Recenzja filmu

Zabijaka (2011)
Michael Dowse
Seann William Scott
Jay Baruchel

Krew i lód

W scenie otwierającej "Zabijakę" widzimy płytę lodowiska, małą kałużę krwi i wybity pięścią ząb spadający w slow-motion. Kwintesencja filmu. 90 minut filmu skondensowane w 9 sekundach.
W scenie otwierającej "Zabijakę" widzimy płytę lodowiska, małą kałużę krwi i wybity pięścią ząb spadający w slow-motion. Kwintesencja filmu. 90 minut filmu skondensowane w 9 sekundach. Powiedzieć, że "Zabijaka" jest filmem o hokeju, byłoby dużym niedopowiedzeniem. To nie jest kolejny pokrzepiający, lekki film sportowy do puszczenia dzieciom w niedzielne południe. W "Miasteczku South Park" był kiedyś odcinek, w którym jeden z bohaterów, niczym Emilio Estevez w "Potężnych kaczorach", dostał pod opiekę młodocianą drużynę hokejową, którą miał poprowadzić do zwycięstwa. Skończyło się na brutalnym rozsmarowaniu dzieciarni na lodowisku przez zawodowych graczy. I o tym właśnie jest "Zabijaka". O rozsmarowywaniu ludzi.

Doug Glatt jest zakałą zarówno swojej rodziny, jak i całej rasy. Jego rówieśnicy spotykani w synagodze zarabiają duże pieniądze jako prawnicy, księgowi, biznesmeni, lekarze, zwyczajnie są ludźmi sukcesu. Życiowym osiągnięciem Glatta jest natomiast praca w charakterze wykidajły. Czuje się niespełniony, ale niewiele z tym może zrobić, będąc osobą średnio rozgarniętą, mało bystrą i pozbawioną jakiegokolwiek talentu. Jedyne, co jest w stanie wymyślić, to praca jako… wykidajło. A przynajmniej tak mu się wydaje do czasu, gdy odkrywa, że jego ponadprzeciętna siła i wytrzymałość może zostać wykorzystana do czegoś więcej niż wyrzucanie pijanych awanturników z lokalu. Na przykład do obijania mord hokeistom. Na łyżwach, co prawda, jeździć nie potrafi, kijem nie umie trafić w krążek, o wcelowaniu do bramki już nie wspominając, ale to nieważne, od tego są inni, on jest od obijania mord.

"Zabijaka" kreśli dość prymitywny wizerunek hokeja. Wirtuozeria w jeździe na łyżwach i strzelaniu goli jest dobra dla romantycznych wizji studia Walta Disneya. Reżyser, Michael Dowse, nie pozostawia złudzeń - ta gra to czysty testosteron, świetna okazja do wyżycia się dla brodatych neandertalczyków ku uciesze żądnej krwi widowni. Tutaj pojedynki na pięści są niczym wisienki na torcie, karane wprawdzie przez sędziego, ale jakoś nikt nie jest skory do przerywania ich w trakcie. A każda drużyna ma przynajmniej jednego zawodnika, którego podstawową rolą jest ochrona mniej wojowniczych kolegów z drużyny i obijanie facjat przeciwników. Taką osobą jest właśnie Doug, prostolinijny chłopak, nieskory do szukania awantur w życiu prywatnym. Jasne, gdy trzeba kogoś postawić do pionu, robi to bez oporu, ale w tak ujmująco beztroski i nieagresywny sposób, że nie sposób nie czuć do niego pewnej sympatii.

Duża zasługa w tym Seanna Williama Scotta, aktora specjalizującego się dotąd w rolach różnej maści idiotów (seria "American Pie" i "Stary, gdzie moja bryka?"). Również i tym razem gra bohatera, któremu nie grozi wcielenie do Mensy. Niesprawiedliwe byłoby jednak zlekceważenie go z tego powodu i potraktowanie tej roli jako kolejnej kreacji nieśmiesznego idioty. Scott może i wielkim aktorem nie jest, ale widać, że w postać Douga włożył sporo serca i zaangażowania. I to zaowocowało. Film złożono na jego barkach i brzemię to udźwignął, nie próbował skoczyć wyżej niż jest w stanie, postawił na proste emocje, nieco dziecięcą naiwność (i niewinność), co w połączeniu z całą przemocą, z jaką ma do czynienia bohater, dało dość ujmujący efekt.

No właśnie, przemoc. A raczej PRZEMOC. Może i nie ma tutaj wielkich ekstrem, ale jak na komedię o sporcie, jest to zaskakująco brutalny film. Zawodnicy wybijają sobie zęby, obijają bez pardonu twarze, uderzają głowami o ściany, krążkami o głowy, głowami o inne głowy, łyżwami gniotą cudze nogi i co tam jeszcze reżyser sobie wymyślił. Krew, pot i lód. I złamane kości, nie zapominajmy o złamanych kościach.

I tak przez prawie całe 90 minut trwania filmu. Dowse daje jednak widzowi odetchnąć raz na jakiś czas i podczas gdy ekipa kina ściera nadmiary testosteronu z ekranu, reżyser próbuje opowiedzieć w międzyczasie o bohaterze, pokazać jego głupkowatego przyjaciela oraz rozczarowanych rodziców, niemogących się pogodzić z tym, że ich syn nie został nikim "wielkim". A, no i rzecz jasna jest jeszcze obowiązkowy wątek miłosny. Na szczęście poprowadzony dość lekko, nienachalnie, dodany wprawdzie nieco od czapy, ale możliwy do strawienia.

Nie to jest zresztą głównym problemem filmu. Wadzić może ogólny idiotyzm bijący z ekranu. Nie jest to niezamierzony kretynizm fabularny znany ze współczesnych blockbusterów spod znaku Michaela Baya. Nie jest to też debilizm rodem z komedii młodzieżowych spod znaku…. Seanna Williama Scotta. A jednak po wyjściu z kina chciałoby się sparafrazować tytuł jednego z nich i zapytać – stary, gdzie mój mózg? Nie jest głupi sam film, głupi jest świat o którym opowiada, bohaterowie, których przedstawia i sport, w którym biorą udział. Ciągła, nieustanna, bezrefleksyjna przemoc, będąca ich sposobem na życie. I tutaj pojawia się pewien problem z oceną filmu. Bo z jednej strony obcowanie z nim traktuje napalmem komórki mózgowe. Jest niczym porządne pranie mózgu. Przy użyciu Cifa. Z drugiej strony natomiast takie oddziaływanie filmu na widza jest celowe, nie ma w tym wypadku przy pracy, niezamierzonego efektu, "Zabijaka" miał taki być przez to, o czym jest. Reżyser oczywiście przerysował świat hokeju, ale usprawiedliwiać go może komediowa formuła. Tyle, że to w zasadzie nie jest zabawna historia. Rozbawia nieco sam bohater, przemoc traktowana niemalże z namaszczeniem, ale komedii w samej komedii jest mało. A jednak ciężko zbyć ten film machnięciem ręki. Trochę daremny, a jednak zapadający w pamięci. Do kanonu kina sportowego na pewno nie wejdzie. Na listach najlepszych filmów 2012 roku również się nie znajdzie. Ale zapewne odciśnie swoje piętno na postrzeganiu przez widza hokeja. A to już zawsze coś.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones