Recenzja filmu

Dom dusz (1993)
Bille August
Jeremy Irons
Meryl Streep

Milczenie jest złotem

Filmowe opowieści będące rodzinnymi sagami z natury są pozycjami godnymi uwagi i czasu widza. Nie inaczej jest z filmem "Dom dusz" według powieści Isabel Allende. Film opowiada o ubogim
Filmowe opowieści będące rodzinnymi sagami z natury są pozycjami godnymi uwagi i czasu widza. Nie inaczej jest z filmem "Dom dusz" według powieści Isabel Allende. Film opowiada o ubogim farmerze, Estebanie, który po śmierci pięknej narzeczonej wyrusza w głąb kraju, chcąc założyć własny dom, na który ciężko przez wiele lat pracował. Po pewnym czasie przekształca podupadającą hacjendę w jedno z najbogatszych gospodarstw w kraju. Esteban nie jest jednak szczęśliwy, czegoś brakuje w jego życiu. Na pogrzebie matki spotyka siostrę swojej ukochanej, Klarę. Postanawia poprosić o jej rękę, mimo plotek o nadprzyrodzonych zdolnościach dziewczyny. Klara zgadza się zostać jego małżonką i wraz z siostrą Estebana przeprowadza się do jego posiadłości. Wkrótce rodzi im się córka. Mąż jednak nie może zaznać pełni szczęścia, zazdrosny o dziwną więź łączącą jego żonę i siostrę. Niebawem okazuje się także, że nie było przesady w pogłoskach o zdolności Klary... Jak już napisałem, takie opowieści są z natury niezwykłymi przeżyciami. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta: niezwykła historia składająca się na mozaikę pełną wieloznaczności, aktorstwo wysokiej próby w wykonaniu gwiazd, rezygnacja z efektowności wizualnej na rzecz duchowych przeżyć... "Dom dusz" jest właśnie uosobieniem w najczystszej postaci takiego właśnie podejścia do kina. Opowieść oparta na szeroko dyskutowanej powieści Allende nie należy do najprostszych. Skupia się bowiem na wielu osobach, ich przeżyciach, doświadczeniach, pragnieniach, na rozbieżnościach w ich postrzeganiu szczęścia i osiąganiu drogi do niego. W klimacie tej opowieści lepiej zorientują się osoby znające historię Chile lub chociaż orientujące się w prawach, jakie panowały wtedy na kontynencie południowoamerykańskim. Nie będę ukrywał, że historia, którą widzimy nie należy do najciekawszych: opowiedziana jest powolnie, bez nagłych zwrotów akcji. W wielu momentach jest przewidywalna, często się dłuży. Jednak w tym wypadku chodzi o to, aby przekazać wartości uniwersalne, a historia sama w sobie nie ma wartości nadrzędnej. Jest ona głównie tłem dla wspaniałego popisu aktorskiego. A zapewniam was, że takie nazwiska jak: Streep, Close, Irons, Ryder gwarantują naprawdę ciekawe doznania. Mi osobiście najbardziej spodobały się Meryl Streep i Glenn Close ze wskazaniem na tę pierwszą. Meryl po raz kolejny udowadnia, że nie bez przyczyny uchodzi za jedną z najlepszych aktorek w historii kina. Wspaniale wczuła się w swoją postać, ujmując cały jej tragizm i tajemniczość. Myślę, że właśnie do niej należał cały film, ponieważ kiedy znika z ekranu, historia staje się o wiele mniej ciekawa. Dar Klary jest poniekąd jej przekleństwem, z którym jednak nauczyła się żyć i który nauczyła się szanować mimo bólu, jaki ze sobą niesie. Muszę pochwalić reżysera za to, że ukazał ten aspekt opowieści bez śmieszności, która towarzyszy przedstawieniu nadprzyrodzonych zdolności postaci w innych filmach. Dobra jest również Glenn Close w roli siostry Estebana. Ciekawie sportretowała kobietę, która całe swoje życie poświęciła dla innych, pragnąc za to jedynie dachu nad głową i kawałka chleba. Niezrozumiana czy wręcz nienawidzona przez brata traci wszystko, co kocha. Nie mogę nie wspomnieć o Winonie Ryder, która, chociaż nie pokazuje w tym filmie żadnych zdumiewających umiejętności aktorskich, znakomicie pasowała do roli delikatnej a jednocześnie zadziwiająco silnej Blanki. Aktorka udowodniła, że ma nie tylko ładną twarz (w tym filmie naprawdę to widać), ale także spory talent. Z męskiej obsady warto zwrócić uwagę na Jeremy'ego Ironsa, chociaż w jego przypadku miałem wrażenie, że chwilami przesadził z gestami, które czasami są po prostu puste. Natomiast pomyłką było obsadzenie w filmie Antonio Banderasa, który, mimo że stara się grać, nie bardzo mu to wychodzi. On zwyczajnie jest, niby tło. Zupełnie nie widać u niego latynoskiego żaru, który podobno ma... "Dom dusz" nie jest opowieścią dla każdego. Powiedziałbym wręcz, że jest dla zdecydowanej mniejszości widzów, którzy bardziej cenią sobie ciekawą grę aktorską i wielowątkową opowieść aniżeli wciągającą i pozwalającą zapomnieć o problemach rozrywkę rodem z Fabryki Snów. Dlatego film polecam dojrzałym widzom, wielbicielom talentu aktorskiego występujących w nim gwiazd czy osobom, które interesują się tłem politycznym Chile (zmiany ustroju, upadki ideałów, to również składa się na interesujący klimat filmu). Inni mogą sobie tę pozycję bez skrupułów opuścić, nie znajdą tu bowiem dla siebie nic, co by ich zaciekawiło. Obraz Bille Augusta nie jest arcydziełem, żelazną pozycją, którą za wszelką cenę trzeba zobaczyć. Nie oferuje widzowi nic, czego nie może znaleźć w innych dziełach. Owszem, ma naprawdę ciekawe aktorstwo, kilka pięknie przedstawionych ujęć (ta scena, kiedy Blanca z córką siedzą w domu Estebana pod koniec filmu), niezłą muzykę autorstwa Zimmera (aczkolwiek nie poruszyła mnie ona niczym szczególnym). "Dom dusz" nie zdobył żadnych prestiżowych nagród czy nawet nominacji, nie stał się przebojem kasowym, nie był pożywką medialną. I być może dobrze się stało, pozwala to bowiem podejść do tematu bez całego zgiełku towarzyszącego ambitnym, lecz związanym z machiną marketingową tego rodzaju projektom. Nie znaczy to jednak, że na uznanie nie zasłużył. Prawdziwy kinoman powinien zapoznać się z tym nieco już zapomnianym filmem, a z pewnością niejednokrotnie do niego wróci.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones