Recenzja wyd. DVD filmu

Wojna Charliego Wilsona (2007)
Mike Nichols
Tom Hanks
Amy Adams

Demokracja to nie zawsze rządy chwilowej większości

Od pierwszego ujęcia można zakochać się w filmie "Wojna Charliego Wilsona", bo produkcję tę - tak jak książkę - ocenić można  po pierwszym i po ostatnim zdaniu. W pierwszym ujęciu widzimy
Od pierwszego ujęcia można zakochać się w filmie "Wojna Charliego Wilsona", bo produkcję tę - tak jak książkę - ocenić można  po pierwszym i po ostatnim zdaniu. W pierwszym ujęciu widzimy pocztówkowe ujęcie - wojownika afgańskiego. Pierwsze zdjęcie i już wiadomo, że operator Stephen Goldblatt wycisnął wszystkie swoje umiejętności, by zachwycić widza. Nie znalazłam ani jednego momentu, w którym jego ujęcia traciły by ostrość; uwypukla i daje światło każdemu planowi. Nikt nie jest tak ważny, by widz nie mógł zobaczyć drugiego czy trzeciego planu. Tak jak w trakcie pierwszej wizyty Charliego w obozie uchodźców, widzimy twarz aktora (taki jak zawsze Tom Hanks) i na jego tle obóz… wszystko jest ważne, bo wszystko w tym filmie zmierza do końcowej konkluzji… A na zakończenie dostajemy gorzką pigułkę do refleksji. Czy na pewno Kongresmen Charlie Wilson wygrał wojnę? Ale, ale!, pomiędzy początkiem, a końcem jest środek i o nim nie można zapomnieć. "Wojna Charliego Wilsona" jest lekko podanym filmem salonowym, z dużą ilością bohaterów i dialogów, w tle których odgrywa się tragedia jednego z mocarstw.  Można go więc oglądać na dwa sposoby. W pierwszym, widz dostanie opowieść o człowieku, któremu dzięki znajomości systemu oraz ludzkich charakterów udało się osiągnąć niemożliwe. Przyznać trzeba, iż Kongresmen jest postacią barwną i skupiwszy się na takim odbiorze filmu, otrzymamy sprawnie zagraną i nakręconą komedię obyczajową.  W drugim, reżyser Mike Nichols idealnie wpisuje się w modny nurt hollywoodzkiej krytyki  zagranicznej amerykańskiej polityki. Takie produkcje mówią: mamy swój kraj, w którym sytuacja wewnętrzna nie jest najlepsza, przestańmy więc być zbawicielami całego świata, przestańmy aspirować do roli przewodnika narodów, bo w obronie wartości i amerykańskiego snu, pozostawiamy po sobie tylko zgliszcza i dramaty ludzkie.   Osobiście wolę drugie podejście. Historia Wilsona pokazuje bowiem, iż czasem definicja demokracji jako rządów chwilowej większości nie jest zgodna z prawdą. Czasem jeden człowiek jest w stanie uzyskać w amerykańskim kongresie miliard dolarów na broń i czasem ten sam człowiek nie jest w stanie pomóc zniszczonemu państwu w odbudowie, bo nie może przekonać trzech osób, by przeznaczyły na to miliona.  I właśnie dlatego uważam, iż jest to film o tragedii Stanów Zjednoczonych, gdzie można osiągnąć wszystko i nic. Kongresmen Charlie Wilson mówi: „To zdarzyło się naprawdę, te chwalebne czyny naprawdę zmieniły świat, ale schrzaniliśmy ostatnia rozgrywkę”.   Twórcy filmu pozostawiają nas bez komentarza z offu, sami musimy ocenić, co próbują nam powiedzieć. W dwoistości podejścia do filmu pomagają sami aktorzy, którzy grają delikatnie, nie ostentacyjnie, często samymi oczami. Scena zapijaczonego, załzawionego Wilsona zagrana jest przez Hanksa genialnie i szkoda tylko, że została wykorzystana dwukrotnie. No, chyba że celowo reżyser aplikuje nam porównanie żalu za straconą kobietą, do żalu,  jaki wywołuje, iż nic już nie da się zrobić… Jak dla mnie trzy czołowe gwiazdy zatrudnione przy produkcji Philip Seymour Hoffman (w roli Gusta Avrakotosa), Julia Roberts (jako wpływowa Joanne Herring ) oraz wspominany wcześniej Tom Hanks w roli tytułowej nie przemęczyli się aktorsko, kunszt aktorski jako taki mają wszak opanowany, jednakże również dla nich można – już bez refleksji – obejrzeć "Wojnę Charliego Wilsona" i nie być zawiedzionym.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wojna w Afganistanie to jeden z najbardziej palących opinię publiczną współczesnych konfliktów. Wiele... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones