Mdła nawalanka dla najmłodszych widzów

Nie przepadam za Hollywoodzkim kinem akcji. Te nieustannie produkowane, mimo narzekań krytyków i co inteligentniejszych widzów, produkty dla mało ambitnych amerykańskich dzieciaków zwyczajnie nie
Nie przepadam za Hollywoodzkim kinem akcji. Te nieustannie produkowane, mimo narzekań krytyków i co inteligentniejszych widzów, produkty dla mało ambitnych amerykańskich dzieciaków zwyczajnie nie trafiają w mój gust. Tworzone są seryjnie, według z góry ustalonych schematów, głośno, hałaśliwie i mało ambitnie. Pełno w nich akcji, nawalanek, pogoni, strzelanin, eksplozji. Jest powódź efektów specjalnych, masa rockowych kawałków, kolorowo migające obrazki, roznegliżowane panienki, przemoc dla 13-latków, masa głupich gagów. Słowem, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Ja jednak nie znajduję. Te wszystkie dynamiczne nawalanki rodem z gier wideo wywołują u mnie uczucie mdłości. Jednak gdy w moje ręce trafiła płyta DVD z filmem "Transformers: Zemsta Upadłych", postanowiłam na niego zerknąć. Bądź co bądź grali tam moi ulubieni aktorzy: Shia i Megan których po prostu ubóstwiam. To, co się działo ze mną podczas seansu (drugiego bo pierwszy przerwałam po 10 minutach), przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Płakałam, zgrzytałam zębami, miałam gęsią skórkę. A wszystko to z żalu nad głupotą scenarzystów i producentów tego dzieła. Powstało jedno z najinfantylniejszych i dziecinnych dokonań amerykańskiej kinematografii. Film którego oglądanie jest istną torturą.

Film opowiada o grupie wielkich, potężnych, kolorowych robotów. Owe roboty swe prototypy posiadają w serii niezwykle popularnych niegdyś zabawek firmy Habsbro. Zabawki po umiejętnym ułożeniu w rękach bawiących się nimi dzieci składały swe ciała w szeroki asortyment pojazdów. Od ciężarówek, poprzez samoloty, a na zwykłych samochodach kończąc. Jak to? Film fabularny oparty na zabawkach dla dzieci? Na robotach, które zmieniają się w samochodziki?! Nie pomyliliście się. To właśnie legło u podstaw tego obrazu, który stał się jednym z największych hitów minionego roku. A gdzie tu konflikt? Gdzie opowiadana historia? Z tego problemu twórcy wybrnęli, idąc po linii najmniejszego oporu i tworząc fabułę tak prostą i naiwną, że zaczynam podejrzewać, że scenariusz pisał 10-latek. Otóż przed wiekami istniały w kosmosie dwie frakcje zwaśnionych ze sobą robotów. Były to Deceptikony i Autoboty stworzone przez niejaką wszechiskrę. Roboty te wyprodukowały maszynę, która pomagała im wytworzyć niespotykanie silne źródło energii. Szkopuł w tym, że wynalazek niszczył kompletnie słońce planety, na której został użyty. Dobre i współczujące Autoboty nie chciały gasić słońca planety, na której mieszkały żywe istoty, a taką planetą była właśnie nasza Ziemia. Złe Deceptikony nie miały takich skrupułów i chciały zniszczyć nasze Słońce. Autoboty przewidziały to jednak i ukryły maszynę przed zakusami swych przeciwników. Po wielu tysiącach lat, w czasach nam współczesnych, niejaki Upadły, jeden z Deceptikonów wpadł na ślad owej maszyny zwanej "Żniwiarzem słońc". W konflikt między Autobotami i Deceptikonami zostaje wciągnięte wojsko amerykańskie i pewien nastolatek Sam Witwicky wraz ze swą dziewczyną Mikaelą Banes.

Film jest dokładnie taki jak jego fabuła: głupi, przewidywalny, infantylny, naiwny. Akcja opiera się na serii zbrojnych potyczek między dwiema drużynami wrogich robotów. Jest dynamicznie, widowiskowo, całkowicie bezmyślnie. Twórcy zaprezentowali nam całą galerię kolorowych robotów składających się w atrakcyjne pojazdy, upstrzone światełkami niczym choinka na Boże Narodzenie. Do wyboru do koloru Jest wielki i szlachetny (Jakże by inaczej) Optimus Prime, sceptycznie nastawiony do ludzi, zmieniający się w czarną terenówkę Ironhide, zabawny żółty Bumblebee porozumiewający się piosenkami z radia, Okrutny i szyderczy Megatron, oślizgły i podstępny Starscream czy mroczny i złowieszczy tytułowy Upadły. Barwna plejada mechanicznych bohaterów ucieszy zapewne niejedno dziecko, ale starszych widzów przyprawi o przesyt, niesmak i zawrót głowy. Podobnie jak niewiarygodne do granic możliwości sceny akcji które miały bawić a męczą. Wielka rozróba w Szanghaju w prologu filmu, to istny fajerwerk optyczny w którym nie wiadomo, co się dzieje, porwany montaż, ujęcia atakujące ze wszystkich stron z pewnością przyprawiłyby o atak epilepsji niejednego widza. Porcja walk, pirotechniki i efektów specjalnych ma tu stężenie zabójcze. Wspomniany pościg w Szanghaju, wielka epicka bitwa w lesie, pojedynek z kobietą Deceptikonem, gigantyczna rozpierducha na pustyni. Akcja goni akcję. Powoduje to nie tylko uczucie przesytu, ale pokazuje też najistotniejszy problem tego filmu: przerost formy nad treścią, gigantyczne pieniądze wyłożone na wizualne efekty i tylko maleńka część budżetu przeznaczona na dopracowanie scenariusza.

Przejdę teraz do plusów - bardzo niewielkich, ale jednak. Po pierwsze - świetne aktorstwo. Shia Labeouf pokazuje, że jest jednym z najlepszych aktorów młodego pokolenia. Jest to jedna z moich najukochańszych gwiazd, w których tak doskonale zgrała się uroda z wielkim talentem. Shia jest w roli Sama zabawny, gdzieniegdzie wzruszający, pełen werwy i młodzieńczej energii. Równie przekonujący jako czuły kochanek, oddany przyjaciel czy troskliwy syn. Megan Fox znakomicie zagrała rolę sympatycznej i koleżeńskiej dziewczyny Sama. Jestem pełna podziwu dla tej aktorki, zagrała bowiem dwie znakomite role w tym roku (drugą w "Zabójczym ciele"). Jest równie wiarygodna w roli drapieżnej wampirzycy, co miłej i ładnej dziewczyny z sąsiedztwa. Megan ma ogromny seksapil, niezwykłą urodę i zwierzęcy wręcz magnetyzm, który nie pozwala oderwać od niej wzroku. Równie doskonały jest John Turturro, znany między innymi z prześmiesznych komedii z Adamem Sandlerem. Rozbawił mnie do łez i przekonał bez reszty do swojej postaci. Drugim malutkim plusikiem jest wyśmienity humor pełniący rolę przerywnika między kolejnymi akcjami. Scena, w której mały robot dobiera się do nogi Megan Fox, niezmiernie mnie rozbawiła. Niezłe były też kłótnie dwóch bliźniaczych robotów i sceny z rodzicami Sama, w sumie nie ma jednak tego zbyt wiele. Ostatnim plusem jest doskonała muzyka, Steve Jablonskiego, której dumnie brzmiące, podniosłe dźwięki, utwierdziły mnie w przekonaniu że to obecnie najlepszy twórca muzyki filmowej. A piosenka Linkin Park po prostu świetna!

Jednak mimo tych plusów, uważam film za nieudany - za dużo w nim efektów specjalnych, a za mało treści. Gdyby scenarzysta i reżyser skupili się bardziej na postaciach, a mniej uwagi poświęcili robotom, to mógłby to być całkiem niezły film. Twórcy mogli zrobić z tego wciągający romans z Shią i Megan, a wątek walki o planetę umieścić bardziej w cieniu, robiąc z niego tło dla wątku miłosnego głównych bohaterów. Powstała jednak pozbawiona sensu i polotu nawalanka dla najmłodszych widzów.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na pierwszej części "Transformers" bawiłem się świetnie i miałem nadzieję, że druga odsłona obrazu będzie... czytaj więcej
Gdy kino staje się coraz bardziej banalne, nastawione na tysiące huków, fajerwerków, tudzież innych... czytaj więcej
Lato w pełni. Nadszedł czas urlopów i końca szkoły. Szare komórki idą na zasłużony odpoczynek. Wszyscy... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones