Recenzja filmu

Przekręt (2000)
Guy Ritchie
Jason Statham
Stephen Graham

Lock, Stock and... the huge diamond

Twórczość Guya Ritchiego odkryłem dość niedawno dzięki działowi Filmweb Poleca. Najpierw obejrzałem "Porachunki" i od tamtego czasu nie mogłem się doczekać następnego filmu tego angielskiego
Twórczość Guya Ritchiego odkryłem dość niedawno dzięki działowi Filmweb Poleca. Najpierw obejrzałem "Porachunki" i od tamtego czasu nie mogłem się doczekać następnego filmu tego angielskiego reżysera. Nie zawiodłem się, oglądając "Przekręt". Więcej - był prawie tak samo świetny. Dlaczego "prawie"? - uzasadnię później. Na początek jednak należy wspomnieć co nieco o fabule, która zdecydowanie nie należy do najprostszych, delikatnie mówiąc. Właściwie najłatwiej jest powiedzieć, że wszystko kręci się wokół pewnego diamentu i ustawionych, nielegalnych walk bokserskich. Franky rabuje osiemnastokaratowy diament. Później ktoś go zabija i okrada. Szef chłopaka postanawia znaleźć sprawców. Tommy i Turek tracą zawodnika do walk bokserskich, jednak udaje im się pozyskać Cygana Mickey'ego. Ten zawodzi ich podczas ustawionej walki, co wywołuje gniew miejscowego gangstera "Cegłówki". Opisywanie dalszych perypetii bohaterów zajęłoby n-stron, a i tak niewiele by to wyjaśniło. Guyowi Ritchiemu udało się w niesamowity sposób utrzymać klimat angielskiego podziemia kryminalnego. Znajdziemy tu wiele miażdżącego i powalającego angielskiego humoru, a przede wszystkim historię całkowicie przemieszaną, w której koneksje i zależności tak naprawdę zrozumiecie dopiero na koniec filmu. Charakterystyczną cechą komedii gangsterskich Ritchiego są pełnokrwiste postacie i ich otoczenie. Bohaterowie nie mają dylematów moralnych, doskonale robią to, w czym są dobrzy, czyli są źli. Wydaje się to trochę bajkowe, ale dzięki temu film zyskuje specyficzny humor. Żeby ułatwić widzowi zrozumienie obrazu, reżyser używa ciekawego przedstawienia postaci. Wykorzystuje połączenie stylu Martina Scorsesego z art-house'owymi zabiegami graficznymi. Naprawdę zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Kolejną interesującą rzeczą są dialogi, które stylem przypominały mi trochę filmy Tarantino. Czasami wręcz nie wiadomo, o co chodzi. Chyba wiecie, co mam na myśli. Chciałbym jeszcze podkreślić znakomitą grę aktorów. Poczynając od angielskich (Jason Statham, Alan Ford, Mike Reid, Vinnie Jones), a kończąc na hollywoodzkich (Benicio Del Toro, Brad Pitt) i Jugosłowianinie Rade Serbedziji. Na największe wyróżnienie zasługuje według mnie Brad Pitt, jako szalony Cygan-lekkoduch Mickey. Mam jednak pewien niedosyt, a jest on związany z mnogością bohaterów. Dla niektórych pewnie może to być atut, jednak według mnie zależności między nimi są zbyt naciągnięte. W "Porachunkach" zostało to zrobione sprawniej i mądrzej. Nie neguję dużych umiejętności opanowania tego wszystkiego, ale czegoś mi brakowało. Kinomaniaków, którzy widzieli "Porachunki", nie trzeba specjalnie zachęcać do "Przekrętu". Reszcie polecam tę komedię z uwagi na to, że to nieźle zakręcona historia, z dawką dobrego humoru. Bardzo polubiłem klimat tego angielskiego, komediowego kina gangsterskiego. Mimo pewnego małego szczegółu, ten film zrobił na mnie ogromne wrażenie. Na coś takiego właśnie czekałem.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po ogromnym sukcesie debiutanckich "Porachunków", Guy Ritchie nakręcił kolejny film, rozgrywający się w... czytaj więcej
Marta Olszewska

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones