Recenzja filmu

Hobbit: Niezwykła podróż (2012)
Peter Jackson
Piotr Kozłowski
Martin Freeman
Ian McKellen

Fantastyczne deja vu

Trylogia "Władcy Pierścieni" sfilmowana przez Petera Jacksona swego czasu wywołała niemałe zamieszanie w świecie filmowym, czego dowodem jest chociażby rekord statuetek Oscarów, które przypadły
Trylogia "Władcy Pierścieni" sfilmowana przez Petera Jacksona swego czasu wywołała niemałe zamieszanie w świecie filmowym, czego dowodem jest chociażby rekord statuetek Oscarów, które przypadły jej zwieńczeniu "Powrotowi króla" (ex aequo z "Titanikiem" i "Ben Hurem" – aż 11!). Była to nowa jakość w gatunku fantastyki, a reżyser wraz ze swoją ekipą wprowadził go na salony. Wprawdzie później nie doczekaliśmy się tak doskonałych dzieł ani pod względem realizatorskim, ani fabularnym, to i tak fantastyka na stałe zagościła na salach kinowych. Toteż tym bardziej świat poruszyła wieść o pomyśle powrotu do Śródziemia i nakręceniu ekranizacji "Hobbita". Reżyserem ponownie miał być Peter Jackson, ojciec sukcesu "Władcy…", a przed kamerą znów zaangażował gwiazdy znane nam ze wcześniejszych produkcji. Sukces murowany?

Filmowcy postanowili jednak rozbić produkcję aż na trzy części, tak, że dwustustronicowa książka zajmie całą trylogię. Zaowocowało to przede wszystkim dodaniem nowych wątków i zasmakowaniu się każdym innym, które znamy z powieści Tolkiena. "Hobbit: Niezwykła podróż" jako pierwsza część miała bodajże najtrudniejsze zadanie – wprowadzić widza w świat Śródziemia, który dla wielu będzie swoistym pierwszym spotkaniem. Peter Jackson więc nie stroi od długich monologów czy retrospekcji z odległej przeszłości, ale te elementy składają się na sensowną całość, nieobcą już widzowi. Trzeba wziąć też pod uwagę, że "Hobbit" to młodsza siostra "Władcy Pierścieni", gdzie historia jest trochę groteskowa, beztroska a bardziej niemal dziecinna. Dlatego przeważa tu humor, nieznany z poprzedniej twórczości Jacksona i scenarzysty Guillermo del Toro – wielki goblin spada na gromadę krasnoludów, śpiewanie wesołych piosenek podczas sprzątania czy specyficzna mimika głównego bohatera. Śródziemie zmieniło się od czasu premiery "Powrotu króla", choć zdecydowanie odmłodniało. Gandalf znów jest szary, Gollum opiekuje się pierścieniem, a elfy podkreślają pokój, jaki panuje na tych ziemiach.

Scenarzyści dobrze pomyśleli, aby historię snuć z upływu lat, gdy Bilbo Baggins w podeszłym wieku spisuje pamiętnik dla swojego krewnego, traktowanego niemal jak syna, znanego nam już - Frodo. Z nieukrywaną dumą prezentuje swoje przygody z wyprawy z gromadą krasnoludów na czele z Thorinem Dębową Tarczą i czarodziejem Gandalfem, której celem było odzyskanie ich dawnego królestwa – Ereboru leżącego pod Samotną Górą, które wieki temu zabrał złowieszczy smok Smaug. Bohaterom przyjdzie stawić czoła powszechnie znanym postaciom fantastycznym tj. trolle czy orki. Film jest nad wyraz długi, choć, o zgrozo, i tak jest najkrótszą opowieścią z krainy Śródziemia. Reżyser najpierw w przydługim wstępie wprowadza nas w niezbyt skomplikowane życie młodego niziołka, by następnie wolną narracją przenieść się w bardziej dzikie krainy, gdzie rządzą elfy, a w podziemiu również Gobliny. Dla mnie majstersztykiem był cały fragment relacji ze spotkania z Gollumem, gdzie mamy do czynienia z najbardziej znaczącą sceną dla dalszej historii, kontynuowanej zresztą we "Władcy…". Wykreowana postać Golluma współgrająca z Bilbo to dla mnie arcydzieło nowoczesnej kinematografii łączącej w sobie motion capture z realistycznym odegraniem sceny przez aktora (w tym przypadku aż do przesady zaangażowany Martin Freeman).

Na pewno wielkim atutem filmu są efekty specjalne, które zwłaszcza w 3D robią wrażenie. Spadające kamienie, płonące szyszki czy latające podczas biesiady talerze to tylko jedne z licznych efektów, o które pokusili się twórcy. Wszystkich fanów ambitnej muzyki czeka jednak podczas tego seansu małe rozczarowanie, gdyż mistrz Howard Shore postanowił tworzyć wariacje znanych nam motywów ze Sródziemia, rzadko dodając coś nowego, przez co niekiedy możemy doznać uczucia deja vu.

Co do wyboru wersji seansu to decydowanie bardziej proponuję ten z napisami, aniżeli z dubbingiem, jeśli jest taka możliwość. Polski dubbing to niewygodna opcja dla wszystkich tych, którzy pamiętają oryginalny głos Gandalfa czy Golluma – tutaj mogą być lekko zdumieni. Nie radzę.

"Hobbit: Niezwykła podróż" to obiecujący początek, mimo, że fani twórczości Tolkiena mogą do tego dzieła podejść sceptycznie nastawieni. Nie dziwię się, skoro filmowcy eksperymentują na różne sposoby, dodając nowe wątki bądź rozciągając do granic możliwości te znane z literackiego pierwowzoru. Nie mniej jednak "Hobbit" oczami Petera Jacksona to wciąż zdumiewający świat, a te 3 godziny warto potraktować jak biesiadę ze starymi znajomymi. Śródziemie znów wita przybyłych gości!
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Każdy zna Tolkiena. Każdy, kto przeczytał chociaż jedną książkę tego autora, rozpozna jego dzieła po... czytaj więcej
"Hobbit: Niezwykła podróż" to próba przeniesienia na srebrny ekran kultowej powieści, jednego z... czytaj więcej
Losy ekranizacji "Hobbita" ważyły się przez kilka lat. Ostatecznie adaptacja książki trafiła w ręce... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones