Recenzja filmu

Big Love (2012)
Barbara Białowąs
Aleksandra Hamkało
Antoni Pawlicki

Złe zakończenie to za mało, by film był genialny

Pani reżyser Barbara Białowąs broniła swego debiutu nieco nieudolnie, ale bardzo zaciekle. "Big Love" musi faktycznie być jej zdaniem dziełem wybitnym. I pomimo faktu, iż na ten status owa
Pani reżyser Barbara Białowąs broniła swego debiutu nieco nieudolnie, ale bardzo zaciekle. "Big Love" musi faktycznie być jej zdaniem dziełem wybitnym. I pomimo faktu, iż na ten status owa kreacja musi dopiero zasłużyć, reżyserka zdecydowanie zadbała o to, by przepełniona była dziesiątkami aluzji, hołdów oraz trawestacji wcześniej powstałych obrazów. Niestety podeszła do swojego wyzwania nieco zbyt na poważnie, gdyż tematyka filmu jest raczej nieadekwatna, by sięgać po te wszystkie wyszukane (powiedzmy) zabiegi reżyserskie. To trochę jak dać komuś badziewny gadżet z odpustu zapakowany w złote pudełko. No, powiedzmy pozłacane.

Na szczęście film nie jest kolejną tępacką komedią romantyczną - należy się na wstępie wyzbyć tego wrażenia (a z pewnością wielu potencjalnych widzów je odnosi, sugerując się rodzajami osób, które najbardziej tego filmu wyczekiwały). Film został szumnie przez samą autorkę nazwany "antyromansem". Idea być może i szczytna - każdy z nas kiedyś się zastanawiał, kiedy w końcu zaczną robić filmy, w których fabuła podąża biegiem odwrotnym do fabuły typowego romansu. Filmy takie de facto były już robione (vide "Nigdy więcej" z Jennifer Lopez), ale na pewno nie w dużych ilościach, ze względu na miałkie preferencje ogółu - Białowąs uderzyła w nas czymś podobnym, ale jednak nie do końca takim samym.

Typowy antyromans nie opiewa i nie celebruje szaleńczej, młodzieńczej miłości i wszystkich jej szczegółów, skupia się raczej na nieuchronnych negatywach. "Big Love" postępuje odwrotnie - rytualizuje nieodpowiedzialność, uświęca beztroskę i wynosi na ołtarze hedonizm i irracjonalne postępowanie - sceny wybryków głównej pary bohaterów z pewnością idealnie trafią w gust wszystkich dziewcząt podających się za romantyczne a friendzonujących miłych oraz sympatycznych gości. Jeśli jednak chodzi o schizmę w cudownym związku, proces dochodzenia do niej nie jest przedstawiony dostatecznie wiarygodnie. Konflikt nie osiąga eskalacji, po której można by spodziewać się rozstania - w tym przypadku Białowąs nawaliła fabularnie. Owszem pojawiają się znaki, że jest źle, ale nigdy nie robi się na tyle źle, by miało się posypać tak, jak się posypało. Kolejną z takich fabularnych niejasności są dwie skrajnie różne reakcje bohatera Maćka na praktycznie tę samą nowinę - od kamiennej twarzy po niewiarygodnie przerysowane i komiczne konwulsje. Ma się wrażenie, jakby film miał własną świadomość i za wszelką cenę starał się wprowadzić widza w zamieszanie.

Nieco o detalach: na początek seks, którego w "Big Love" pełno. A szkoda, bo nie jest zbyt przyjemnym widokiem i jedynym usprawiedliwieniem wątpliwej jakości tych scen byłaby deklaracja reżyserki, że nie miały one działać na widza w "ten" sposób. Takiej deklaracji chyba nie było, ale bądźmy dobrej myśli i uznajmy, że sama autorka zdaje sobie sprawę, że takie sceny mogłyby podziałać co najwyżej na gimnazjalistę. Dla odmiany, dialogów słucha się dość przyjemnie - niektóre zdają się być adlibowane dla dodanego realizmu, jakie to podejście ostatnio rozkwita w polskim kinie (vide świetny "Rezerwat"), ale ogólnie przechodzą bez echa. Owszem, przeklinają i to dużo (a przeklinanie jest fajne i zabawne i każdy z nas je lubi), ale w tym filmie jakoś nic nie wnosi i równie dobrze mógłby się on obejść bez niego. Jeśli nie cieszą cię bluzgi w filmie, to wiedz, że coś się dzieje.

Mimo wciśnięcia na siłę miłości, o której ludzie z niezrozumiałych przeze mnie po dziś dzień powodów czują potrzebę w kółko opowiadać, obraz był również próbą stworzenia thrillera psychologicznego - niestety złowieszcze elementy fabularne kompletnie zawodzą jeśli chodzi o przyspieszanie widzom pulsu (taki "Srpski film" na bardzo silnej kroplówce). Debiut pani Białowąs przygotowuje nas ustawicznie swoim ambience na to, co nastąpi w kolejnym punkcie kulminacyjnym, przez co sam punkt nie osiąga zamierzonej góry. Plusem jest jednak fakt, iż daje całkiem niezły wgląd w najniższe i najbardziej elementarne instynkty płci żeńskiej i niejeden pan odnalazłby w tym filmie sporą wartość dydaktyczną - jeśli wiedziałby, gdzie jej szukać.

W telewizyjnym skrócie: pani reżyser wzięła do studia wizażu mało atrakcyjny i ugrany do bólu temat miłości, poperfumowała go rewersją typowej fabuły, przyodziała w achronologię rodem z "Pulp Fiction" oraz całkiem niezłą oprawę muzyczną (serio, tutaj naprawdę nie ma się czego czepiać). Ale co z tego - aby taka konwencja mogła faktycznie zrodzić dzieło kina, trzeba być odważnym i myślącym poza schematami jak Quentin Tarantino - Białowąs niestety zabrakło nieco i jednego i drugiego. Można by się kłócić, że samym wyborem tematu z góry skazała ten film na co najwyżej krótko hołubioną przeciętność.

Owszem, film będzie gratką dla zakochanych młodocianych księżniczek mających niedobór rozczarowań, ale nawet te zrażą się pokrętną fabułą oraz dziwnym zakończeniem. Prawdziwi aromantycy nie tolerujący gżenia się na ekranie wyczekiwać będą spodziewanego przez nich złego zakończenia, które usprawiedliwiłoby graficzne miłosne ekscesy - ci również jednak wyjdą z sali rozczarowani  (przecież miłość w kinie musi zawsze zwyciężać - jak nie w ten sposób, to w inny). Krzewiciele nastoletniego sposobu myślenia mogą jednak, bieda ich duszom, identyfikować się z przedziwacznym przekazem.

Kreacja posiada nieco wartości od strony estetycznej - głównie za sprawą przedstawionych z nim występów zespołu i z pewnością jest kopalnią historycznych technik reżyserskich, ale co z tego, skoro oglądanie go nie sprawia przyjemności? Filmy są po to, by sprawiać przyjemność oglądającemu, a "Big Love" może co najwyżej posłużyć jako sprawdzian dla filmoznawców pod tytułem "jaki film Białowąs trawestuje w 31. minucie?" Czy jest to dzieło interesujące? Owszem. Czy przyjemne? Raczej nie. 
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Miłość - najbardziej wytarty i wyblakły temat dzisiejszej kultury. Przewałkowany na wszystkie możliwe... czytaj więcej
Fabuła rozpoczyna się od miłości szalonej i niewinnej, od pierwszych uniesień i wzlotów miłosnych.... czytaj więcej
Do współczesnego polskiego kina – powiedzmy – "mniej ambitnego" w zasadzie podchodzę z dużą rezerwą.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones