Recenzja filmu

Ta Ra Rum Pum (2007)
Siddharth Anand
Rani Mukerji
Saif Ali Khan

Don't worry, be happy

Bardzo się ucieszyłam, kiedy doszły mnie słuchy, że jedno z kin sieciowych planuje tygodniowy maraton filmowy Bollywood. Wybrałam dwa filmy, które najbardziej chciałam zobaczyć. "Ta Ra Rum Pum"
Bardzo się ucieszyłam, kiedy doszły mnie słuchy, że jedno z kin sieciowych planuje tygodniowy maraton filmowy Bollywood. Wybrałam dwa filmy, które najbardziej chciałam zobaczyć. "Ta Ra Rum Pum" był właśnie jednym z nich. Dlaczego akurat on? Powiem krótko: Rani Mukherjee i Saif Ali Khan - i do tego w głównych rolach.   Film opowiada historię rajdowca, Rajveera Singha (Saif Ali Khan), którego wszyscy nazywają "RV". To mechanik samochodowy, którego największym marzeniem jest zostać rajdowcem. Kiedy zostaje zauważony, w końcu spełniają się jego pragnienia. W międzyczasie poznaje Radhikę (Rani Mukherjee), studentkę muzyki z bogatego domu. Wbrew ojcu dziewczyny, młodzi się pobierają. Życie płynie im lekko i przyjemnie. Wszystko niweczy jeden wyścig: konkurent RV postanawia go wyeliminować. Od tej pory para musi przezwyciężać mnóstwo problemów, przy czym największym jest strach chłopaka przed wyścigami. Masala movie jest charakterystyczna dla Bollywoodu. Tym terminem określa się mieszankę gatunków filmowych "wrzuconych do jednego worka". "Ta Ra Rum Pum" to właśnie klasyczna masala. Są tutaj sceny charakterystyczne dla gatunków filmowych, takich jak: akcja (emocjonujące wyścigi), komedia romantyczna, musical (co jest nieodłączne we wschodnim przemyśle filmowym), a nawet... animacja. Ale dzięki temu film może się spodobać wielu osobom. Przyznam, że niespecjalne lubię filmy akcji, a zwłaszcza jeżeli chodzi o wyścigi. Ponadto uważam, że wstawka animacyjna nie była konieczna, a wręcz przeciwnie: komiczna. No ale to cała magia Bollywoodu. Odtwórcy głównych ról to moja ulubiona para aktorów. Wiele nagród, które zostały im przyznane, świadczą o ich talencie. Co prawda postronni mogą powiedzieć, że ich sposób gry jest kiczowaty i mogą wcale nie uważać, by byli oni tacy dobrzy. Jednak kino indyjskie charakteryzuje się zupełnie innym stylem gry. Po prostu albo się je pokocha, albo znienawidzi. Nie ma półśrodka. Rani Mukherjee musiała zagrać dziewczynę, która tak pokochała Rajveera, że nie straszna była jej nawet bieda, której musieli doświadczyć. Saif Ali Khan z kolei chłopaka, który nie potrafi pozbierać się po wypadku. Obydwoje swoje role odegrali w sposób, który można było poczuć.   Księżniczka i Mistrz to przedstawiciele najmłodszego pokolenia w filmie. Ali Haji, czyli Ranveer, grający syna głównej pary bohaterów, zdążył już zachwycić rolą Rehana w filmie "Fanaa" z 2006 roku. Dziecko powoli rośnie na aktora równego największym. Jego gra jest pełna lekkości, zupełnie jakby był sobą. Angelina Idnani, czyli Priya, grająca ich córkę, nie pozostaje w tyle za swoim filmowym bratem, choć póki co nie doczekała się innej roli.   Jak już wspominałam, wyścigi nie są moją fascynacją. Oglądanie ich koszmarnie mnie nudzi. Co prawda film był wyświetlany z nośnika DVD, jednak to chyba magia wielkiego ekranu zadziałała. Emocje, jakie towarzyszyły bohaterom "Ta Ra Rum Pum", tak bardzo mi się udzieliły, że po zakończeniu miałam ochotę zobaczyć film po raz kolejny, i to natychmiast. Piosenki... Jakoś nie zapadły mi zbytnio w pamięć. Nie wliczając oczywiście jednej. Tytułowa piosenka, która bardzo odbiegała od całej produkcji. Chodzi mi tutaj właśnie o animację, o której już pisałam. Przejście z akcji filmu do piosenki było dla mnie wielkim szokiem. Nie spodziewałam się takiego obrotu. Patrząc na to z innej strony, miało to jednak swój cel. Smutne dzieci miały się zabawić w parku rozrywki, więc wszyscy ludzie oglądający film rozchmurzyli się razem z nimi. Nie myślało się w tym momencie o pełnym trosk życiu bohaterów. Przynajmniej ja o tym zapomniałam, tak jak miały zapomnieć filmowe dzieci. "Ta Ra Rum Pum" polecam wszystkim. Jednak film najbardziej pasuje na niedzielne popołudnie z całą rodziną. Przy czym, jeżeli nie jest się fanem Bollywoodu, trzeba potraktować film nieco z przymrużeniem oka i nie zważać na szczegóły. Mimo że jest dobry i każdy znajdzie w nim coś dla siebie, nie jest idealnym "zaznajamiaczem" z kulturą indyjską i takimi produkcjami. Na początek lepiej wybrać jedną z największych produkcji, takich jak "Czasem słońce, czasem deszcz" czy "Żona dla zuchwałych". Styl i mieszankę filmową w "Ta Ra Rum Pum" można pokochać, jednak może zrazić ludzi do sięgnięcia po kolejne tytuły drugiej co do wielkości, po Hollywoodzie, fabryki snów.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?