Do not fucking die!!!

Filmy o tematyce wojennej zazwyczaj wyglądają tak samo: reżyserzy i panowie od efektów specjalnych chcą dokopać swoim poprzednikom i pokazać im, że dobry film o wojnie musi mieć ogromną ilość
Filmy o tematyce wojennej zazwyczaj wyglądają tak samo: reżyserzy i panowie od efektów specjalnych chcą dokopać swoim poprzednikom i pokazać im, że dobry film o wojnie musi mieć ogromną ilość wybuchów i strzałów, bo bez nich będzie beznadziejny. Rzadko zdarza się, by z projektem traktującym o walkach wiązano jakieś ambitniejsze plany. Inaczej sprawy mają się, gdy do takiego projektu zabiera się Sam Mendes. Filmem "Jarhead" Amerykanin udowadnia, że – sporadycznie, ale jednak - można zrobić film o wojnie, bez ciągłych strzelanek i lejącej się hektolitrami krwi. Rok 1989. Anthony Swofford (Jake Gyllenhaal) idzie do wojska, bo nie dostał się na studia. Zostaje snajperem, tzw. "jarheadem", który na wojnie zawsze na przedzie i musi pociągnąć za spust. On i jego towarzysze są przygotowywani przez sierżanta Sykesa (Jamie Foxx) do wielkiej walki, mieszani z błotem, zmuszani do wykonywania najróżniejszych ćwiczeń i ciągłego powtarzania sobie, że "bez mojej broni jestem niczym". Rok później żołnierze wyjeżdżają do Iraku, gdzie mają stoczyć tę wojnę. Nic takiego jednak się nie dzieje. Czekają. No właśnie – czekają. Na tym polega ich walka o ojczyznę: na oczekiwaniu na wroga, który się nie pojawia. Zamiast strzelania, spędzają czas na tęsknocie za bliskimi, próbując zabić nudę strzelając do butelek, masturbując się i snując teorie na temat życia i religii. William Broyles, który napisał scenariusz do filmu, umiejętnie pokazuje, jakim bezsensem jest ta wojna. Tysiące żołnierzy wyjeżdża do nieznanego kraju właściwie po co? Żeby zdobyć doświadczenie? Rozerwać się? Dowiedzieć się, jak to jest, gdy nie ma się kontroli nad swoim życiem osobistym? Po co? Jest mało filmów wojennych, które zastanawiają się nad czymś więcej niż tym, kto ma większą spluwę. W "Jarhead" wojna jest tylko tłem prawdziwego sedna sprawy: dzieło Mendesa nie opowiada nam historii o tym, co robi się w wojsku, kiedy nie ma się z kim bić. Reżyser pokazuje nam młodego faceta, który toczy własną wojnę z samym sobą: Swoff z jednej strony jest inteligentnym chłopakiem, który miał przed sobą przyszłość, z drugiej – sukinsynem, którego zmieniło otoczenie, w jakim się znalazł. Nie jest to jedyny aspekt, o którym mówi film: widać tutaj ostro zarysowany bezsens wojny. Ludzie tracą przez to zmysły, rodzinę, własną tożsamość i uczucia. Nie zyskują nic, nie licząc umiejętności oddawania celnych strzałów. Uczą się nienawiści. Do roli Swoffa przymierzał się Leonardo DiCaprio, Mendes postawił na mało rozpoznawalnego wówczas Jake'a Gyllenhaala. Aktor w 2005 roku zagrał jednak w jeszcze jednym filmie, "Tajemnicy Brokeback Mountain", i to z tym obrazem był wtedy najbardziej kojarzony. Szkoda, że jego kreacja w "Jarhead" nie została dostrzeżona, ponieważ aktor świetnie pokazał wszystkie myśli, jakie targały jego bohaterem – od strachu, szczęścia, po furię i obezwładniającą niemoc. Pochwalić trzeba również Jamie Foxxa, który po raz kolejny udowadnia, że jest bardzo wszechstronny: potrafi zagrać zarówno spokojnego i cichego taksówkarza, jak i, w przypadku "Jarhead", sierżanta, który wojnę i walkę stawia w swoim życiu o wiele wyżej niż rodzinę. Po ogłoszeniu przez Akademię Filmową nominacji do Oscara w 2006 roku wielu krytyków pytało: dlaczego pominięto "Jarhead"? Brak nominacji dla nowatorskiej muzyki Thomasa Newmana (to już trzeci film Mendesa z kompozycjami Amerykanina), dla Rogera Deakinsa za jedne z najlepszych zdjęć do filmu wojennego? Skandal? Może jednak nie... czasem warto pominąć niektóre produkcje, by zostały bardziej zauważone. Z drugiej strony trzeba zgodzić się z tym, iż od strony realizacyjnej "Jarhead" nie ustępuje bardziej widowiskowym produkcjom takim jak "Helikopter w ogniu" czy "Szeregowiec Ryan". Swoff, wstępując do wojska, był chłopakiem, który myślał, że przez kilka miesięcy zrobi masę pompek i nauczy się ścielić łóżko. Kiedy odchodził, miał już inne zdanie. Ty też je zmienisz.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Każda wojna jest inna. Każda jest taka sama". To zdanie pada w filmie, który jest swoistym reportażem z... czytaj więcej
Być Marines to marzenie chyba każdego małego chłopca w Stanach. Podobnym powodzeniem cieszyli się u nas... czytaj więcej
Mówiąc najkrócej, film jest według mnie zbyt przeciętny jak na taką ciekawą tematykę, a wręcz nudny.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones