Recenzja filmu

Czyż nie dobija się koni? (1969)
Sydney Pollack
Jane Fonda
Michael Sarrazin

The show must go on

Dawno temu, w 1969 roku Sydney Pollack nakręcił film o uczestnikach pewnego maratonu tanecznego, odbywającego się w okresie Wielkiego Kryzysu. Dziś ten film jest nadal tak aktualny jak ponad
Dawno temu, w 1969 roku Sydney Pollack nakręcił film o uczestnikach pewnego maratonu tanecznego, odbywającego się w okresie Wielkiego Kryzysu. Dziś ten film jest nadal tak aktualny jak ponad czterdzieści lat temu, mimo że żyjemy w czasach, które zwykły definiować ciągłe zmiany i postęp. Jednak jest coś, co nigdy się nie zmieni: ludzie. Film "Czyż nie dobija się koni?", mimo swojego dość odległego czasu powstania, jest wciąż tak bardzo współczesny, ponieważ reżyser skupił się na ludzkich słabościach, desperacji i okrucieństwie, czyli problemach, które dotyczyły człowieka czterdzieści lat temu, dotyczą teraz, a także będą dotyczyć za kolejne czterdzieści, sto, dwieście lat…

Główną nagrodą w maratonie tanecznym jest 1500 dolarów. Kusząca suma dla niebogatych mieszkańców Ameryki, którzy padli ofiarą kryzysu gospodarczego. Gloria (Jane Fonda) chce za wszelką cenę zdobyć główną nagrodę. Jednak taniec, nawet przerywany krótkimi odpoczynkami, potrafi być zabójczo męczący. Gloria i inni uczestnicy maratonu walczą więc zaciekle ze zmęczeniem, bólem i upokorzeniem, byle tylko wytrwać jak najdłużej, byle tylko inni okazali się gorsi, byle tylko zdobyć nagrodę, a wraz z nią klucz do lepszego życia. A wszystko to ku uciesze rozwrzeszczanej publiki i niezmordowanego prowadzącego, który zmusza maratończyków do przekraczania kolejnych osobistych granic i barier. Pytanie tylko, kiedy dla któregoś z uczestników maratonu przekroczenie kolejnej z tych granic okaże się skokiem w przepaść?

Gloria, główna bohaterka "Czyż nie dobija się koni?", jest bardzo silną i bezwzględną kobietą. Nie dba o innych ludzi, ale też sama nie oczekuje z ich strony pomocy, wie, że może liczyć tylko na siebie. Jest zdesperowana, podobnie jak każdy uczestnik konkursu, by wygrać główną nagrodę i spełnić swój amerykański sen. Z pewnością nie należy ona do ludzi, których można polubić, ot tak. Wręcz przeciwnie. Jej chłód i sposób, w jaki traktuje innych, sprawiają, że Gloria nie budzi na początku sympatii widza, jednak to właśnie ta postać wydaje się bardziej prawdziwa i rzeczywista, niż jej cierpiący w milczeniu partner, Robert (Michael Sarrazin), zawsze pełen współczucia i troski dla innych.

Dla tancerzy maraton to szansa na nowe życie. Natomiast dla widzów to po prostu dobra rozrywka, która jednak szybko może się znudzić, jeśli będzie zbyt jednostajna i monotonna. Organizatorzy konkursu doskonale o tym wiedzą, toteż aranżują mordercze wyścigi, które jeszcze bardziej wyczerpują uczestników. By uczynić maratończyków jeszcze bardziej zniewolonymi i jednocześnie bardziej atrakcyjnymi dla widowni, organizatorzy zabierają im rzeczy osobiste, zmuszając ich tym samym do chodzenia w przepoconych, brudnych ubraniach i z rozczochranymi włosami. Publiczność chce z wygodnej loży oglądać cierpienie i niewygodę innych, znajdując w tym prymitywną i okrutną rozrywkę, tak niewiele różniącą się od walk gladiatorów w Koloseum. Kolejni uczestnicy maratonu padają z wyczerpania, ale pozostali wciąż wirują w morderczym tańcu, bo, jak śpiewał Freddie MercuryThe show must go on, przedstawienie musi trwać. Trudno jest im się wycofać, skoro już tyle dotychczas przeszli, w końcu jednak dotrą do takiego punktu, z którego nie ma powrotu. Zostaną z nich tylko wraki ludzi, którzy utracili szansę nie tylko na swoje wyśnione życie, ale na życie w ogóle. Kulawe konie, które można już tylko dobić, by ulżyć ich cierpieniom…

Specyficzny nastrój filmu Pollacka tworzą przygaszone lampy nad parkietem, gdzie rozgrywa się mordercza walka, oraz długie, stateczne ujęcia sprawiają, że widzowi również udziela się senność i znużenie bohaterów. Enigmatyczne, mroczne sceny, w których widzimy Roberta przed sądem, potęgują nastrój tajemniczości, a gdy patrzymy na skrajnie wyczerpanych ludzi, zmuszanych jeszcze do biegu, czujemy się zszokowani i oburzeni. "Czyż nie dobija się koni?" jest więc filmem bardzo sugestywnym, wiele czynników oddziałuje tutaj przede wszystkim na emocje widza. Właśnie dlatego tak wielka jest siła przekazu tego obrazu.

Nie możemy wycofać się z maratonu, w którym tak zaciekle walczymy o to, co dla nas najlepsze. Przedstawienie musi wciąż trwać, nawet wtedy, kiedy nas już zabraknie. To się nigdy nie skończy.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gdyby zrobić ranking najbardziej gorzkich filmów w historii kinematografii, film Sydneya Pollacka zająłby... czytaj więcej
Kiedy koń odpada z wyścigu z połamanymi nogami, nie będzie się długo męczyć. Gdy my odpadamy z wyścigu... czytaj więcej
Czyż nie dobija się koni? Zmęczonych życiem, chorych, bez szans na normalną przyszłość. Uśmiercenie to... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones