Skrzynia bez skarbu

Na drugą część bardzo lubianych przeze mnie "Piratów z Karaibów" czekałem długo i z niecierpliwością. Niestety film nie spełnił wszystkich moich oczekiwań i nie utrzymał poziomu pierwszej
Na drugą część bardzo lubianych przeze mnie "Piratów z Karaibów" czekałem długo i z niecierpliwością. Niestety film nie spełnił wszystkich moich oczekiwań i nie utrzymał poziomu pierwszej części, jednak o całkowitej porażce również mowy być nie może. Wciąż jest to fajny film przygodowy, jednak polotu i świeżości poprzednika ma w sobie raczej niewiele. Duże oczekiwania miałem również co do muzyki, która jest jedną z największych zalet pierwszych "Piratów z Karaibów". Tym razem stanowisko kompozytora objął Hans Zimmer, mentor Klausa Badelta (autora muzyki z pierwszej części filmu). Niestety, o ile film nie jest zły, to do muzyki pasuje mi tylko jedno słowo – porażka. Hans Zimmer zepsuł większość rzeczy, które mógł tutaj zepsuć. Oto garść grzechów tej partytury:  Coś jest dobre? To trzeba to zmienić! Chociaż w brzmieniu utworów z pierwszego filmu miejscami wyczuwalne były syntezatory, to nie zmieniało to faktu, że muzyka była tam świeża i brzmiała naturalnie, dzięki czemu zachwycała swoją lekkością i polotem. W "Skrzyni Umarlaka" Zimmer wykorzystał swoją ukochaną elektronikę, przez co potencjalnie świetna, orkiestralna muzyka straciła niemal całą swoją siłę, a rozmach ustąpił miejsca miałkości i niemal totalnemu brakowi wyrazistości. Nawet melodie żywcem wyjęte z pierwszej części filmu brzmią tutaj gorzej niż w pierwowzorze. Ciężko mi to zrozumieć, podobnie jak decyzję kompozytora dotyczącą wykorzystania gitar elektrycznych. Pomysł może i ciekawy, ale niestety kompletnie nieudany. Główną atrakcją tej ścieżki muzycznej jest utwór zatytułowany "The Kraken". Jego ogromną zaletą jest nietuzinkowe wykonanie, gdyż łączy on w sobie zarówno orkiestrę symfoniczną w pełnym składzie, organy jak również i garść elektroniki (w tym również wspomniane wcześniej gitary elektryczne, które tu jednak brzmią całkiem w porządku). Niestety jako muzyka towarzysząca w filmie złowrogiej, żyjącej w morskich otchłaniach bestii wypada bardzo słabo. Widzę tu próbę zmierzenia się ze słynnym, skomponowanym przez Johna Williamsa motywem muzycznym ze "Szczęk", który podobnie jak "The Kraken" w filmie towarzyszy atakom okrutnego morskiego potwora. Niestety to próba kompletnie nieudana, choć muzyka sama w sobie jest bardzo fajna i z pewnością - jedna z najciekawszych pozycji na tej płycie. Większość z pozostałych utworów muzycznych z tego filmu również prezentuje bardzo nierówny poziom. "Davy Jones" jest świetnym motywem, ale tylko przez pierwszą minutę, gdy cała melodia opiera się na pozytywce. Później, kiedy do akcji wkraczają orkiestra i elektronika, robi się nieciekawie, żeby nie powiedzieć - "beznadziejnie". Rozumiem, że kompozytor chciał wprowadzić troszkę świeżości, ale nie do końca mu to wyszło. "Two Hornpipes (Tortuga)" i "A Family Affair" to muzyka fajna, ale bez ciekawego pomysłu, przez co oba utwory już po drugim przesłuchaniu zaczynają nużyć. Dotyczy to zresztą prawie całej płyty. A co mi się podobało? Przede wszystkim wykorzystanie niektórych motywów muzycznych z pierwszej części filmu w z grubsza niezmienionej formie. Bardzo dobrym przykładem jest muzyka towarzysząca pierwszemu pojawieniu się Jacka Sparrowa. Ciekawie również brzmią głośne mi uderzenia serca w czołówce filmu (świetny pomysł!) i w "You Look Good Jack", podobnie jak często wykorzystywany w tej muzyce niski, męski chór. Również "Dinner Is Served", "Wheel of Fortune" i "Hello Beaste" (zwłaszcza druga jego połowa tego ostatniego, która poziomem zbliżyła się do muzyki z pierwszej części filmu) brzmią w porządku, choć bez rewelacji. Na szczęście w tej prezentującej bardzo nierówny poziom kompozycji Hansa Zimmera znalazła się jedna perełka, która wyróżnia się z przeciętnej całości, i do której z przyjemnością wracam. Ulubieniec żeńskiej części widowni, Jack Sparrow, doczekał się własnego motywu muzycznego, który idealnie pasuje do jego postaci. "Jack Sparrow" to świetna, lekka muzyka pełna humoru i przygody, choć umówmy się - daleko mu do najlepszych przygodowych partytur Johna Williamsa (gdzież mu tam do "Radiers March" z "Poszukiwaczy Zaginionej Arki"). Czas na krótkie podsumowanie. Bardzo żałuję, że za muzykę do "Skrzyni Umarlaka" nie zabrał się Klaus Badelt, gdyż swoją kompozycją sygnowaną logiem pierwszych "Piratów z Karaibów" prześcignął swojego nauczyciela o całe mile morskie. Hans Zimmer, chociaż próbował, nawet nie zbliżył się do tego poziomu i zamiast świetnej, przygodowej kompozycji otrzymaliśmy muzykę pod wieloma względami rozczarowującą, i w ogólnym rozrachunku - mimo kilku mocnych atutów - co najwyżej przeciętną. A miało być tak pięknie…
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kontynuacja "Piratów z Karaibów" była przeze mnie najbardziej oczekiwaną premierą roku. Muszę przyznać,... czytaj więcej
Każdy jako dziecko chociaż raz bawił się w piratów. Był albo dzielnym kapitanem zdobywcą skarbów i... czytaj więcej
Wróżono spektakularną klapę, a tymczasem poprzednia część "Piratów z Karaibów" – "Klątwa Czarnej Perły"... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones