W drodze do kina spodziewałam się czegoś tętniącego życiem, absurdalnego humoru i kolorów. Okazało się jednak, że ten film to nie jest drugi "Być jak John Malkovich". Spokojne przytłumione
W drodze do kina spodziewałam się czegoś tętniącego życiem, absurdalnego humoru i kolorów. Okazało się jednak, że ten film to nie jest drugi "Być jak John Malkovich". Spokojne przytłumione aktorstwo Carreya jak i żywiołowa, zdrowo pokręcona Winslet. Wszystko kręcone w smutnych, brudnych barwach. Carrey zaskakuje mnie swoją kreacją nudnego człowieka, który wciąż oznajmia światu, iż w jego życiu nic się nie dzieje, zaś w środku aż bucha od emocji. Opisuje banalne rzeczy w niezwykły sposób świadczący o jego wrażliwości. Nawet rysuje, potwierdzając jakże inne jest jego ‘patrzenie’. W filmie aż roi się od niepowtarzalnych cytatów typu: ”Piasek jest przereklamowany”. Nie jest to jedynie historia pewnej miłości i jej przemijania. To obraz o tym, że nie można pozbyć się przeszłości, wymazać jej, bo prędzej czy później powróci do nas, raniąc jeszcze bardziej. Sam oryginalny tytuł wskazuje na to, że nie jest to kolejna romantyczna opowiastka dla porzuconych kochanków. Ktoś powiedział, że to historia o tym, jak nudziarz znowu odzyskuje swoją ukochaną. Udowodnienie mężczyznom, że byle facet zdobędzie wybuchową laskę. Zupełnie się z tym nie zgadzam; ten nudziarz potrafi polubić ziemniaczane potwory, wybrać biżuterię na Walentynki zgodną z gustem ukochanej, mówić do niej słowami, które zawsze chciała usłyszeć. To człowiek o wielkim potencjale, który potrafi powiedzieć OK i wybaczyć. Ten film nie kończy się happy endem. Nie wiemy, czy bohaterom uda się być szczęśliwą parą i wykorzystać swoją szansę. Nie można jednak tak po prostu odrzucić przeszłości i należy jak najlepiej wykorzystać dane nam chwile. Dla mnie ten film mówi właśnie o tym.