Recenzja wyd. DVD filmu

Bad Ass: Twardziel (2012)
Craig Moss
Danny Trejo

Youtube'owy mściciel

Swego czas niemałą popularnością cieszył się na znanym wszech wobec kanale internetowym filmik ukazujący dziarskiego starszego pana w akcji. Całe wydarzenie miało miejsce w Stanach Zjednoczonych,
Swego czas niemałą popularnością cieszył się na znanym wszech wobec kanale internetowym filmik ukazujący dziarskiego starszego pana w akcji. Całe wydarzenie miało miejsce w Stanach Zjednoczonych, w miejskim autobusie. Po krótkiej pyskówce z czarnoskórym małolatem, w wyniku której ten ostatni sprowokował uderzeniem dziadka do reakcji, bohater całego zajścia spuścił niedoszłemu gangsterowi manto, jakiego młodziak nigdy wcześniej nie doświadczył. Rosnąca popularność filmiku popchnęła producentów filmowych do podjęcia ryzykownej decyzji - w pogoni za pieniędzmi postanowili oprzeć scenariusz na wspomnianym wyżej incydencie, w roli tytułowego "Twardziela" obsadzając charakterystycznego Meksykanina, o twarzy wyrokowca (którym zresztą jest), z licznymi tatuażami na swym wciąż muskularnym i postawnym (wszak Danny Trejo ma już grubo ponad 6 dych na karku) ciele.

Wspomniane wyżej zajście jest zaledwie preludium do historii ukazanej w filmie "Bad Ass". Niejaki Frank Vega (Trejo), zaprawiony w boju weteran wojny w Wietnamie, postanawia wziąć krwawy odwet na bandytach, którzy zamordowali jego najbliższego (bo jedynego) przyjaciela. Chwilę przed zabójstwem główny bohater otrzymał od swego kompana przenośny dysk z tajemniczymi danymi. Jak miało się później okazać, owo malutkie urządzenie było powodem całego zajścia. Na pendrivie znajdowały się bowiem informacje mogące skompromitować wysoko postawione szychy, w tym samego Majora miasteczka, Williamsa (Ron Perlman). Vega wypowiada samotną krucjatę mającą na celu brutalną wendettę poza granicami prawa...

Danny Trejo, mimo (a może właśnie z powodu) charakterystycznego wyglądu a la "dożywocie bez wyroku", nie miał szczęścia do głównych ról w wysokobudżetowych produkcjach. Zazwyczaj postawnemu Meksykaninowi przypadały w udziale drobne epizody, nierzadko pozbawione jakichkolwiek linii dialogowych (w "Zabójczym układzie" od Johna Woo wypowiedział bodajże jedno zdanie). Role w "Małych agentach", obu częściach "Desperado" i serii "Od zmierzchu do świtu" również nie należały do szczególnych rarytasów (no, może z wyłączeniem tego drugiego przykładu). Wszystko do czasu. Upór reżysera Rodrigueza w zatrudnianiu Trejo w swoich produkcjach zaowocował wreszcie obrazem, w którym główne skrzypce nareszcie grał właśnie wspomniany aktor. Wydana prawie 2 lata temu "Maczeta" miała tak samo mgliste początki jak "Bad Ass" (zaczęło się od fałszywego zwiastuna przed filmem "Grindhouse: Planet Terror"), niemniej okazała się być bodajże najlepszą produkcją z Trejo.

Niestety, w przypadku "Bad Assa" budzący trwogę swym zabójczym uśmiechem Meksykanin najwyraźniej zatracił dobrą passę. O ile w przypadku wspomnianej "Maczety" kicz był zamierzony, do tego podany w typowy dla Rodrigueza sposób (zjazd na jelitach denata, motywy kościelne, zabójcze zakonnice + Seagal w roli narkotykowego bossa i De Niro jako skorumpowany polityk), tak w "Twardzielu", wyreżyserowanym przez kompletnego anonima Craiga Mossa (jedna z trzech pozycji w jego dorobku to film poniżej poziomu morza), cuchnie na kilometr nieudolnym pastiszem. Granica między potraktowaniem tematu "na serio" a z przymrużeniem oka jest zbyt wątła. Cała konwencja wygląda raczej jak wymuszona niskim nakładem pieniężnym przeznaczonym na produkcję niźli samym założeniem. Żałosne efekty specjalne (renderowane komputerowo przedmioty wyglądają jak spreparowane na mocno dopasionych komputerach "Amiga"), kiepski montaż i brak pomysłu na fabułę pogrążają najnowszą produkcję z Trejo.

Skrypt został napisany tak, jakby scenarzyści postanowili koniecznie wpleść w historię toutube'owy incydent z nadzieją, że "reszta sama się dopisze". Dziwnym trafem tak się nie stało, w związku z czym ociekająca posoką krucjata Vegi jest nudna jak flaki z olejem. Brak w "Bad Assie" charakterystycznej dla "Maczety" ironii, Frank nie rzuca kultowych one-linerów (chwytliwych jednolinijkowych tekstów), do tego niektóre sceny są na granicy dobrego smaku (vide "ręczna" mielonka).

Na pewno za porażkę "Bad Assa" winić nie można Trejo, który do roli pasował jak ulał. Broda przystrzyżona "na Saddama", czapka z daszkiem i spodnie "zalało mi piwnicę" rybaczki świetnie budują wizerunek głównego herosa. Cóż jednak z tego, skoro całość jest po prostu nudna, a potężny Meksykanin nie ma szans zabłysnąć w świetle reflektorów? Brak znanych nazwisk w obsadzie (Perlman pojawia się w dosłownie dwóch scenach) również nie pomaga pozbyć się wrażenia, iż widz obcuje z produktem trzeciej kategorii, wypuszczonym na fali popularności jednego fenomenu.

"Bad Ass" przypomina lekko równie kiczowatego i nadmiernie epatującego egzaltowaną przemocą "Punishera: Strefę wojny". W tamtym jednak przypadku komiksowe uniwersum, na którym oparty był film, lekko ratowało wspomniany obraz, do tego niektóre sekwencje akcji były zmontowane naprawdę nieźle. "Twardziel" zaś nie ma ani komiksowego rodowodu, ani dobrego montażu, ani nawet pomysłu na siebie.Otrzymaliśmy jedynie mdłą, krwawą papkę stanowiącą zaledwie marny ochłap i popłuczyny po "Maczecie" Rodrigueza. Nie polecam.

Bez pomysłu, bez polotu, bez nadziei. Omijać.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones