Recenzja filmu

RoboCop (2014)
José Padilha
Joel Kinnaman
Gary Oldman

Nowe szaty króla

Alex Murphy był jednym z najtwardszych gliniarzy w okolicy, nade wszystko kochającym swoją rodzinę. Niemniej honorowy służbista nie zwykł odwracać wzroku od nieprawości rządzącej ulicami
Alex Murphy był jednym z najtwardszych gliniarzy w okolicy, nade wszystko kochającym swoją rodzinę. Niemniej honorowy służbista nie zwykł odwracać wzroku od nieprawości rządzącej ulicami pogrążonego w mroku Detroit, reagując na każdy przejaw łamania prawa. Niestety, szlachetność Murphy'ego skończyła się dlań w najgorszy możliwy sposób... Mężczyzna stanął oko w oko z bezwzględnym oprychem Boddickerem, będąc skazanym na widzimisię szaleńca. Jedno naciśnięcie spustu pozbawiło Alexa prawej dłoni, pozostawiając w jej miejsce jedynie krwawy kikut. Drugi strzał odjął Murhpy'emu całą rękę, skutkując przeszywającym bólem na skraju agonii. Pozostała seria pocisków poczęła rozrywać ciało mężczyzny, gdy zaś umilkły echa łusek spadających na ziemię, z policjanta pozostały jedynie strzępki ledwie przypominające ludzkie ciało. Niemniej dzięki zdobyczom nowoczesnej technologii, korporacji OCP udało się przywrócić Murpy'ego do życia, jednak w mocno zmechanizowanej formie... W ten sposób, w dużym uproszczeniu, wyglądał początek jednego z najlepszych filmów zarówno Verhoevena, jak i lat 80. w ogóle. "Robocop" z 1987 r. nie postarzał się nawet po dziś dzień, zaskakując dobitnie ukazaną przemocą, sugestywnym klimatem oraz niesamowicie nakreśloną historią Supergliny (świetny polski tytuł...). Po co zatem potrzebny był remake pozycji, która nadal jest w stanie zachwycić widzów? Po co przygotowano nową wersję "Robocopa" w kategorii PG-13, wykluczającej brutalność na poziomie słynnego poprzednika? Cóż, to chyba oczywiste, wszak "piniądz" rządzi światem, a kasa musi się zgadzać. Ale po kolei, nie skreślajmy odpicowanego i stunningowanego modelu na samym starcie.

Rok 2028, świat przyszłości. Korporacja OmniCorp z powodzeniem stosuje bojowe drony w różnych zakątkach świata, przymierzając się do wprowadzenia ich na rynek amerykański. W samym sercu Detroit, gliniarz Alex Murphy (Joel Kinnaman) wraz z najlepszym przyjacielem Jackiem Lewisem (Michael K. Williams) dzielnie stawiają czoła fali przestępczości zalewającej miasto. Niestety, przykładny policjant staje się niewygodny dla wielu osób, zwracając na siebie uwagę niewłaściwych ludzi. W wyniku zamachu, Murphy zostaje ciężko ranny, nie rokując większych szans na powrót do sprawności. Nieszczęście Alexa postanawia wykorzystać OmniCorp, tworząc hybrydę człowieka i maszyny, dążąc do przekonania Senatu do wizji militarnych wyrobów korporacji patrolujących całe Stany Zjednoczone. Jak się jednak okaże, w naszpikowanym elektroniką Robocopie wciąż bije ludzkie serce, zaś umysłem targają niestłumione emocje utrudniające kontrolę nad nowym Murphym...

Nowy "Robocop" ma parę naprawdę mocnych momentów, z pewnością stanowiących gratkę dla ortodoksyjnych fanów zmechanizowanego gliny. Niestety, wątek dramatyczny jest zbyt delikatnie nakreślony, niknąc w czeluściach efektownej akcji o tempie momentami zawstydzającym serię "Transformers" od Bay'a. Reżyser José Padilha to z pewnością utalentowany filmowiec, zaś jego dwie części "Elitarnych" to bezkompromisowe kino ukazujące skorumpowaną rzeczywistość Ameryki Łacińskiej. Niemniej wspomniany twórca do spółki z debiutującym scenarzystą na siłę próbowali połączyć dwa nieco przeciwstawne bieguny, niezbyt udanie swatając wewnętrzne rozterki targające Alexem ze scenami niczym z popcornowego kina dla nastolatków.

Jak na ramy wymuszonej kategorii PG-13, Padilhi udało się przemycić kilka smakowitych kąsków. Zaskakuje scena operacji na otwartej czaszce (łącznie z bliskimi ujęciami na krwawą tkankę), zaś wgląd we wnętrze Robocopa to mocny opad szczęki podkreślający dramat mężczyzny złożonego do przysłowiowej kupy tylko dzięki dobrodziejstwu nowoczesnej technologii. Jakby tego było mało, na samym początku jeden z dronów zmiata z powierzchni ziemi... nastolatka. Scena, oczywiście, ukazana jest umownie, niemniej przekaz pozostaje. W nowym "Robocopie" znalazło się również miejsce dla paru mrugnięć okiem w stronę fanów pierwowzoru, za co twórcom chwała i uścisk ręki prezesa. W grafikach koncepcyjnych grubych ryb OmniCorp mignie toporna wersja gliniarza, sam Murphy powtarza kilka znajomych kwestii, zaś w początkowej fazie filmu mechaniczny Alex śmiga w charakterystycznych srebrnawych barwach... Tak, hołd złożony dziełu Verhoevena ma prawo się podobać...

Mniej udanie zaś wypadają kolejne ugrzecznienia spowodowane chęcią maksymalizacji zysków przez wytwórnię (na zasadzie: niższa kategoria wiekowa = więcej pieniążków do kabzy). Scenariusz uległ potężnym modyfikacjom, poczynając od sposobu w jaki ginie Murphy (w nowej wersji w zasadzie NIE umiera), kończąc zaś na zwiększeniu możliwości bojowych Robocopa. Dla mnie jako osoby niemalże wychowanej na klasycznej wersji, nie do pomyślenia jest zaoferowanie kinomanowi smukłego cybernetycznego gliniarza biegającego niczym sprinter na końskich sterydach, skaczącego ponad przeszkodami z gracją stawowej żaby i ogłaszanie tego tworu Robocopem. Dość wspomnieć, iż pierwszy wypad zmechanizowanego Murphy'ego przypomina zachłyśnięcie się wolnością niczym protagonisty w "Avatarze" Camerona (radosna przebieżka przez pola)... Pod taką nazwą, wizja Padilhi to zwykłe bluźnierstwo i naplucie fanom oryginału w twarz, z zaledwie paroma mocniejszymi akcentami na udobruchanie.

Owszem, jako letni blockbuster nieśmiale czerpiący z pomysłu na stworzenie cybergliny z resztek poległego oficera, film Padilhi nie byłby narażony na konfrontację z wersją Verhoevena. Jednak przyjmując ten sam tytuł i obnosząc się z faktu bycia remakiem, nowy "Robocop" nie może uniknąć porównania z pierwowzorem, który pomimo sędziwego wieku wciąga futurystyczną odsłonę nosem, wypluwając tylko pogruchotane kości. Na nic zdają się telewizyjne transmisje show ze stronniczym prowadzącym w roli gospodarza (w tej roli Samuel L. Jackson, temperujący swoją niewyparzoną buzię... do czasu), stanowiące ledwie substytut prześmiewczych reklam fikcyjnych usług i produktów z oryginału, braknie również tak mocnego poczucia ironii przepełniającego pierwszą część (kwestie typu "jesteś zwolniony!"). Co gorsza, klimat spowitego mrokiem Detroit, w którym zadźganie przechodnia w biały dzień pewnikiem stanowiło szarą rzeczywistość, odszedł w niepamięć. Ten sam stan w nowym "Robocopie" przypomina czasy współczesne, z przewagą zwyczajnych samochodów nieodbiegających wyglądem od obecnie dostępnych modeli (zabieg podobny do tego zastosowanego w mega-brutalnym filmie "Dredd" sprzed dwóch lat). Trochę to dziwne biorąc pod uwagę zaawansowane technologiczne reprezentowane przez OmniCorp... Nawet końcowe sceny z Murphym lawirującym w ruchu ulicznym na futurystycznym jednośladzie, ze wściekle zacinającym deszczem spadającym na kamerę, nie rekompensują nijakości upadłego miasta. Nie kopmy już jednak dalej leżącego, dajmy mu odsapnąć... chwilowo.

Jeśli chodzi o efekty specjalne i sceny akcji, nowy "Robocop" to wysoka półka. Imponują sterylne laboratoria z dotykowymi ekranami i wiszącymi w powietrzu panelami wyświetlającymi różnorakie statystyki, równie efektownie prezentują się bojowe drony i sam Robocop. Niesamowite wrażenie robi także wizyta w ośrodku rehabilitacji, gdzie w ramach pomocy niepełnosprawnym testowane są nowe technologie. Niejednemu widzowi opadnie szczęka na widok jednego z pacjentów grającego na gitarze... cybernetyczną protezą. Sekwencje wszelkich strzelanin zaś to, jak już nadmieniłem, szybkie wymiany ognia zdmuchujące kapcie z nóg. Inna sprawa, iż odrestaurowany Murphy bez problemu radzi sobie z setkami robotycznych przeciwników padających jak muchy po jednym strzale, zaś nowe wersje maszyn kroczących ED-209 Alex obwiązuje liną niczym na rodeo, lawirując między niezgrabnymi molochami jak baletnica z jazdy figurowej na lodzie. Efektowne to, choć niemalże w całości wygenerowane na komputerze (ale, u licha, który film w dzisiejszych czasach jest tego pozbawiony?).

Temat odświeżenia "Robocopa" można było ugryźć na dwa sposoby: albo decydując się na pogłębienie dramatu protagonisty zamkniętego w bezdusznej maszynie (pewna klapa finansowa) albo idąc w tandetny komiks a la "Transformersy" (nastoletnia widownia pewnikiem byłaby zachwycona). Jednak Padilha wraz ze scenarzystą Zetumerem zaoferowali pewien kompromis, starając się zadowolić fanów oryginału, oferując jednocześnie wabik na mniej wymagających widzów. Środek wyszedł z tego ledwie pozłacany, taki z tombaku; niemniej nie można rozpatrywać nowego "Robocopa" w ramach kompletnej porażki... jeśli traktujemy go jako osobny film. Jako remake, opisywana produkcja to obrazoburczy postmodernistyczny fajerwerek, z wykastrowanym wątkiem psychologicznym mającym na celu pogłębienie rysów postaci. Jako kino sensacyjnie w konwencji science-fiction, film Padilhi broni się jednak szybkim tempem, znanymi nazwiskami w obsadzie oraz rewelacyjnymi efektami specjalnymi. Ot, powstał kolejny przykład potwierdzający smutną myśl, iż "stare lata nie wrócą...". Trudno, cieszmy się tym, co mamy. Ja tam wracam do oryginału.

Ogółem: 6/10

W telegraficznym skrócie: nowy "Robocop” nie sprawdza się jako remake kultowego pierwowzoru, pomimo paru mocnych scen i ukłonów w stronę zagorzałych fanów serii; jako osobny tytuł stanowi niezły film sensacyjny podlany sosem science-fiction; całość wypada całkiem zjadliwie, oferując bardzo dobre efekty komputerowe i dynamiczne sceny akcji; zupełnie niezamierzenie film Padilhi stanowi jednak komentarz odnośnie kondycji dzisiejszego kina – światem rządzi kategoria PG-13, zaś filmy w starym stylu są z góry skazane na porażkę. Zupełnie zasłużony status "Robocopa” z 1987 r. pozostaje zatem nienaruszony.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W amerykańskim serialu "Almost Human", notabene dosyć wciągającym, główny bohater – policjant po... czytaj więcej
Na najnowszy wysokobudżetowy film akcji spod ręki Jose Padilhi można patrzeć dwojako – przyrównując go do... czytaj więcej
Kaseta wideo z filmem i zabawka o wizerunku RoboCopa to rekwizyty, które w latach 90. albo się już... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones