Recenzja filmu

Terminator: Ocalenie (2009)
McG
Christian Bale
Sam Worthington

Brzmienie apokalipsy

Najnowszy "Terminator" bezwzględnie należał do najbardziej oczekiwanych filmów tego roku, a po premierze szybko uplasował się również w czołówce najbardziej rozczarowujących obrazów ostatnich
Najnowszy "Terminator" bezwzględnie należał do najbardziej oczekiwanych filmów tego roku, a po premierze szybko uplasował się również w czołówce najbardziej rozczarowujących obrazów ostatnich miesięcy. Osobiście - wbrew opiniom wielu widzów i krytyków - nie uważam najnowszego "Terminatora" za obraz kompletnie nieudany, choć do miana naprawdę dobrego filmu brakuje mu równie dużo. Nie da się ukryć, że od poziomu pierwszych dwóch części serii dzieli go przepaść, choć jednocześnie uważam, że podobnych rozmiarów przepaść dzieli go od "Buntu Maszyn", którego ciężko mi określić inaczej niż parodię swoich poprzedników. Ale dość o filmie – wszak recenzja poświęcona jest muzyce. Tą zajął się znany i popularny ostatnio kompozytor Danny Elfman, znany głównie ze współpracy z reżyserem Timem Burtonem. Przyznam, że nie byłem pewien, czy Danny Elfman wczuje się w post-nuklearne klimaty i stworzy score, który będzie mógł wytrzymać porównanie z oprawami muzycznymi dwóch pierwszych części serii (których autorem jest Brad Fiedel), ale koniec końców okazało się, że nie jest AŻ tak źle – wprawdzie nie zbliżył się nawet do poziomu dzieł Brada Fiedela, udało mu jednak stworzyć całkiem niezłą i miejscami dosyć klimatyczną ilustrację. Dowodzi to, że Danny Elfman jest kompozytorem bardzo wszechstronnym i potrafi dostosować styl, tonację i sposób nagrania muzyki do klimatu filmu.  Do filmu wprowadza nas całkiem niezły utwór, "Opening". Da się w nim zauważyć pewne podobieństwa do niektórych utworów Hansa Zimmera oraz muzyki do "Transformerów" autorstwa Steva Jablonskiego, jednak w przeciwieństwie do niego operuje nią w z odpowiednim wyczuciem, odpowiednio buduje klimat (czego Steve Jablonsky kompletnie nie potrafi, a z czym Hans Zimmer czasami również miewa problemy) i ogólnie jest dobrze dopasowana do filmu. Zagrany na gitarze "Freeside" jest w gruncie rzeczy mało wyszukany, ale mimo wszystko pasuje do spalonych słońcem pustkowi i krajobrazów miejscami niemal żywcem wyjętych z "Mad Maxa". "Broadcast", w którym również pojawia się gitara, ilustruje z kolei siły ruchu oporu. Pomysł ciekawy, choć moim zdaniem raczej niespecjalnie trafiony – ot nie do końca udany, aczkolwiek interesujący eksperyment. Muzyka akcji miejscami przypomina wcześniejsze dzieła Elfmana (miedzy innymi z remake’u "Planety małp") choć da się usłyszeć w niej również nawiązania do actionscore'ów Hansa Zimmera i Alana Silvestri (elektronika, styl) oraz Johna Williamsa (tak zwany "kontrolowany chaos"). Tym samym muzyka akcji dobrze wpasowuje się w to, co dzieje się na ekranie i tworzy z tymi wydarzeniami wspólną całość - tak sprawnie, że po obejrzeniu filmu ciężko sobie przypomnieć, aby w scenach akcji była jakaś muzyka. Owszem, była, ale raczej podkręcała tempo i dynamikę wydarzeń, a nie wybijała się na pierwszy plan. Moim zdaniem jest to zaletą. Wspomniałem, że Danny Elfman czerpał tu inspirację z muzyki akcji, którą piszą Williams i Zimmer. Zwłaszcza podobieństwa do "Batmana" i "Wojny Światów" są wyczuwalne.  To, co w przypadku muzyki akcji można uznać za zaletę, o tyle w momentach bardziej stonowanych nie sprawdza się praktycznie w ogóle. Po obejrzeniu filmu naprawdę ciężko sobie przypomnieć chociaż jeden motyw muzyczny z którejkolwiek ze scen. Jest to spowodowane również tym, że w filmie - ku mej rozpaczy - legendarny motyw przewodni z pierwszego "Terminatora" (skomponowany przez Brada Fiedela) pojawia jedynie trzy razy (z czego raz w napisach początkowych, raz w końcowych, w filmie zaś... jeden raz, ale za to robi wtedy piorunujące wrażenie). To wada, i to duża. Całkowite odcięcie się on muzyki z poprzednich filmów nie było dobrym pomysłem i można powiedzieć, że Danny Elfman i McG takim zabiegiem strzelili sobie (i filmowi) w stopę. Co prawda „Ocalenie” planowane było jako początek całkiem nowej trylogii, która z filmami z Arnoldem Schwarzeneggerem ma niewiele wspólnego, ale szlachectwo mimo wszystko zobowiązuje i nie godzi się z herbu rodowego robić podstawki pod piwo… Cóż mogę dodać na koniec… Danny Elfman stworzył solidną muzykę, jednak czegoś w niej brakuje. W filmie nie zachwyca, choć do scen akcji dopasowana jest w miarę dobrze. Kto wie, może to zasługa - nie zawaham się tego napisać – fenomenalnej oprawy dźwiękowej, jaką ma film (wszelkiego rodzaju dźwięki wydawane przez terminatory, wybuchy czy śmigające w powietrzu odrzutowce aż jeżą włos na karku - poezja!). Nie usprawiedliwia to jednak odejścia od formuły muzyki, do jakiej przyzwyczaił nas Fiedel, ani nie stanowi wymówki dla braku ciekawych melodii, które pamiętałoby się po seansie (choć utwory same w sobie nie są złe). Album z tego filmu nie jest ani zły, ani dobry - to po prostu sprawnie wykonana rzemieślnicza robota, która nie ma w sobie praktyczne niczego, co zachęciłoby mnie do ponownego przesłuchania najnowszego dzieła Elfmana. Ten jeden raz wystarczył mi w zupełności.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Powstały w 1984 roku ''Terminator''stał się niespodziewanym sukcesem kasowym, który nie dość, że... czytaj więcej
Fani tej, jednej z najsłynniejszych historii w dziejach kina science fiction, czekali długo, bo ponad... czytaj więcej
W 1984 r. mało znany reżyser James Cameron wyreżyserował film, który na stałe zapisał się w historii... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones