie arcydzieło kinematografii, a historyczna i techniczna ciekawostka, którą wypada znać, ale tak naprawdę, na prawdziwy artystyczny przełom z użyciem dźwięku, widzowie musieli jeszcze trochę poczekać. FilmCroslanda (albo raczej wytwórni Warner Bros na spółkę z Vitaphonem) to dopiero pierwszy dość koślawy krok na drodze ku udźwiękowieniu, sprawdzenie pierwszych reakcji publiczności. W tym kontekście wybór wątku konfliktu między tradycją a nowoczesnością wydaje się sprytnym zabiegiem, który można odczytywać jako przeciwstawienie "skostniałego" kina niemego z nowoczesnym dźwiękowo "udoskonalonym". Niezależnie jednak od tego, czy powstał dobry czy też zły film, jedno było pewne – odwrotu od udźwiękowienia kina już nie ma.Show must go on –jak "mówi" (jeszcze na planszy z napisami) Jack Robin.

"Śpiewak jazzbandu" stał się w powszechnej opinii dalekim od ideału pionierem filmu dźwiękowego. Ale czy jakikolwiek początek był idealny?
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Opinie o "Śpiewaku jazzbandu", że to "pierwszy film dźwiękowy", "przełom w historii kina", "spektakularny... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones