Recenzja filmu

Miłość bez końca (2014)
Shana Feste
Alex Pettyfer
Gabriella Wilde

Lato życia

Melodramaty nigdy nie grzeszyły oryginalnością, dlatego próżno nam szukać wśród nich czegoś nowego, świeżego. "Miłość bez końca" czerpie garściami od podobnych filmów, ale zachowuje przy tym
Melodramaty nigdy nie grzeszyły oryginalnością, dlatego próżno nam szukać wśród nich czegoś nowego, świeżego. "Miłość bez końca" czerpie garściami od podobnych filmów, ale zachowuje przy tym klasę i powab. Zanim jednak powiem więcej, wypadałoby przybliżyć trochę fabułę owego romansidła.

Historia obraca się wokół Jade i Davida, których miłość rozkwita tuż po zakończeniu liceum. Wir uczuć sprawia, że wspólnie spędzone lato staje się niezapomniane. Niestety sielanka nie trwa wiecznie, bowiem im dłużej trwa ich romans, tym bardziej ojciec dziewczyny stara się rozdzielić parę zakochanych nastolatków.

Shana Feste tworzyła scenariusz do filmu w oparciu o powieść Scotta Spencera pod tym samym tytułem. Adaptacja jest dość luźna, można by powiedzieć, że oba utwory łączą jedynie imiona postaci. Książka jest w pewnych momentach odrzucająca dla niektórych czytelników, dlatego też sądzę, iż reżyserka postąpiła właściwie, tworząc dzieło, które trafi do większej ilości widzów. No i nie da się ukryć, że obraz skierowany jest bardziej do przedstawicielek płci pięknej, bo w końcu wiele z nich marzy o przeżyciu czegoś na miarę "Romea i Julii". Nie znaczy to jednak, że faceci nie mają tu czego szukać.

Aktorzy spisali się całkiem nieźle. Karierę Alexa Pettyfera śledzę od dawna i z każdą kolejną jego rolą widzę, że jest coraz lepszy. Po nieudanym popisie w "Carrie", Gabriella Wilde otrzymała szansę na zrehabilitowanie się i wykorzystała ją do cna. Nie ma się co oszukiwać, jej ogromnym atutem jest uroda, ale nie polegała tylko na niej. Między dwojgiem głównych bohaterów można było wyczuć chemię, dzięki czemu widz dbał o ich relacje i wraz z nimi przeżywał chwile uniesienia i smutku. Warto wspomnieć także o Greenwoodzie, który zagrał ojca Jade. Wystarczyło, by gwiazdor z "Trzynastu dni" pojawił się na ekranie, aby poczuć niepokój o dalsze losy nastolatków.

Muzykę o dziwo wpada w ucho. W szczególności mam na myśli remiks piosenki NONONO "Pumpin Blood" oraz nowy kawałek Tegan and Sary "Don't Find Another Love". Popowe utwory idealnie wpasowują się w klimat, dzięki czemu podczas seansu można poczuć się błogo.

Montaż jest na wysokim poziomie, ale irytuje fakt, że większość scen użytych w zwiastunach nawet nie pojawiło się w produkcie finalnym. Pozostaje mieć nadzieję, że zostaną włączone do dodatków na płycie z filmem.

Podsumowując, "Miłość bez końca" to naprawdę dobry romans. Nie wybija się ponad inne obrazy z tego gatunku, ale nie jest od nich słabszy. Sceny intymne są subtelne, zaś całość wypada nader uroczo. Dzięki temu każdy będzie mógł się odprężyć i obejrzeć piękną historię miłosną.. Perypetie absolwentów liceum potrafią wciągnąć mimo swojej nieoryginalności.  
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Film Shany Feste przypomina występ łyżwiarzy figurowych – teatralne gesty, wielkie afekty i zgrabne... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones