Recenzja filmu

Szkoła dla łobuzów (2003)
Aisling Walsh
Aidan Quinn
Alan Devlin

Pierwsza taka szkoła

Kojarzycie filmy o trudnej młodzieży i nauczycielach, którzy chcą ich wyciągnąć ze społecznego bagna? "Szkoła dla łobuzów" to jeden z takich obrazów, jednak z pewnością różni się od pozostałych
Kojarzycie filmy o trudnej młodzieży i nauczycielach, którzy chcą ich wyciągnąć ze społecznego bagna? "Szkoła dla łobuzów" to jeden z takich obrazów, jednak z pewnością różni się od pozostałych - ma miejsce nie w ciemnych zakątkach amerykańskiego osiedla, ale w prowadzonym przez księży irlandzkim poprawczaku. Ale i tak najważniejsze jest to, że został oparty na faktach.

Akcja filmu została umieszczona w roku 1939, kiedy to William Franklin wraca z wojny przeciwko Hiszpanii, podczas której walczył po stronie komunistów. Teraz otrzymuje pracę nauczyciela w katolickim zakładzie poprawczym. Jego stanowczy sprzeciw wobec rygorystycznego traktowania chłopców przez brata Johna, napotyka barierę. Nie może się z tym pogodzić i za wszelką cenę pragnie powalić wszelkie zasady panująca w tym "więzieniu".

Mamy więc tutaj biedne dzieci, które nie zaznały w swoim życiu szczęścia, heroicznego nauczyciela oraz sadystycznego księdza, który wyżywa się na chłopcach. W fabule umieszczony został również brat Mac - pedofil wylewający swoje pragnienia na chłopca o nazwisku Delaney. Cała ta mieszanka osobowości daje nam obraz, z którego strumieniami wylewa się przemoc, agresja, patologia i zmowa milczenia w Kościele Katolickim.
Film jest niestety oparty na faktach. Niestety, bo patrząc w ekran aż nie chce się wierzyć, że przedstawione w nim wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości. Bardzo wiele scen potrafi poruszyć (ba, czasami nawet wzruszyć) i przemyśleć wiele ważnych spraw. Przy takiej produkcji już nawet nie patrzy się na wykonanie, które może bardziej zawodzi. Jednak wiadomo - sama treść nadrabia wszystko.

Cały czas zachwalam tylko sam scenariusz, ale na nie mniejszą uwagę zasługuje świetnie wpasowana i przejmująca muzyka Richarda Blackforda. Wzmacnia ona osobliwy klimat opisanej historii, przez co obraz Aislinga Walsha jeszcze bardziej dotyka serc widzów. Po pewnym czasie stają się oni zahipnotyzowani i zapatrzeni w obraz. Co prawda do pracy reżysera nie mam większych zastrzeżeń, jednak ekipa aktorska wypada troszkę słabo. Gra jest słaba, jednak nie wiem w jaki sposób - pasowało mi to do tej produkcji. Wręcz ten brak umiejętności większości z występujących wzmocnił tylko autentyczność opisywanych wydarzeń. A chyba o to powinno chodzić.

Podsumowując, film jest wyśmienitym kąskiem dla każdego kinomana. Jeśli ktoś jeszcze nie widział, powinien to jak najszybciej nadrobić. Bo "Song for Ruggy Boy" to naprawdę kawał mocnego kina.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones