Recenzja filmu

American Gangster (2007)
Ridley Scott
Denzel Washington
Russell Crowe

Ridley Scott na przekór filmowym stereotypom

Gdybyśmy każdemu reżyserowi mieli przykleić do pleców karteczkę ze specjalizacją w danym gatunku, Martinowi Scorsese przypadłoby na pewno kino gangsterskie, nieżyjącemu już Sergio Leone westerny,
Gdybyśmy każdemu reżyserowi mieli przykleić do pleców karteczkę ze specjalizacją w danym gatunku, Martinowi Scorsese przypadłoby na pewno kino gangsterskie, nieżyjącemu już Sergio Leone westerny, niedocenianemu Davidowi Fincherowi thrillery, z kolei Mel Brooks dostałby – nigdy byście na to nie wpadli – komedie. A co moglibyśmy napisać na karteczce Ridleya Scotta? Na koncie tego cenionego w branży reżysera figurują arcydzieła kina science-fiction ("Obcy - 8. pasażer Nostromo", "Łowca androidów"), widowiskowe dramaty z historią w tle (świetne "Gladiator" i "Pojedynek"), film katastroficzny ("Sztorm"), wojenny ("Helikopter w ogniu"), thriller ("Hannibal", "Osaczona"), film obyczajowy ("Dobry rok") i kryminał ("Czarny deszcz"). W zasadzie w jego różnorodnej filmografii brak tylko przedstawiciela klasycznej i filmu gangsterskiego. Wróć! – jak powiedziałaby nasza, była pani minister finansów – na ekrany polskich kin wchodzi niebawem "American Gangster", największy pojedynek aktorski od czasów "Gorączki" (a przynajmniej tak reklamowali go specjaliści od marketingu). Na planie w istocie robiący wrażenie tercet CroweScottWashington. Czy taki film może się nie udać? Owszem - może. Może, bo – jak śpiewała Anita Lipnicka (bez Johna Portera) – wszystko się może zdarzyć, a kino dostatecznie wiele razy dało mi nauczkę, że spektakularna obsada filmu nie jest absolutnie żadną gwarancją, że ów będzie dobry (i niech najlepszym na to dowodem będzie "O jeden most za daleko" Richarda Attenborougha). Tym razem jednak wszystko skończyło się na obawach. Najnowszy film Scotta nie jest żadnym arcydziełem współczesnej kinematografii, bo samo sformułowanie „arcydzieło współczesnej kinematografii” pachnie trochę oksymoronem, ale z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że wart jest obejrzenia. Przenieśmy się teraz, mili Państwo, w lata 70. ubiegłego stulecia, wprost do gospodarczego centrum wszechświata – na Manhattan. Zajrzyjmy w miejsce o wiele bardziej egzotyczne niż Wall Street – do Harlemu. Właśnie tam, wśród do cna skorumpowanych policjantów, rośnie nowy, narkotykowy król, Frank Lucas (nie mylić z Georgem – trochę inna branża). W tej roli Denzel Washington, który w dosyć niekonwencjonalny sposób wykorzystuje poświęcenie swoich rodaków w Wietnamie do własnych, brudnych interesów. Po drugiej stronie barykady, istny Frank Serpico, policjant Richie Roberts, w którego postać wcielił się zdobywca Oscara, Russel Crowe. Roberts, jako jedyny uczciwy gliniarz w promieniu kilkuset kilometrów, wypowiada wojnę Lucasowi. Tak, tak, wiem, co pomyśleliście. Nic nowego. To już było - tym bardziej, że niektóre schematy są po prostu przekalkowane z innych filmów (oprócz Richiego "Serpico" Robertsa, znajdziemy nawiązania do "Blowa", a nawet "Ojca Chrzestnego"). I wszystko by się zgadzało, gdyby nie fakt, że za kamerą stoi Ridley Scott i, co ciekawe, nie skupi się on bezpośrednio na konfrontacji Lucas - Roberts, ale na ukazaniu życia tego pierwszego od kuchni. Bo to właśnie postać grana przez Denzela Washingtona jest tu osią, wokół której będzie obracać się fabuła. Na żaden długo zapowiadany pojedynek aktorski nie ma co liczyć – Frank Lucas to postać o wiele ciekawsza, w dodatku Washington pojawia się na ekranie znacznie częściej niż Crowe. A jeśli o aktorstwie już o mowa, należy przede wszystkim pochwalić właśnie Denzela, który fantastycznie odegrał swoją rolę, a w zasadzie „role”, bo podczas seansu odniesiecie Państwo niechybnie wrażenie, że Frank Lucas zakłada na swoją twarz dwie maski: jedną – bezwzględnego gangstera, kiedy przychodzi mu załatwiać interesy, zupełnie inną, maskę (?) dobrego człowieka, którą ma na sobie, w towarzystwie najbliższych mu ludzi. Crowe jak zwykle trzymał poziom, ale jego postać napisana była nieporównywalnie gorzej niż to było w przypadku Lucasa. Abstrahując od tematu, przyjęcie roli boksera w "Człowieku ringu", do której to musiał nabrać dodatkowej masy, nie było chyba najlepszym krokiem. Ma się ten brzuszek, prawda Panie Crowe? Jeśli zaś chodzi o postaci drugiego planu, tu niepodzielnie królował Josh Brolin i jego postać zepsutego, skorumpowanego gliny na pewno jest warta uwagi. Zapamiętać go należy również ze względu na zbliżającą się premierę innego filmu, autorstwa braci Coen, absolutnego faworyta akademii, w którym to Brolin zagrał jedną z głównych ról. Wielkie ukłony należą się także autorowi zdjęć, Harrisowi Savidesowi – ten człowiek udowodnił już nieraz, że jest klasą samą dla siebie. Przecież to w pewnym stopniu jemu sukcesy zawdzięczają dwa filmy Finchera – "Siedem" i "Gra". Jeżeli i "American Gangster" odniesie sukces, to na pewno ważny w tym udział będzie miał autor zdjęć. Niemniej jednak nie zdjęcia, ale muzyka to koronna część strony technicznej tworu Scotta. Filmowy debiut Marca Streitenfelda to istny majstersztyk. Gdybym kupował płyty ze ścieżkami dźwiękowymi filmów, czego czynić nie zwykłem, soundtrack do "American Gangster" zająłby honorowe miejsce na półce. Konkludując, należy wreszcie wskazać dla kogo przeznaczony jest ten film. Na pewno grupą docelową nie są kinomani, szukający stuprocentowej, wartkiej akcji i wielu krwawych jatek, bo poza dużą sceną finałową, nie zobaczycie, drodzy Państwo, takich scen zbyt wiele. Scott postawił raczej na bardziej wymagającą rozrywkę, która trzymać w napięciu będzie niemalże do samych napisów końcowych. Wszystkich zwolenników takiego kina zapewniam, że będziecie zadowoleni, a scena bezpośredniej konfrontacji Robertsa i Lucasa pozostanie wam w głowach na długi, długi czas. Jednym słowem - polecam.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy Ridley Scott, Russel Crowe i Denzel Washington zabierają się razem za jeden film, od razu na myśl... czytaj więcej
Jeśli ktoś by mnie obudził w środku nocy i kazał szybko wskazać filmowego rzemieślnika, którego można... czytaj więcej
Jest to film, w którym pokładano wielkie nadzieje od momentu ogłoszenia rozpoczęcia prac nad nim. Cóż,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones