Recenzja filmu

Mrowiec (1959)
William Castle
Vincent Price
Philip Coolidge

Scream for your life!!!

"Gdy tylko zdacie sobie sprawę z uczucia mrowienia na plecach ze strachu, możecie natychmiast przynieść sobie ulgę, krzycząc. Proszę się nie krępować, wydając z ust tyle wrzasku, ile tylko się
"Gdy tylko zdacie sobie sprawę z uczucia mrowienia na plecach ze strachu, możecie natychmiast przynieść sobie ulgę, krzycząc. Proszę się nie krępować, wydając z ust tyle wrzasku, ile tylko się da. Przecież ktoś obok na sąsiednim fotelu również krzyczy. Proszę pamiętać, krzyk w odpowiednim momencie może uratować państwu życie!"

Takimi oto słowami William Castle wita widzów i przygotowuje ich do seansu, który na długo zapadnie im w pamięci. Castle zasłynął z bardzo ciekawych pomysłów podczas produkcji dzieła czy promocji swojego produktu. Można wręcz powiedzieć o twórcy "Tinglera", że doskonale potrafił sprzedawać wszystko, co wyprodukował, jego wyobraźnia i kreatywność do tej pory robią wrażenie. Do większego przeżywania tego, co dzieje się na ekranie, wykorzystano technikę "percepto!", kiedy na ekranie pojawiał się Tingler, biedny widz zostawał rażony prądem, co miało zwiększyć doznania płynące ze spotkania kreatury na ekranie.

"The Tingler" opowiada o eksperymencie rządnego wiedzy za każdą cenę naukowca, który balansując na granicy etyki lekarskiej, chce doprowadzić do wyizolowania stworzenia, jakie towarzyszy człowiekowi od samego poczęcia, a wzrasta w momencie zagrożenia, strachu, paniki. Naradza się tu pewnego rodzaju konflikt moralny - lekarz, który ma pomagać, staje się oprawcą. Słynne "mrowienie w plecach" to symptom pojawienia się Tinglera. By móc go zobaczyć w całej krasie i przebadać laboratoryjnie, trzeba go wyciąć z ciała ofiary, ale nie jest to proste, bowiem krzyk uśmierca stworzenie i nie pozostaje po nim żaden ślad. Autopsja nic nie wykaże - co innego zaaranżowanie wypadku, np. wystraszenie, doprowadzające do omdlenia - wtedy mamy możliwość podziwiania Mrowca na zdjęciach rentgenowskich.

Dla naszego bohatera nie jest to jednak satysfakcjonujące, szuka zatem osoby, która nie może wydać z siebie krzyku. Mamy tu kapitalny motyw miłośników kina niemego - żona właściciela nie posiada strun głosowych. W tle mamy motyw melodramatu z niewierną żoną, zaborczo niechcącą pozwolić na związek jej siostry z asystentem męża i wydawanie majątku na kolejne medyczne projekty.

Ogólnie rzecz ujmując dzieło to tak naprawdę horror z przymrużeniem oka, wplątanie w niego wątków życia prywatnego doktora daje nieoczekiwane zakończenie, które nawet po latach zaskakuje. To właśnie Castle puszcza do nas oko, pokazuje, że widz może dać się porwać każdej opowieści, o ile ta stworzona została z zachowaniem umiaru. Podkreślić trzeba wspaniały klimat, groza miesza się z absurdem, efekty jak na owe lata potrafią do tej pory przyprawić o gęsią skórkę. Dodać trzeba, że jedyna kolorowa (a raczej pokolorowaną scena z wanną) zapada na długo w pamięci.

Dzięki roli Vincenta Price'a widz przełyka to dzieło jak pogodną opowiastkę. Kiedy tylko Dr Warren Chapin pojawia się na ekranie, wszystko zaczyna pulsować, nikt nie może domyślić się, co kryje się w jego głowie. Dzięki takim kreacjom Price zapisał się złotymi zgłoskami w historii kina grozy

Całość ma niewątpliwy czar, który przenika przez srebrny ekran. Co do pojawienia się na ekranie tytułowego Tinglera można powiedzieć jedno, cytując klasyka, "śmiech na sali". Po tylu latach dzieło nie wywołuje już uczucia mrowienia, raczej podrażnia mięśnie mimiczne w okolicach kącików ust.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones