Recenzja filmu

Wszystko stracone (2013)
J.C. Chandor
Robert Redford

Starszy Redford wciąż może, choć wzburzone jest morze

"Wszystko stracone" nie jest filmem wybitnym (...), niemniej jako eksperyment z gatunkiem, podany w artystycznym sosie, sprawdza się w swojej roli.  Kameralne kino o walce człowieka z wodnym
Powrót pana Redforda na ekrany po blisko pięcioletniej przerwie był daleki od wymarzonego. Film "Reguła milczenia" z 2012 r., w którym zasłużony aktor obsadził siebie zarówno za kamerą, jak i w roli głównej, był średnio udany, lekko rzecz ujmując. Na szczęście rudowłosy amant nie zraził się chłodnym przyjęciem publiczności po dłuższej rozłące z kinem i czekał cierpliwie na odpowiedni scenariusz. Okazja nadarzyła się stosunkowo szybko, do tego przyszła z bodajże najmniej spodziewanej strony. Redford otrzymał bowiem propozycję zagrania w kameralnym filmie reżysera J.C. Chandora, znanego z produkcji o tytule "Chciwość". Nieczęsto zdarza się, by totalny "żółtodziób" w zawodzie otrzymał deszcz nagród i nominacji za swe debiutanckie dzieło; tak się jednak stało w przypadku amerykańskiego twórcy. Nic zatem dziwnego, że gdy do roli w obrazie "Wszystko stracone" szukał on "osoby mocno po 70. w dobrej formie fizycznej" (że zacytuję fragment wywiadu z dodatków na płycie BR) i najlepszym wyborem okazał się Redford właśnie, do podpisania kontraktu doszło w trybie ekspresowym. O talencie Redforda przejawiającym się po obu stronach kamery nie trzeba nikogo przekonywać; czy jednak, pomimo wieku, aktor dał radę udowodnić starą mądrość życiową prawiącą, iż "stary człowiek wciąż może"?




Bliżej nieokreślony żeglarz ochrzczony przez twórców filmu jako "Nasz człowiek" (Robert Redford) wypływa na samotny rejs po Oceanie Indyjskim. Pewnego dnia, ku zaskoczeniu mężczyzny dochodzącego do siebie po dłuższej drzemce, łajba stopniowo poczyna zalewać się wodą. Po dokładniejszej inspekcji dokonanej przez bohatera okazuje się, iż jacht zderzył się z dryfującym kontenerem, który uszkodził kadłub "Virginii Jean". Niestety, pomimo załatania dziury i przetrwania późniejszego sztormu, żeglarz zostanie wystawiony na jeszcze cięższe próby, w których będzie musiał skorzystać ze wszelkich umiejętności z zakresu nawigacji i żeglugi...


Przesiąknięta klimatem okładka wydania Blu-ray, w której główny bohater stoi w strugach deszczu na pokładzie łajby odziany w charakterystyczny kapok, zdecydowanie zachęca do zaznajomienia się z filmem "Wszystko stracone". Wydawałoby się, iż produkcja Chandora pójdzie w ślady kina a la "Gniew oceanu", jednak obraz z Redfordem uderza w znacznie bardziej kameralny ton. Owszem, historia o samotnym żeglarzu pełna jest kolejnych desperackich walk o życie, zmagań z bezlitosnym żywiołem i kaprysami losu, jednak momentami "Wszystko stracone" zahacza raczej o atmosferę z przygód Robinsona Crusoe, ewentualnie bohatera "Cast Away - poza światem". Motywy typowo survivalowe, tj. dzielenie znikomych ilości racji żywnościowych na porcje czy nawigacja w spartańskich warunkach w oparciu o książkę i odpowiedni przyrząd, są w obrazie Chandora jak najbardziej obecne. Co jednak wyróżnia jego film spośród innych dzieł o podobnej tematyce to niezwykle artystyczna wizja próby przetrwania na wzburzonym morzu, niemalże pozbawiona jakichkolwiek monologów, o dialogach nie wspominając. Dość nadmienić, iż jedną z niewielu kwestii wypowiadanych przez bohatera jest rozpaczliwe "f*ck", wykrzyczane w akcie kompletnej bezradności.


Kino tak mocno nacechowane kameralnością i naturalizmem ma prawo wypalić jedynie, jeśli zagrają ze sobą dwa kluczowe elementy: świetne pierwszoplanowe aktorstwo i sprawna reżyseria. J.C. Chandor nie bez kozery chwalony był za "Chciwość", we "Wszystko stracone" potwierdzając jedynie swe ponadprzeciętne umiejętności. Kadry ukazujące bezkres majestatycznego oceanu, z horyzontem rozciągającym się na tysiące kilometrów, robią wrażenie; jeszcze bardziej imponują natomiast sceny walki żeglarza ze śmiertelnie niebezpiecznymi siłami natury. Podczas okrutnego sztormu pokład zalewany jest potężnymi falami, zaś widz ma szansę niemalże poczuć bezradność kruchej jednostki w obliczu żywiołu. Godnym pochwalenia zabiegiem jest również wprowadzenie typowego zniekształcenia dźwięku przy ujęciach z kamery zanurzającej się wraz z bohaterem w wodzie, który to motyw zwiększa immersję kinomana w wydarzenia prezentowane na ekranie.


Drugi element układanki, czyli aktor "mający wszelkie dane" by pociągnąć na swych barkach cały film, również okazał się solidnym ogniwem spajającym produkcję w całość. Robert Redford, pomimo konkretnej przerwy od aktorskiego rzemiosła, w udany sposób oddaje emocje targające bezradnym żeglarzem pozostawionym na pastwę losu. Duża w tym zasługa niespotykanej charyzmy Redforda, która nie straciła zbyt wiele na sile przez tę ładnych parę dekad. W dodatku wiekowy już przecież aktor faktycznie jest w bardzo dobrej formie fizycznej, zaś jego niemalże młodzieńczy zapał do czynnego powrotu do wielkiego kina jest w istocie niepowtarzalny. Co prawda kreacja "Naszego człowieka" z pewnością nie jest jedną z najlepszych w dorobku Redforda, niemniej artysta wywiązał się solidnie ze swego zadania, nawet w obliczu niewielkiej ilości kwestii mówionych.


Artystyczny wydźwięk filmu buduje również nastrojowa muzyka Alexa Eberta, nie bez powodu nagrodzona Złotym Globem. W scenach idyllicznych ścieżka dźwiękowa idealnie dopełnia kadry, tworząc melancholijny klimat. W scenach sztormu, spokojniejsze utwory ustępują wyraźnie miejsca realistycznym odgłosom towarzyszącym walce ze wzburzonym oceanem. Wspomniany zaś już wcześniej efekt dźwięku niczym przy zanurzeniu w wodzie bez czepka to kolejny atut sfery audio produkcji, zwłaszcza w formacie przestrzennym 5.1. zapewniającym wrażenie niczym z samego oka cyklonu.


Zakładam, iż J.C. Chandor nie jest ekspertem od spraw żeglugi (chociaż w wywiadach wspomniane jest jego zainteresowanie tematem), co przejawia się w pewnych nieprofesjonalnych zachowaniach protagonisty mających miejsce w filmie. Chandor, poza reżyserią, sam wyskrobał bowiem skrypt produkcji, niemniej wychodząc z wyzwania obronną ręką. Być może błędy popełniane przez bohatera są karygodne dla osób obeznanych w podejmowanych zagadnieniach, jednak dla laików takich jak ja nie stanowią wady przekreślającej wiarygodność recenzowanego tytułu. Trzeba wziąć również poprawkę na fakt, iż w przypływie desperacji i rosnącej beznadziei nawet świetnie wyszkolony specjalista może dostać przysłowiowego "małpiego rozumu"; co więcej, tak naprawdę ilość informacji o "Naszym człowieku" jest ledwie szczątkowa. Założenie, iż posiada on rozległą wiedzę w sferze żeglugi może być zatem nieuzasadnione...


"Wszystko stracone" nie jest filmem wybitnym, nie jest nawet produkcją niesamowicie wysokiej klasy. Niemniej jako eksperyment z gatunkiem, podany w artystycznym sosie, sprawdza się w swojej roli. W produkcji Chandora znalazły się tak kluczowe elementy jak budowanie napięcia, nakreślenie sylwetki bohatera oraz wprawny reżyser za obiektywem kamery. Dzięki powierzeniu głównej roli wciąż dobrze trzymającemu się Redfordowi, widz jest w stanie uwierzyć w hart ducha pokazywany przez bohatera. Immersja w ukazane wydarzenia wzrasta zaś dzięki świetnej oprawie audiowizualnej oraz pewnej prywatności filmu, utrzymanego we wspomnianej już konwencji minimalistycznej. Bez niepotrzebnych fajerwerków i zbędnych dialogów, za to z pełnym sercem i charakterem. Jednak star(sz)y człowiek też może.

PS: O klasie filmu świadczy również fakt, iż świeżo po seansie niejednego "szczura lądowego" najdzie pewnie ochota, by spróbować swoich sił na otwartym morzu (jak to było w przypadku mojej skromnej osoby). Któż jednak w dzisiejszych realiach może pozwolić sobie na kupno własnego jachtu... ?

W telegraficznym skrócie: nietypowe, kameralne kino o walce człowieka z wodnym żywiołem; niemalże brak jakichkolwiek kwestii mówionych wymusił powierzenie roli odpowiedniej osobie; Redford solidnie wywiązał się z zadania, powracając do ambitnego i, co ważniejsze, udanego kina; dobra reżyseria Chandora i ciekawie rozpisana historia oparta na retrospekcji i stopniowo odkrywanej tajemnicy odrzuci chyba jedynie wyjątkowych znawców żeglugi, którzy po seansie boleśnie poczęli wytykać błędy scenariuszowe; świetna muzyka idealnie dopełnia klimat zaskakująco wciągającego filmu. Kino z gatunku "na jeden, acz owocny, raz". 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tajemniczość obrazu J.C. Chandora, polegająca na niewyjaśnianiu przyczyn zaistnienia dramatycznej... czytaj więcej
"Wszystko stracone", drugi film J. C. Chandora, który w 2011 roku zadebiutował "Chciwością", to historia... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones