Recenzja filmu

Za jakie grzechy (2009)
Jonas Elmer
Renée Zellweger
Siobhan Fallon Hogan

Panno Zellweger! A gdzie tłuszczyk?!

Nie lubię Bridget Jones. Nie lubię Renée Zellweger. Jestem na nie! Nie potrafię więc powiedzieć, dlaczego obejrzałam "Za jakie grzechy". Może to chwilowe zamroczenie po pracy na nocnej zmianie.
Nie lubię Bridget Jones. Nie lubię Renée Zellweger. Jestem na nie! Nie potrafię więc powiedzieć, dlaczego obejrzałam "Za jakie grzechy". Może to chwilowe zamroczenie po pracy na nocnej zmianie. No ale skoro już obejrzałam, to skomentuję.  Po pierwsze jak zwykle fatalny polski tytuł, ale to już tradycja i bywało gorzej, więc nie ma co się czepiać. Po drugie Renée Zellweger. Po roli w "Dzienniku Bridget Jones" stała się idolką puszystych, samotnych kobiet, czekających na księcia z bajki. Szkoda tylko, że jej tłuszczyk powstał na życzenie producentów i jak przystało na hollywoodzką gwiazdkę szybko znikł. Za każdy zbędny kilogram dostała 1,5 miliona dolarów. Która z nas by tak nie chciała? A co pięknymi, ponętnymi aktorkami, takimi jak Monica Bellucci, które noszą rozmiar 40 za darmo? To jest według mnie gwiazda, w dodatku niezwykle utalentowana i grająca w świetnych produkcjach.  Trzymajmy się tyjącej na życzenie producentów i ku pociesze puszystych samotniczek Renée Zellweger. Mimo świeżych dosyć ról w filmach "Appaloosa" i "Miłosne gierki", gdzie grała w otoczeniu takich gwiazd, jak Jeremy Irons, Ed Harris, Viggo Mortensen czy George Clooney (gwiazdorstwo równie wątpliwe jak w przypadku Zellweger) i wyglądała na rozmiar 36, widząc kolejną komedyjkę romantyczną z jej udziałem, niecierpliwie oczekiwałam na pojawianie się na ekranie panny Jones. Jakież było moje rozczarowanie, gdy zamiast niej, zobaczyłam, również pannę, ale Hill, wciśnięta w drogi kostium i niezwykle wysokie szpilki. Potem było już tylko lepiej... Szczytem było zastąpienie luksusowych fatałaszków kombinezonem z zepsutym zamkiem, co uniemożliwiło bohaterce załatwienie niecierpiącej zwłoki potrzeby. Scena niemalże poetycka. Potem jednak wszystko wraca do normy, szpilki są jeszcze wyższe, a kostiumiki bardziej stylowe. Fabuła oczywiście na poziomie. Niskim. Scenariusz prymitywny, a bohaterowie wykreowani na irytujących idiotów. Doprawdy, trzeba się do nich przyzwyczaić. Humor też jakiś wymuszony. Prawda, uśmiechnęłam się kilka razy, ale ani razu się nie uśmiałam. A gdzieś w głębi duszy liczyłam, że może jednak...  Cała ekipa chyba pracowała na akord. Byle do końca i następna superprodukcja.  Dla niedospanych i przepracowanych ludzi, tak jak ja podczas seansu, film jak znalazł, bo mózg się wyłącza i nie protestuje, tylko odpoczywa. Dla szukających rozrywki bądź przesłania – bezwartościowy. 
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wszyscy wiedzą, że tylko w małych miasteczkach ludzie są naprawdę szczęśliwi. Pół metra śniegu, mróz... czytaj więcej
Z tego agenta Renee Zellweger to musi być dopiero wielki ironista. Tym razem załatwił swojej klientce... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones