Recenzja filmu

Czyż nie dobija się koni? (1969)
Sydney Pollack
Jane Fonda
Michael Sarrazin

Gorzko... Dobitnie...

Czyż nie dobija się koni? To ciekawe pytanie: dla takiego konia już nie ma nadziei, a dobicie go tylko oszczędza mu męki. Jednak zgryz moralny pozostaje, w końcu dokonało się zabójstwa. Pozbawiło
Czyż nie dobija się koni? To ciekawe pytanie: dla takiego konia już nie ma nadziei, a dobicie go tylko oszczędza mu męki. Jednak zgryz moralny pozostaje, w końcu dokonało się zabójstwa. Pozbawiło się życia oddychającą (jeszcze) istotę. Palahniuk miałby na ten temat co nieco do powiedzenia, ale teraz zajmę się filmem. Lata 30. w USA. Charlie Chaplin trzaska kolejne arcydzieła, użerając się z wymogami publiczności. Orson Welles przybywa do Hollywood z zamiarem nakręcenia filmu, co, jak wiadomo, skończy się gigantyczną aferą. Prohibicja ma się ku końcowi, a giełda notuje ogromny krach. Ceny idą w górę, nie ma pracy, ludzie potrzebują pieniędzy. W małej miejscowości urządzany jest maraton tańca, w którym nagrodą jest 1500 dolarów. Chętnych więc nie brakuje. Obowiązują surowe reguły. Przerwy w tańcu wynoszące ponad 30 sekund skutkują dyskwalifikacją. Po stracie partnera można tańczyć solo 24 godziny, jeśli po tym czasie nie znajdzie się partnera – dyskwalifikacja, itd. Jednak chętnych nie brakuje... I tutaj pomyślałem: ile będzie trwać ten maraton? Pierwsza myśl: 2 dni. Jeśli sądzicie podobnie, to jesteście w grubym błędzie. Liczba przetańczonych godzin wyniesie grubo ponad 1000... I cóż mi dało to 120 minut spędzonych w fotelu przed ekranem w kinie? Zachwyt. Gorzki zachwyt. Tragiczny wręcz. Reżyser z kilkudziesięciu par wybiera sobie tylko kilka - i to oni są na pierwszym planie: kobieta w ciąży, którą niejako mąż przymusza do dalszego tańca; Gloria, która traci swojego partnera i musi tańczyć z amatorem - ten jednak stymuluje ją, podtrzymuje na duchu, pomaga jej w derbach. W końcu razem biorą udział w tragicznym i wstrząsającym finale... Do tego dochodzą jeszcze nie mniej znaczące postacie drugoplanowe: marynarz w podeszłym wieku, który również wytrwale walczy o sukces. Prezenter, który stara się maksymalnie uatrakcyjnić to widowisko publiczności - kradnąc, oszukując a nawet... odprawiając ślub na parkiecie. Jest też blondynka, która nie wytrzymuje presji publiczności i samych zawodów. Tego filmu raczej nie można traktować serio: jest metaforą. Metaforą zwierząt przyciśniętych do muru, które są w stanie zrobić wszystko, by przetrwać w tym wyścigu szczurów. Jest to metafora dobitna i bezpośrednia – nie stosuje półśrodków, aluzji i nie puszcza oka do widza. Gdy widzi się ludzi ociekających potem, dyszących, bliskich zawałowi, a jednak dalej biegnących do przodu, tratujących się nawzajem i przepychających, oddech po prostu sam się wstrzymuje! "Nie zawsze wiem, kto wygra. Ale zawsze wiem, kto przegra" - tak mówi w pewnym momencie prezenter do Glorii. I coś w tym jest. Nie chodzi mi tu o fakt, że w końcu nikt nie wygra. Tutaj walka toczy się raczej, by nie przegrać. Za wszelką cenę. Po filmie zadajcie sobie pytanie, co osiągnęła Gloria. Co osiągnął jej partner. Czyż nie dobija się koni?
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gdyby zrobić ranking najbardziej gorzkich filmów w historii kinematografii, film Sydneya Pollacka zająłby... czytaj więcej
Kiedy koń odpada z wyścigu z połamanymi nogami, nie będzie się długo męczyć. Gdy my odpadamy z wyścigu... czytaj więcej
Dawno temu, w 1969 roku Sydney Pollack nakręcił film o uczestnikach pewnego maratonu tanecznego,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones