Recenzja filmu

Super 8 (2011)
J.J. Abrams
Kyle Chandler
Elle Fanning

Avataryzacja

Miałem plan, by zacząć tę recenzję od słów "każdy ma swoje grzechy", jednak otwieranie tekstu poświęconego "Super 8" typowo blockbusterowym hasłem wydaje się grzechem. Przechrzcijmy zatem tę
Miałem plan, by zacząć tę recenzję od słów "każdy ma swoje grzechy", jednak otwieranie tekstu poświęconego "Super 8" typowo blockbusterowym hasłem wydaje się grzechem. Przechrzcijmy zatem tę kwintesencję braku pomysłu na "każdy reżyser ma swoje grzechy" i obierzmy ją jako punkt wyjściowy. Jeżeli istnieje specjalne niebo dla reżyserów, to z całą pewnością nie trafi tam Uwe Boll za uprawianie sodomii filmowej ani Christopher Nolan za bycie złotym cielcem XXI wieku, ani też George Lucas za Jar Jar Binksa. Do niedawna powyższa lista była dłuższa o co najmniej jedno nazwisko – Abrams, który winny jest licznych kradzieży czasu ludziom, którzy do samego końca naiwnie wierzyli, że w jego serialu cokolwiek się kiedyś wyjaśni. Najwyraźniej jednak rzeczony reżyser przeląkł się śmiertelnie wiecznego ognia i postanowił pójść ścieżką pokuty, zanim rozwrzeszczany tłum spali go na stosie szpuli sześcioletnich nadziei. W tym celu, adekwatnie do swoich win, Abrams oddaje nam czas, który nie został wprawdzie skradziony, lecz minął bezpowrotnie. Lub tak też się nam zdawało.

Co by o "Super 8" nie mówić, jest to film niezwykły. Już od pierwszych minut seansu człowiek zaczyna rozglądać się w poszukiwaniu dr Emmetta Browna krzyczącego "niespodzianka!". Zaraz potem, widz zaczyna gorączkowo szukać po kieszeniach ulotki, którą zwędził wcześniej przy kasie, by upewnić się czy w drukarni nie zrobiono błędu i nie napisano odwrotnie kto film wyreżyserował, a kto wyprodukował. Zanim jednak zdąży rzucić kilka obelg w kierunku Abramsa, którego chciałoby się oskarżyć o stylowy plagiat wielkiego poprzednika, dostrzega że serwowany mu obraz działa na nieco innych zasadach. Przypomina to trochę zalążki fabuły "Avatara" Jamesa Camerona – reżyser "Super 8" dokonuje swoistej avataryzacji; nie staje się Stevenem Spielbergiem samym w sobie, lecz za pomocą aparatury przenosi swój umysł do jego ciała, by działać przy pomocy jego dłoni i ulepić wiekopomne dzieło niczym Patrick Swayze i Demi Moore. Zachwyca przede wszystkim naturalność i wyczucie z jakim reżyser przemyca niepowtarzalny klimat kina lat osiemdziesiątych, okraszając cały obraz zapierającymi dech w piersiach efektami specjalnymi, czyli najbardziej popularną przyprawą współczesnego kina. W rezultacie, aspekt który zwykle kradnie produkcji wszystkie ważniejsze elementy i wysuwa się na pierwszy plan, tutaj stanowi jedynie smaczek, ostatnią nutę w symfonii, element układanki, bez której obrazek po prostu nie byłby kompletny. Fani twórczości Abramsa również nie będą zawiedzeni – klasyczna dla jego filmów otoczka tajemniczości towarzyszy widzowi przez cały seans, a nie do końca wyjaśnione wątki dodają tylko animuszu. Nie są to aż tak wyrwane z kontekstu i poukrywane w dziwnych miejscach motywy jak w "Cloverfield", jednak atmosfera niepewności wisi w powietrzu i ma swój osobisty charakter; do pewnego momentu po prostu jest i widz jest nią zaintrygowany, z czasem jednak myśli już tylko o tym, by poznać prawdę i dowiedzieć się o co tu właściwie chodzi. Pozornie nie związany z produkcją odbiorca powoli wtapia się w tło wydarzeń, czując się ich integralną częścią – podobnie jak ogień nie przejmuje się niebem, dopóki nie zacznie padać z niego deszcz. Kilka dziur i niedociągnięć fabularnych sprawiają wrażenie popełnionych celowo, jednak świetna gra aktorska młodego pokolenia skutecznie odciąga od nich uwagę, na spółkę ze świetnie zarysowaną historią, która rozwija się na tyle powoli by zacząć snuć własne domysły, a zarazem na tyle szybko, by nie zdążyła nas znudzić. O to drugie dbają w dużej mierze celne dialogi, które napisane są w bardzo naturalny sposób, szczędzący nadmiernego patetyzmu i skrzący niekiedy autentyczną, dziecięcą naiwnością.

"Super 8" to wycieczka pod przewodnictwem Abramsa, który pokazuje zwiedzającym wszystko, co w kinie najlepsze.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Aż chciałoby się rozpocząć wywód od jakiejś wymyślnej dykteryjki, zgrabnej anegdotki czy też innego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones