Recenzja filmu

W stronę słońca (2007)
Danny Boyle
Chris Evans
Cillian Murphy

Ciepło... cieplej... gorąco!

Nie lubię filmów science fiction. Nie wciąga mnie ani fabuła "Diuny", ani postacie i światowy fenomen "Star Treka", a "Piątego Elementu" nigdy w całości nie obejrzałem. Są oczywiście wyjątki -
Nie lubię filmów science fiction. Nie wciąga mnie ani fabuła "Diuny", ani postacie i światowy fenomen "Star Treka", a "Piątego Elementu" nigdy w całości nie obejrzałem. Są oczywiście wyjątki - "Matrix" i "Star Wars" - ale one tylko potwierdzają regułę. Gdy dowiedziałem się, że w kinach będzie "Sunshine" byłem podekscytowany. O filmie dowiedziałem się z plakatu na ulicy, pisało na nim "Nowy film Danny'ego Boyle'a - twórcy "28 dni później" i "Trainspotting"". Ponieważ "28 dni" jest moim ulubionym horrorem (btw. wkrótce sequel) z chęcią wybrałem się na "W stronę słońca" (o którym wyczytałem tyle, że to sci-fi). Bałem się, że będzie jakaś wymyślna i "przeguziczkowana" technologia (była, ale na szczęście w miarę dało zrozumieć się jej działanie), a zakończenie filmu będzie dziwne i niejasne (też było, ale tak już mają filmy z tego gatunku). Czy mogę polecić Wam ten film? Chwilka. YOU ARE MY SUNSHINE, MY ONLY SUNSHINE Otóż w niedalekiej przyszłości słońce zgaśnie - od razu uprzedzę, że większego sensu w filmie brak - słońce oczywiście posiada energię na miliardy lat (chodzi mi o to, że szansa, żeby zgasło jest ujemna ) i statek naszych bohaterów, nie ważne z czego stworzony, zamieniłby się w pył przy tak bliskiej odległości od tej największej przecież gwiazdy - i statek kosmiczny Ikarus II (jedynka wyleciała kilka lat wcześniej, lecz słuch po niej zaginął) wraz z dzielnymi kosmonautami wyruszył, by znów je zapalić. Mieli użyć do tego specjalnie przygotowanego ładunku wybuchowego. Dołączamy do załogi statku 16 miesięcy po ich starcie z Ziemi. Są dla siebie przyjaciółmi - traktują się jak rodzina. Do czasu. Otóż dnia pewnego, kiedy to już byli blisko Merkurego, jeden z członków załogi odebrał dziwny sygnał znajdujący się gdzieś w okolicy. Tak, drodzy czytelnicy! Był to sygnał od ekipy z Ikarusa I! Po dość długiej dyskusji i przeanalizowaniu plusów i minusów postanowiono wybrać się na zwiady i przeszukać uszkodzony statek. Niby proste zadanie? A jednak ktoś się pomylił i ustawiając współrzędne, zapomniał o wzmocnieniu ochrony przeciwsłonecznej na zewnątrz rakiety, przez co została ona uszkodzona. Jeżeli ktoś by jej nie naprawił, cała załoga po pewnym czasie zamieniłaby się w skwierczące skwarki. Na szczęście dwóch dzielnych kosmonautów wyszło na zewnątrz w kombinezonach, by naprawić usterkę [byli to kapitan statku Kaneda (Hiroyuki Sanada - wielbiciele japońskiego kina mogą kojarzyć go z dwóch, oryginalnych części "The Ring" albo z "Ostatniego Samuraja") i fizyk Capa (Cillian Murphy - jeden z moich ulubionych aktorów - o ile nie ulubiony - którego powinni wszyscy kojarzyć z "28 dni później", "Śniadania na Plutonie", "Red Eye", czy "Batman - Początek"). I dokładnie od tej akcji rozpoczyna się ta "żywsza" część filmu, bogata w wybuchy i przeróżne sceny mrożące krew w żyłach - w końcu to thriller, a mnie one przerażają znacznie bardziej niż niektóre horrory, nie mówiąc już o filmach gore. Śmierć jednego z członków załogi rozpoczyna to "napięcie", które trwa aż do ostatnich scen filmu. Narzekająca na nudę dziewczynka, siedząca w kinie obok mnie wreszcie zamilkła i z otwartą paszczą wpatrywała się w ekran - aż do napisów końcowych, przy których zakrzyknęła radośnie "No wreszcie!". No wybacz, ale "Stefan Malutki" wyświetlany był w sali obok (swoją drogą, co za głupia nazwa dla filmu). HOT STUFF Mocną stroną obrazu jest klimat. Rzekłbym, że jest trochę przygniatający (wstaw się w rolę astronauty, lecącego z misją niemal samobójczą) i klaustrofobiczny, gdyż mimo iż jest to kosmos - otwarta przestrzeń - czujemy się tacy mali w porównaniu do jego ogromu. Grę aktorów oceniam na stopień celujący. W końcu to profesjonaliści i zagrali swe role wprost genialnie. Czepić się nie mogę. Efekty specjalne są niesamowite - wgniatają w fotel i zapierają dech w piersiach! Poważnie, do czasu obejrzenia "Sunshine" myślałem, że ten zwrot to tylko jakaś przenośnia. Ale podczas seansu na serio zaparło mi dech w piersiach! Albo miałem zawał. Zresztą wystarczy obejrzeć trailer, żeby się o tym przekonać (chodzi mi o jakość efektów, a nie moje problemy zdrowotne). Muzyka jakaś tam jest, ale specjalnie nie zwracałem na nią uwagi - coś tam brzdąka, coś tam dzwoni, ale nic w ucho nie wpada. Jakieś minusy? Mało oryginalna fabuła. Napisana i przekazana widzowi w sposób bardzo dobry i zjadliwy, ale kto oglądał "Solaris", bądź "Odyseję Kosmiczną" wie, o czym mówię. Na siłę mogę jeszcze wspomnieć o niektórych dłużących się scenach. Pierwsza godzina filmu - długie wprowadzenie - może zniechęcić nieco mniej cierpliwego widza (vide wspomniana dziewczynka). Ale mimo to radzę dać szansę temu tytułowi, nie zawiedziecie się na pewno, zapewniam. 16 MIESIĘCY PÓŹNIEJ Danny Boyle nie zawiódł. Widać w tym projekcie jego "profesjonalną rękę". Nie potrafię tego określić, ale można wyczuć podobieństwa do jego poprzednich dzieł, co jest jak najbardziej pozytywną uwagą. Jeżeli lubisz kosmos, absurdalne historie i psycholi z przypieczoną skórą, ten film Ci to zapewni. Porządna dawka adrenaliny dla bardziej "wyrafinowanych" widzów. Polecam.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Twórca kultowego "Trainspotting" Danny Boyle tym razem sięgnął po science fiction odwołujące się do... czytaj więcej
Słońce umiera. Na Ziemi panują lodowate mrozy i czas ludzkości wydaje się dobiegać końca. Ostatnią szansą... czytaj więcej
Brytyjski reżyser, Danny Boyle, znany jest z niezwykłej umiejętności nabijania listy kultowych filmów... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones