Recenzja filmu

The Grudge - Klątwa (2004)
Takashi Shimizu
Sarah Michelle Gellar
Jason Behr

włosy+woda=strach

"Klątwa" to kolejny film z serii amerykańskich remake'ów japońskich horrorów (po "Kręgu", przed "Dark Water"). O tyle jednak inny od hollywoodzkiej wersji "Ringu", że reżyserem obu wersji
"Klątwa" to kolejny film z serii amerykańskich remake'ów japońskich horrorów (po "Kręgu", przed "Dark Water"). O tyle jednak inny od hollywoodzkiej wersji "Ringu", że reżyserem obu wersji "Klątwy" jest ten sam Takashi Shimizu. Jakie są pierwsze wrażenia po obejrzeniu horroru? Przede wszystkim nieodparcie nasuwający się wniosek o obsesyjnej popularności włosów i wody (zwłaszcza rdzawo-czarnej) jako narzędzi wzbudzania strachu. "Krąg" i "Krąg 2" - włosy - poza charakterystycznym chodem - wyróżniały "zło wcielone" - Sadako, a wody w studni było aż nadto, "Dark Water" - tu z kolei woda była głównym bohaterem, choć mała dziewczynka z czarną czuprynką też miała swoją rolę... Wiele pomysłów wydaje się wprost (świadomie lub nie) zapożyczonych z "Kręgów" (a może to po prostu ulubiona tematyka japońskich horrorów) - choćby włosy wysuwające się spod prześcieradła (pod którym być ich nie powinno, rzecz jasna...) w ostatnich minutach "Klątwy" i prawie identyczna scena gdzieś na początku "Kręgu 2". Z ekonomicznego punktu widzenia włosy i woda rzeczywiście mają sens - na pewno koszty mniejsze niż komputerowo wykreowana Godzilla. Co poza tym? Nie da się ukryć, że Hollywood odcisnął swoje piętno (o tym to dopiero byłby horror!) na rozwiązaniach fabularnych. Oczywiście wszyscy dzielnie (głupio?) i kompletnie bez sensu muszą sprawdzać wszelkie podejrzane dźwięki, wchodzić w najciemniejsze zakamarki i szperać w najbardziej odpychających miejscach. Ale to w końcu standard. Tylko dlaczego? Dlaczego ścieżka dźwiękowa tak dobitnie informuje, w którym momencie należy się bać? Napięcie nie narasta równomiernie, jak np. w japońskim "Kręgu" (nigdy nie byłem pewny, czy już się bać, czy dopiero za chwilę, i to było to), ale przypomina raczej schemat: nuda, nuda, bach, nuda, nuda, nuda, bach, nuda, nuda, bach, bach etc., przy czym każde 'bach' jest odpowiednio zapowiedziane przez muzykę. I jeszcze zakończenie. O ile w japońskim "Kręgu", do którego uparcie powracam, otwarty, niedopowiedziany (i sam w sobie wcale nie straszny) finał przynajmniej wydawał się naturalny i uzasadniony, to w momencie zapalenia świateł po "Klątwie" tylko jedna myśl przychodzi do głowy - no to będziemy mieli ciąg dalszy... Nie brzmi to wszystko najlepiej, ale czy uważam, że "Klątwa" to strata czasu? Nie. Można ten film spokojnie polecić jako na pewno lepszy od masówki zza oceanu spod znaku "Co się wydarzyło w lecie pięć lat później" czy "Krzyk 236". Można się przestraszyć, muzyka świetna (a przynajmniej sama w sobie - to, że uparcie zdradza co i jak, ciężko wybaczyć), parę scen do zapamiętania (i to mimo uczucia deja vu). Nie jest to horror, po którym godzinami można się bać (ostatnio zresztą potrafią to osiągnąć chyba tylko Japończycy w japońskich produkcjach) czy nad którym można się głębiej zastanawiać (patrz - "Krąg"), ale półtorej godziny rozrywki przyprawionej odrobiną dreszczy i chwilami szybszego bicia serca gwarantowane.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na dobry początek zaznaczę, że nie wiem, czy dobrym pomysłem jest pisanie recenzji remake'u filmu,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones