Recenzja filmu

Transformers (2007)
Michael Bay
Shia LaBeouf
Megan Fox

Zgwałcone wspomnienia

Michael Bay postanowił zgwałcić wspomnienia z dzieciństwa. Moje wspomnienia, żeby być precyzyjnym. Uznał, że dokona tego, tworząc nową wersję kreskówki, która powstała tylko po to, aby promować
Michael Bay postanowił zgwałcić wspomnienia z dzieciństwa. Moje wspomnienia, żeby być precyzyjnym. Uznał, że dokona tego, tworząc nową wersję kreskówki, która powstała tylko po to, aby promować linię zabawek Hasbro. Gratulacje, panie Bay: udało się. Czuję się brudny, wykorzystany, a po napisaniu tej recenzji chyba prysznic nie wystarczy i będzie potrzebna wizyta u terapeuty. Gdzieś tak między stanem wojennym a początkiem prezydentury Wałęsy, byłem w tym radosnym wieku, kiedy szkoła nie oznaczała jeszcze pasma męki i upokorzeń, dziewczyny były "błeee", system monetarny był pojęciem obcym, a największym przyjacielem człowieka był Pewex i pochodzące zeń klocki lego, matchboxy, no i plastikowe transformery, które zastraszająco szybko się psuły i gubiły elementy przyjaznego dziecku wyposażenia, jak armaty laserowe, rakiety i plastikowe bomby wodorowe. Zabawki jednak były fantastyczne, gdyż można było obejrzeć je na ekranie telewizora (tzn. telewizora, do którego podpięty był odtwarzacz VHS, w łapanej z powietrza telewizji chodził "Wodnik Szuwarek", "Reksio" i "Magiczny Ołówek", który do pięt nie dorastał robotowi mogącemu jednym wystrzałem zniszczyć inne dzieciaki z podwórka, wraz z podwórkiem jako takim). Oczywiście, w telewizorze Jazz i Optimus byli rysunkowi, ale w owym okresie mego żywota stanowiło to zaletę nie do przebicia. Gdy dodać do tego animowany film pełnometrażowy, z rock'n'rollową muzyką lat osiemdziesiątych - nic lepszego nie mogło wtedy spotkać chłopaka przed dziesiątym rokiem życia. Minęło jakieś ćwierć wieku, transformery pomaszerowały na strych, niczym "z ołowiu żołnierze" w piosence Urszuli, dziewczyny nabrały kształtów i wyznaczyły nowe priorytety w moim życiu, a gdzieś tam, niepostrzeżenie, zgarbieni ludzie przy klawiaturach rozwinęli technologię pozwalającą na nakręcenie aktorskiej wersji dawno zapomnianej przeze mnie kreskówki. Oczywiste było, że obejrzę film o zabawkach, które tak miło wspominam - przyznaję, przypominałem tutaj kobietę z uśmiechem wypijającą nafaszerowanego pigułkami gwałtu drinka. Technologia pozwala na wiele, choć wciąż wszystko wygląda sztucznie (nie tak sztucznie, jak rekin w kolejnych sequelach "Jaws", ale sztucznie jak typowa dziewczyna z rozkładówki Playboya). Niestety, twórcom "sztucznie" pomyliło się ze "świetnie", więc kiedy strona wizualna została dopracowana, odpuścili sobie takie detale jak dobra obsada (no, może z wyjątkiem Johna Turturro), błyskotliwe dialogi czy zaskakująca, oryginalna i wciągająca fabuła. Dostajemy coś takiego: dawno temu na Ziemię spadł przedmiot w rodzaju kosmicznej kostki rubika, będącej źródłem życia wszystkich transformerów (pomijamy tu kwestię, w jakim sensie robot jest żywy, lepiej pokazać kolejną eksplozję). Teraz, po milionach lat, w ciągu zaledwie dwóch dni cała sprawa zostaje załatwiona - dobre i złe roboty namierzają kostkę (pomijamy tutaj, co tak w zasadzie czyni jedne roboty dobrymi a inne złymi, lepiej pokazać ponętne kształty Megan Fox, wyglądającej właśnie jak sztuczna playboyowa lalka), walczą o nią, ci co mają wygrać wygrywają, a z przegranych ratuje się jeden, aby mógł powstać sequel. Do tego wszystkiego mamy tutaj Shia LaBeouf (pomijamy tu zagadnienie, kto uznał, że należy go obsadzić w jakiejkolwiek roli i kto uważa go za utalentowanego i zabawnego aktora. Natomiast ja pomijam prawidłową pisownię i wymowę jego nazwiska, równie dziwacznego jak nazwisko granego przezeń bohatera), który wchodzi w posiadanie jednego robota, wyglądającego jak samochód, który to samochód usiłuje od LaBeoufa zdobyć okulary z eBaya, które pokażą drogę do kostki, która i tak już od dawna jest gdzie indziej... Bogowie, żałuję, że ostatnie zdanie nie jest sarkastyczną hiperbolą. Tak więc LaBeouf, zaplątany w transformujący konflikt o kostkę, podrywa najgorętszą laskę w szkole (co jest oczywiście naturalnym rozwojem akcji i całkowicie niezbędnym uzupełnieniem fabuły), aby w końcu uprawiać sugestywny petting na masce prototypowego camaro... Uff, to chyba wszystko, co można znaleźć w 144 minutach "Transformers". Niech będzie: są jeszcze żołnierze, baza wojskowa na pustyni i Jon Voight. Problem nie polega nawet na infantylności głównej osi fabuły, ta akurat była do przewidzenia. Chodzi raczej o to, że zbyt wiele usiłowano zapakować do jednego filmu i obrano przy tym złe priorytety. Widz jest miotany między robotami wypełniającymi swe misje w sposób całkowicie pozbawiony logiki, dzielnymi żołnierzami, których równie dobrze mogłoby wcale nie być (przecież autoboty i Shia sami muszą uratować świat), bohaterską walką o utratę dziewictwa w wykonaniu LaBeouf, a superhiperekipą specjalistów pod dowództwem Voighta. Jak na pełen dziur logicznych film o zabawkach wyszło coś zbyt zagmatwanego. Kolejnym gwoździem, nie, gigantycznym, zardzewiałym ćwiekiem do trumny są dialogi i "humor sytuacyjny" wynikający z zadurzenia Shia LaBeoufa w ultrasuperseksownej lasce. W założeniu miał być osiągnięty efekt komiczny, w praktyce widzowie wolą odwrócić wzrok i przeczekać żenujące sceny. Do pełni porażki można dodać taki drobny szczegół: trudno połapać się, który transformer jest który, ciężko nawet odróżnić dobrych od złych; wszystkie roboty wyglądają niemal identycznie, ich głosy brzmią tak samo - ale w najmniejszym stopniu nie przypominają moich starych znajomych z dzieciństwa. To trochę jak wejść na Naszą Klasę i przekonać się, że dziewczyna, z którą odbyło się inicjację seksualną, przeszła operację plastyczną, zmieniła kolor włosów, wyszła za mąż, ma trójkę dzieci i wcale cię nie pamięta. Można tylko zrobić dobrą minę do złej gry, przełknąć rozczarowanie i więcej o sprawie nie wspominać. Tak jak o filmie "Transformers".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie ulega wątpliwości, że Michael Bay to jeden z najlepszych reżyserów współczesnego kina, który zamiast... czytaj więcej
"Transformers" to film o robotach, który powstał na podstawie serialu telewizyjnego "Transformery"... czytaj więcej
Kiedy dwaj panowie, lubujący się w efektownym, komercyjnym kinie, spotkają się podczas projektu... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones