Recenzja wyd. DVD filmu

Chyba kocham swoją żonę (2007)
Chris Rock
Chris Rock
Kerry Washington

Czy Ty też kochasz swoją żonę?

Męczyło to mnie już od jakiegoś czas, żeby napisać recenzję filmu "Chyba kocham swoją żonę" ("I Think I Love My Wife"). Filmu, który większości osobom zapewne nie jest znany, a jeśli już
Męczyło to mnie już od jakiegoś czas, żeby napisać recenzję filmu "Chyba kocham swoją żonę" ("I Think I Love My Wife"). Filmu, który większości osobom zapewne nie jest znany, a jeśli już komuś zdarzyła się sposobność do obejrzenia go, jest prawdopodobne, że szybko o nim zapominał. Dla mnie też nie stanowi on utworu filmowego o nadzwyczajnej wartości, ale ma w sobie coś, co skłoniło mnie do powtórnego seansu. Tym czymś jest pewna naturalność, nie w sensie obrazu, gdyż wszystko jest upiększone i wystylizowane na wzór typowej hollywoodzkiej komedii romantycznej, lecz w odniesieniu do rozterek i odczuć głównego bohatera. Być może trzeba być facetem, żeby to zrozumieć, ale rzadko życie układa się według jednego schematu – albo życie do śmierci u boku ukochanej osoby, która powoduje, że tracimy całkowicie zainteresowanie płcią przeciwną (oprócz tej ukochanej osoby oczywiście), albo rozpusta, mająca na celu zaspokajanie wszelkich żądz. Richard Cooper (Chris Rock) jest szczęśliwym mężem pięknej kobiety i ojcem dwójki cudownych dzieci. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal jest mężczyzną, na którego umysł silnie oddziałują piękne, obce kobiety, wywołujące fantazje o silnym podtekście erotycznym. Powstaje niebezpieczeństwo i zarazem silna żądza spełnienia tych fantazji, gdy do jego życia powraca dawna, niezwykle seksowna przyjaciółka Nikki Tru (Kerry Washington). W tym miejscu rozpoczyna się wewnętrzna walka głównego bohatera pomiędzy utrzymaniem bezpiecznego życia rodzinnego a poddaniem się pokusom pięknej, zmysłowej kobiety. Temat wydaje się nieco zgrany, ale według mnie film niesie ze sobą pewną świeżość. Wynika ona przede wszystkim z tego, że obie drogi mogą wydawać się w równym stopniu właściwe. Brzmi to trochę obrazoburczo, bo niby jak można stawiać na równi utrzymanie szczęśliwego małżeństwa ze zdradą. A jednak ja samemu nie mogłem się zdecydować, czego życzyć głównemu bohaterowi.  To są wartości filmu, dla których warto go obejrzeć. Ja nie odbierałem „I Think I Love My Wife” jako komedię, choć nie przeczę, że zawiera kilka scen naprawdę zabawnych (choćby ta z viagrą, mimo iż niezbyt oryginalna, szczerze mnie ubawiła), ale jako film obyczajowy prezentujący w pewien sposób dość często spotykane dylematy. Najbardziej dziwi mnie fakt, dlaczego ten film nie zaskarbił sobie uznania wśród naszych dystrybutorów i przeszedł całkowicie niezauważalnie pośród tylu „śmieci” rodem z Hollywood, nachalnie promowanych w naszych kinach. Ten utwór oczywiście też pochodzi z tamtego kina, wizualnie niesie ze sobą dokładnie to, czym charakteryzują się tamtejsze produkcje (kolorowe zdjęcia, piękne kobiety), ale poza warstwą powierzchniową zawiera przyjemne w odbiorze zdarzenia, które mogą skłonić widza do pewnych przemyśleń. Wątek rozterek głównego bohatera ma tutaj pierwszoplanowe znaczenie i warto jest poczekać do końca, chociażby po to by zobaczyć interesujące, niebanalne rozwiązanie akcji. „Ludzie mówią, że życie jest krótkie i powinieneś żyć tak, jakbyś za chwilę mógł być potrącony przez autobus. Nieprawda! Życie jest  długie i najprawdopodobniej nie zostaniesz potrącony przez autobus”. Jeśli ten cytat Wam się podoba, powinniście zapoznać się z tym zabawnym i mądrym życiowo filmem.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones