Recenzja filmu

Samsara (2011)
Ron Fricke

Muzyczna podróż przez kontynenty

Tytuł filmu nawiązuje do sanskryckiego określenia nieustannego przepływu, powtarzającego się cyklu narodzin, życia, śmierci i odrodzenia. Ron Fricke za pomocą obrazu i dźwięku udowadnia, że bez
Tytuł filmu nawiązuje do sanskryckiego określenia nieustannego przepływu, powtarzającego się cyklu narodzin, życia, śmierci i odrodzenia. Ron Fricke za pomocą obrazu i dźwięku udowadnia, że bez względu na miejsce zamieszkania, pochodzenie, tradycję i kolor skóry wszyscy podlegamy tym samym prawom. Reżyser filmu skontrastował ze sobą tybetańskich mnichów z więźniami zakładu karnego; zatłoczone ulice Nowego Jorku z przepełnioną fermą kurcząt, ruch uliczny z chińską fabryką. Miejsca, które pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego, okazują się bliźniaczo do siebie podobne. Podobne są też zwyczaje religijne: wyznawcy judaizmu modlący się pod Ścianą Płaczu zostają ukazani obok modlących się w Mekce muzułmanów.

"Samsara" to film pozbawiony dialogów, a cała jego treść zostaje przekazana za pomocą obrazu i muzyki. Film Rona Fricke można przyrównać do długometrażowego pokazu slajdów. Trzeba przyznać, że zdjęcia są niesamowite i zapierają dech w piersiach. Jest to największy atut tej produkcji. Drugim, dla którego warto film obejrzeć, jest muzyka, za którą byli odpowiedzialni Marcello de Francisci, Lisa Gerrard i Michael Stearns. Każdy dźwięk, każda nuta jest idealnie dopasowana do obrazu, tworząc nierozerwalną całość.

Trudno jednak mówić o całości w stosunku do treści filmu, który, moim zdaniem, jest pozbawiony fabuły. W całej produkcji brakuje jakiegokolwiek elementu spinającego poszczególne obrazy w jedną całość. Film sprawia wrażenie poskładanego z pojedynczych teledysków, które tak naprawdę nic ze sobą nie łączy. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że można by porozdzielać poszczególne fragmenty produkcji i wyświetlać jako filmy krótkometrażowe.

Drugim poważnym błędem filmu jest jego tendencyjność i utrwalanie stereotypów. Dowodem na poparcie tej tezy jest fragment przedstawiający wizerunek kobiet w różnych społeczeństwach. Arabskie dziewczyny w nikabach pozują na tle plakatu z prawie nagimi mężczyznami reklamującymi bokserki. Zaraz po tej scenie pojawiają się młode wyzwolone kobiety ubrane w krótkie bluzeczki odsłaniające brzuch. I następna scena – młode Azjatki w skąpych bikini tańczą na scenie, prężąc swoje nagie ciała w rytm głośnej muzyki. Taki obraz jest nie tylko oparty na stereotypach, i nie tylko odbiega od rzeczywistości, ale również nakierowuje sposób myślenia widza na drogę, która nie jest prawdziwa. Z filmu wyłania się bowiem obraz arabskiej kobiety, która jest nieszczęśliwa, zniewolona przez mężczyzn, pozbawiona prawa do zabawy i nierówno traktowana. Z kolei kobieta wywodząca się z innych kręgów kulturowych jest zawsze chętna do pozowania prawie nago, zdolna do traktowania własnego ciała jak towaru, który można wystawić na sprzedaż. Taki obraz świata jest nieprawdziwy.

Tendencyjnym jest również przedstawianie wyznawców islamu podczas dorocznej pielgrzymki do Mekki. Istnieje tysiąc innych sytuacji, w których można przedstawić muzułmanów, niekoniecznie przez pryzmat modlitwy w najświętszym miejscu dla tej religii, podczas najważniejszych świąt w ciągu roku. To zupełnie tak jakby pokazać chrześcijan tylko przez pryzmat Świąt Bożego Narodzenia. Ten sam zarzut kieruję wobec filmowego obrazu Żydów.

Trzeci zarzut stawiany przeze mnie wobec produkcji Rona Fricke dotyczy jego "azjatyzacji". Kiedy zasiadałam w kinowym fotelu, myślałam, że "Samsara" będzie muzyczno – obrazkową podróżą przez wszystkie kontynenty. Tymczasem film skupia się przede wszystkim na państwach i kulturach azjatyckich. Pojawiają się co prawda obrazy z Afryki, Europy i Ameryki Północnej, ale pełnią one rolę symboliczną, stanowią tło dla kontynentu azjatyckiego. Być może ma to swoje uzasadnienie w rosnącej sile tej części świata. Wolałabym jednak obejrzeć produkcję, która skupia się na różnorodności, a nie na motywach gospodarczo – politycznych.

Podsumowując, pragnę powiedzieć, że "Samsara" jest filmem nietypowym, mocno wyróżniającym się na tle innych produkcji, znajdujących się w repertuarze kin. Jest to film, który za pomocą obrazu i dźwięku ukazuje jakże prostą historię o tym, co nieuchronne, co powtarzalne. Za pomocą zaskakujących analogii stawia tezę, że pomimo wielu różnic jakie dzielą narody, wszyscy jesteśmy częścią powtarzalnej całości. Wszyscy jesteśmy częścią jakiejś niewidzialnej, gnającej nas do przodu machiny.

Niewątpliwą zaletą filmu są, kręcone przez pięć lat, zdjęcia. Zachwycają, zapierają dech w piersiach i na długo pozostają w pamięci widza. Warta uwagi jest również muzyka towarzysząca pojawiającym się na ekranie obrazom. I chociażby te dwa aspekty przemawiają za tym, że warto wybrać się do kina. Niestety, jeżeli ktoś oczekuje filmu skupiającego się na ukazaniu obiektywnego i wielowymiarowego zróżnicowania kulturowego na świecie, będzie produkcją zawiedziony.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Samsara", czyli w skróconym tłumaczeniu nieustanne wędrowanie, kołowrót narodzin i śmierci, stał się... czytaj więcej
Aby w pełni zrozumieć sens filmu "Samsara" należy zadać sobie pytanie, czym jest samsara? Odpowiedź na to... czytaj więcej
Ci, którzy dali się porwać nakręconemu dwadzieścia lat temu obrazowi "Baraka", obejrzą na ten film z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones