Recenzja filmu

Głowa do wycierania (1977)
David Lynch
Jack Nance
Charlotte Stewart

W głowie Lyncha wszystko jest możliwe

Już podczas studiów na filadelfijskiej Akademii Sztuk Pięknych David Lynch dał się poznać, jako twórca surrealistyczny, niepodążający utartymi ścieżkami, lecz poszukujący własnej drogi
Już podczas studiów na filadelfijskiej Akademii Sztuk Pięknych David Lynch dał się poznać, jako twórca surrealistyczny, niepodążający utartymi ścieżkami, lecz poszukujący własnej drogi artystycznej. Swoimi pierwszymi, jeszcze krótkometrażowymi filmami: "Alfabetem" (1968) i "Babcią" (1970) zwrócił na siebie uwagę Amerykańskiego Instytutu Filmowego, który pomógł mu zrealizować debiutanckie pełnometrażowe dzieło: "Głowę do wycierania". Zdjęcia do filmu ciągnęły się przez niemal 6 lat. Niewielu chciało zainwestować swój czas i pieniądze w wymagającą od widza skupienia oraz wysiłku intelektualno-imaginacyjnego, mroczną historię o młodym mężczyźnie Henrym Spencerze (Jack Nance), wychowującym samotnie zmutowane dziecko. Dodatkowo, sam scenariusz najprawdopodobniej nie budził zaufania i nie zapowiadał utworu, który mógłby odnieść jakikolwiek sukces – dialogi niemal nie istnieją, składają się zazwyczaj z krótkich niepozornych zdań, zaś sama akcja to tzw. strumień świadomości, który (jeśli nie jest się na niego przygotowanym) nie posiada jakichkolwiek powiązań przyczynowo-skutkowych, a tym bardziej logicznych. Poza tym filmu tego nie można w żaden sposób zinterpretować – wielu podejmowało się już tego zadania i każdy, włącznie z byłą żoną Lyncha, został wyśmiany przez reżysera (którego równocześnie fascynuje wielorakość interpretacji). Pomimo to widoczne są pewne inspiracje, które niewątpliwie wpłynęły na ów strumień świadomości. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to nawiązania do prozy Franza Kafki, która jak David Lynch sam często przyznaje, od zawsze go fascynowała. Za argument wystarczyłaby już sama niejasność sytuacji, zagubienie głównego bohatera, lecz nie mniej charakterystyczna jest scenografia – słabo oświetlone, klaustrofobiczne pomieszczenia, długie korytarze, zaskakujące ciasnotą i mrokiem ulice. Jednakże w kreowaniu filmowego świata sięgnął także Lynch do rzeczywistości. Jak wspomniałam "Głowa do wycierania" powstała w Filadelfii, mieście które nigdy nie cieszyło się dobrą sławą, a reżyser również postanowił go nie oszczędzać. W jednym z wywiadów stwierdził, że jedyne, co tam widział, to: "agresja, brud i dekadencja". Obroną przed czyhającymi na człowieka niebezpieczeństwami miał być mur, który, niestety, zawsze okazywał się fałszywy, wątły, zbudowany raczej z papieru niż z trwałej cegły, nie bronił przed problemami. Czyż nie identycznie przedstawia się sytuacja Henry'ego? Ilekroć wraz z bohaterem spojrzymy za okno, widzimy ścianę, mającą stanowić osłonę przed złem; zbudowaną niejako przez samego bohatera, a równocześnie ograniczającą jego pole działania i zamykającą go w kręgu własnych wyobrażeń i demonów. A demony są nader interesujące. Plemnikopodobne robaki ingerują w życie Henry'ego niespodziewanie i "atakują" ze wszech stron. Przychodzą wraz z pocztą, wychodzą z ciała Mery (Charlotte Stewart), żony głównego bohatera. Mężczyzna próbuje się ich pozbyć, rzucając nimi o ścianę i roztrzaskując je z odstręczającym plaskiem, ale na nic się to nie zdaje. Pojawiają się znowu. Możliwe, że jedynym przed nimi ratunkiem jest pyzata dziewczyna (Judith Anna Roberts) tańcząca na teatralnej scenie. Według mnie, jest ona swoistą opiekunką Henry'ego, która miażdży problemy i śpiewa, że "w niebie wszystko jest możliwe". Kto wie, czy Lynch nie przedstawił za jej pomocą kogoś w rodzaju anioła stróża, który pomaga w miarę możliwości i pociesza w razie niepowodzeń. Byłoby to nie pierwsze religijne nawiązanie. Na początku "Głowy do wycierania" obserwujemy pokrytego bliznami czy naroślami mężczyznę, który pociąga za dźwignie i tym samym wprawia świat w ruch. Postać ta często określana jest w najróżniejszych analizach i recenzjach jako demiurg, choć ja chętniej umieściłabym go o poziom wyżej, nazywając go siłą sprawczą. Jednak nie można powiedzieć, że "Głowa do wycierania" to film stricte religijny. David Lynch słynie z surrealistycznych i postmodernistycznych fascynacji (jakkolwiek według mnie bliżej mu w wypadku omawianego dzieła do nurtu onirycznego, co zresztą wcześniejszej tezy bynajmniej nie wyklucza) i dał temu jak najgłębszy wyraz. Wszelkie niechętne w stosunku do rzeczywistości filadelfijskiej, wypowiedzi, mroczny krajobraz, samo zaistnienie zmutowanego dziecka czy nawet tak zdawałoby się nieistotny szczegół jak zdjęcie przedstawiające grzyba atomowego, świadczą o swoistym buncie wobec świata, co przecież zawsze stanowiło istotę twórczości surrealistów. Poza tym, jak już wielokrotnie napisałam, "Głowa do wycierania" to strumień świadomości, bliski artystom należącym do tego kierunku sztuki, daleki od świadomego symbolizmu, a oparty na swobodnej pracy wyobraźni. Moje próby interpretacyjne, rzecz jasna, nie muszą być prawdziwe i najprawdopodobniej nie są. Niemal cały urok tego filmu tkwi właśnie w ogromie możliwych rozwiązań jakże wielu zagadek i każdy chętnie zabawi się w psychoanalityka Davida Lyncha. Niemal cały, ponieważ nie mniej ważna dla uzyskanego efektu jest sama forma. Czarno-białe zdjęcia, przedstawiające ciemny pokój z jedną ścienną lampą, ogłuszające momentami dźwięki, nieskrępowana niczym gra aktorska - wszystko to tworzy niepowtarzalny klimat filmu, do którego chętnie się wraca.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Głowa do wycierania", pełnometrażowy debiut Davida Lyncha, powstawał z przerwami przez pięć lat.... czytaj więcej
Od razu mówię, czegoś takiego jeszcze nie dane mi było oglądać w żadnym innym filmie. To, co zrodziło się... czytaj więcej
David Lynch jest bez wątpienia jednym z najbardziej oryginalnych artystów XX i XXI wieku. Już jako... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones