Recenzja wyd. DVD filmu

Stan gry (2009)
Kevin Macdonald
Russell Crowe
Ben Affleck

Zwycięska gra

"Stanu gry" raczej nie powinni oglądać ci, którzy wszędzie węszą spiski i konspiracje, albowiem film jest tak sugestywny, że może (a raczej mógłby - gdyby tylko zdobył większy rozgłos) spowodować
"Stanu gry" raczej nie powinni oglądać ci, którzy wszędzie węszą spiski i konspiracje, albowiem film jest tak sugestywny, że może (a raczej mógłby - gdyby tylko zdobył większy rozgłos) spowodować nagły wysyp niebezpiecznych dla społeczeństwa domorosłych dziennikarzy śledczych, zakłócających spokój Bogu ducha winnych obywateli. Bo też i trzeba twórcom oddać, że film trzyma w napięciu od pierwszej do (niemal) ostatniej minuty. Pewien problem z utrzymaniem wysokiego poziomu pojawia się w końcówce, ale o tym może za chwilę.

Przygotowany według starych dobrych wzorców, "Stan gry" wiernie realizuje schemat znany chociażby ze "Wszystkich ludzi prezydenta" i nawet na moment nie stara się tego ukryć. Nie jest to jednak wada, ponieważ wypełnia on tę klasyczną formę w najlepszy możliwy sposób - dopracowanym w każdym szczególe scenariuszem i świetnym aktorstwem. Tak więc, nawet jeśli ostatnio nie możemy narzekać na nadmiar tego typu produkcji, akurat w przypadku tego dzieła powiedzenie "na bezrybiu i rak ryba" nie znajduje zastosowania.

Drodzy państwo - oto Cal McAffrey (jak zwykle świetny Russell Crowe), dziennikarz śledczy "Washington Globe", pracujący aktualnie nad sprawą podwójnego zabójstwa. W międzyczasie jego dawny znajomy, kongresmen Stephen Collins (lepszy niż zazwyczaj Ben Affleck), ma swoje problemy - na jaw wychodzi jego romans z podwładną, a i przeciwnicy polityczni z chęcią pozbyliby się upierdliwej przeszkody na drodze do wielkich pieniędzy. Collins prowadzi bowiem komisję śledczą ds. nadużyć przy dostawach broni do Iraku, a to jest bardzo nie w smak wielu wpływowym biznesmenom i politykom. Szybko okaże się, że obie sprawy ściśle się ze sobą wiążą, a McAffrey, pomagając kumplowi, wplącze się w aferę większą, niż mogłoby się wydawać.

Nie uświadczymy tu strzelanin, a scen prawdziwej akcji jest jak na lekarstwo (ale kiedy się już pojawiają, podnoszą poziom adrenaliny bardzo skutecznie - vide scena pościgu w garażu). Nie znaczy to jednak, że film jest monotonny - rewelacyjne dialogi i konsekwentnie rozwijająca się intryga powinny zadowolić nawet największych malkontentów. Duża w tym zasługa nie tylko męskiej, ale i żeńskiej części obsady. Helen Mirren chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Jej słowne potyczki z Crowe'em to prawdziwa ozdoba filmu. Jako partnerka gwiazdora świetnie sprawdza się Rachel McAdams, która udowadnia, że należą jej się coraz większe role w coraz poważniejszych produkcjach.

Tym, co ostatecznie pozwala uznać obraz Macdonalda za dużo więcej niż tylko kolejne sensacyjne filmidło, jest umiejętne przedstawienie psychiki postaci. Twórcy sprawnie wydobywają niuanse nadające bohaterom indywidualne rysy. McAffrey jako reprezentant dziennikarskiego oldschoolu i Della Frye jako świeży narybek z początku pasują do siebie jak pięść do nosa, ale z biegiem czasu zaczynają rozumieć się coraz lepiej i ostatecznie tworzą zgrany duet. Cały proces zacieśniania więzi między bohaterami przebiega bez zgrzytów, a do tego jest dobrym pretekstem dla pokazania paru ich (czy może raczej jego - McAffreyowi poświęca się tu zdecydowanie więcej czasu) tajemnic i wad. Oboje będą także musieli podjąć kilka ważnych decyzji, które powodują, że film unika łzawego happy endu.

Tyle tylko, że to właśnie z końcówką jest w "Stanie gry" pewien problem. Z niewiadomych powodów film nagle skręca w stronę konwencjonalnego thrillera, co powoduje pewien dysonans między całością a ostatnimi minutami. Odbywa się to, niestety, ze szkodą dla filmu, ponieważ napięcie nie jest już tak odczuwalne i widz nie angażuje się tak mocno w przebieg wydarzeń. Na szczęście obowiązkowa wolta fabularna nie rozczarowuje.

Koniec końców nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić ten film wszystkim tym, którzy wyżej od efektownych wybuchów cenią sobie efektowny scenariusz i nienaganne aktorstwo. Drobne problemy z końcówką bledną wobec bardzo dobrej całości. "Stan gry", nie będąc ani wysokobudżetowym widowiskiem akcji, ani arthouse'owym hardcore'em dla bywalców festiwali, przeszedł przez sale kinowe zupełnie bez echa. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że więcej zainteresowania okażą mu widzowie wydania DVD - naprawdę na to zasługuje.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Reżyser "Ostatniego króla Szkocji", Kevin Macdonald, stanął przed trudnym zadaniem. Oczekiwano od niego,... czytaj więcej
Mam ogromną słabość do filmowych wersji dziennikarskich śledztw i politycznych afer. Szczególnie tych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones