Recenzja wyd. DVD filmu

Bernie (2011)
Richard Linklater
Jack Black
Shirley MacLaine

Dwa punkty widzenia

Richard Linklater jest jednym z najbardziej niedocenianych twórców naszych czasów. W swoim dorobku ma niesamowicie zróżnicowane filmy, świetną ekranizację prozy Dicka i inteligentną komedię
Richard Linklater jest jednym z najbardziej niedocenianych twórców naszych czasów. W swoim dorobku ma niesamowicie zróżnicowane filmy, świetną ekranizację prozy Dicka i inteligentną komedię familijną o rocku, przy której może bawić się cała rodzina. A ostatnio nakręcił film z Zackiem Efronem w roli głównej, chyba jednak poważny, łaknący ciekawych filmów kinoman, powinien ostrożnie podchodzić do obrazów tego reżysera. Z drugiej strony, nawet z takiego wydawałoby się typowego idola śliniących się gimnazjalistek wyciągnął prawdziwy aktorski talent i sprawił, że ten stworzył pełnokrwistą postać w "Ja i Orson Welles". Tak czy inaczej, czas przejść do jego kolejnego dzieła - "Bernie", komedii...

Ale "komedia" w przypadku tego nudziarstwa to za dużo powiedziane. Film oparty na faktach opowiada o pewnym przeuroczym przedsiębiorcy pogrzebowym, który ma niezwykły talent do swojej profesji. Jak nikt inny potrafi obdarzyć troską, powagą i zrozumieniem zarówno zmarłych, jak pogrążonych w żałobie krewnych. Cieszy się niezwykłym uwielbieniem w mieście, działa aktywnie w teatrze i innych organizacjach prospołecznych. Jego życzliwość dosłownie nie zna granic. Akurat traf chce, że umiera mąż nielubianej przez praktycznie wszystkich mieszkańców, lecz niezwykle bogatej Marjorie Nugent (Shirley MacLaine). Zwyczajowo już Bernie śpieszy ją pocieszyć i tak rodzi się między nim a zgorzkniałą wdową pozorna przyjaźń.

Nie zapomnij wspomnieć, że w roli tytułowej po raz kolejny występuje Jack Black, który po kilku nieudanych filmach ("Wielki rok", "Rok pierwszy") próbuje przekonać do siebie widzów. Niestety, pozostaje absolutnie nieśmieszny.

I w sumie nigdy taki być nie miał. Jack wreszcie odpuścił sobie dziecinadę, żenujące żarty, przesadzoną mimikę i stworzył miłą, ciepłą i jednocześnie nieprzerysowaną postać. Udowadnia, że ma nie tylko talent komediowy. Na jego barkach spoczywa praktycznie cała fabuła, bo w końcu nie jest łatwo stworzyć postać, którą wszyscy lubią. Wszyscy mieszkańcy zaściankowego ciemnogrodu. Film pokazuje idealnie, jak to łatwo manipulować ludźmi prostymi, którzy potrafią nawet najgorszą zbrodnię usprawiedliwić.

Można i tak na przedstawione wydarzenia patrzeć, jednak "Bernie" nie jest moralnie jednoznacznym filmem. To tutaj, niczym w polskim "Paradoksie", każde przestępstwo ma swoje szersze tło, a sprawiedliwość nie oznacza wcale postępowania zgodnym z kodeksem karnym. Podczas seansu reżyser wręcz maluje portret psychologiczny tytułowej postaci... Poprzez nudne, gadające głowy sztucznych wieśniaków, gdyż ewidentnie zabrakło mu pomysłu na ciekawe przekazanie tych informacji jako wydarzeń, akcji, czegokolwiek. Boże, ile to ja bym dał, żeby tylko coś się w tym filmie działo.

Linklater postawił na niestandardową, dokumentalną formułę, przeplatając poszczególne sceny wypowiedziami charakterystycznymi dla filmu dokumentalnego. Co ciekawe, niektóre z nich są prawdziwe, wypowiadane przez autentycznych mieszkańców Carthage, więc można powiedzieć, że "Bernie" łączy dokument z filmem fabularnym i to w bardzo zgrabny sposób, stawiając przede wszystkim na przekaz jak największej ilości informacji. Tym nie mniej film ogląda się przyjemnie.

Przyjemnie się na nim śpi, to muszę przyznać. Tylko ile to już było takich opowieści o cwaniaku, próbującym oszukać naiwniaków? Małe amerykańskie miasteczko, łatwowierni ludzie, ostatni sprawiedliwy szeryf - standard.

Jeśli ktoś liczy na komedię, niech od razu zrezygnuje, to zdecydowanie bardziej dramat, być może nawet film psychologiczny. Opowieść o banalnej z pozoru sprawie, której reżyser przygląda się bliżej i pokazuje, że role ofiary i oprawcy nie zawsze są takie oczywiste. "Bernie" pod sielską otoczką skrywa dramat jednostki nie do końca przystosowanej społecznie, wysnuwa ponurą tezę, że nie zawsze opłaca się być dobrym dla innych. Mnie reżyser przekonał, że sąd wydał zbyt surowy wyrok, każdy jednak sam powinien ocenić, czy faktycznie sprawiedliwości stało się zadość i przede wszystkim obejrzeć ten zupełnie niezauważony, a szalenie interesujący i wart uwagi obraz.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones