Recenzja filmu

Fargo (1996)
Ethan Coen
Joel Coen
William H. Macy
Steve Buscemi

Oh yaa? Uh-huh. Yaa...

"Fargo" jest jednym z tych filmów, o których ciężko w mojej opinii napisać wyczerpującą recenzję. Mimo to, postaram się na miarę swoich skromnych możliwości przybliżyć Ci ten film, drogi
"Fargo" jest jednym z tych filmów, o których ciężko w mojej opinii napisać wyczerpującą recenzję. Mimo to, postaram się na miarę swoich skromnych możliwości przybliżyć Ci ten film, drogi czytelniku. Bracia Coen (Ethan i Joel) już na wstępie informują nas, że fabułę oparto na zdarzeniach autentycznych. Mijają się z prawdą, ale nie znaczy to, że fabuła jest mało prawdopodobna. Wręcz przeciwnie – jest wręcz boleśnie zrośnięta z rzeczywistością. To mogłoby się wydarzyć i nikt nie da gwarancji, że nigdy się nie zdarzyło. Może niekoniecznie w 1987 na zapyziałej amerykańskiej prowincji, ale w dowolnym czasie i miejscu na ziemi. Akcja swój początek bierze w mieście Fargo w Dakocie Północnej. Już tam nie powraca, ale spotkanie trzech osób w tamtejszym barze zapoczątkowuje ciąg filmowych zdarzeń. Jerry Lundegaard (świetny w tej roli William H. Macy) przybywa do Fargo, aby zlecić dwóm mężczyznom porwanie własnej żony. Finansowe tarapaty, w jakich się znalazł ten niepozorny sprzedawca samochodów, popychają go do desperackiego kroku. Carl Showalter (Steve Buscemi) i Gaear Grimsrud (Peter Stormare), gdy dowiadują się, że okup zapłaci majętny ojciec kobiety – godzą się na taki układ. Czy są profesjonalistami? Ciężko stwierdzić. Jednak ich poczynania wnoszą do filmu wiele dramaturgii i komizmu. Porwanie się komplikuje i giną niepożądani świadkowie. Dochodzenie prowadzi Marge Gunderson (Frances McDormand) - komendantka posterunku policji w Brainerd gdzieś w stanie Minnesota. Opis akcji sugeruje typową historię policyjnego śledztwa, w celu schwytania porywaczy i uwolnienia nieszczęsnej ofiary. Nic bardziej mylnego. Los Jean Lundegaard (debiut Kristin Rudrüd) pozostanie dla widza obojętny. Fabuła koncentruje się na relacjach Carla i Gaeara, wysiłkach Jerrego i życiu Marge. W tle obraz małomiasteczkowej Ameryki, czyli trochę o tępocie ludzkiej i bezsensownej brutalności. Największą siłą "Fargo" są dialogi i świetne aktorstwo. W 1997 film zdobył 2 Oscary (Frances McDormand jako najlepsza aktorka pierwszoplanowa i bracia Coen za najlepszy scenariusz oryginalny), a w kolejnych pięciu kategoriach był nominowany do Oscara (najlepszy film, reżyseria, aktor drugoplanowy, zdjęcia i montaż). I rzeczywiście William H. Macy, a także Steve Buscemi tworzą tu świetne kreacje. Mniej doceniony za swoją rolę był charakterystyczny Buscemi i jego Carl - przewrotnie mądrze wyglądający, nerwowy i głośny, a jednak wzbudzający najwięcej ciepłych uczuć bandyta. Dla mnie właśnie on jest w "Fargo" postacią najciekawszą. Niesamowita w tym filmie jest muzyka, a dokładniej przewijający się główny motyw muzyczny Cartera Burwella. Motyw zaczerpnięty z norweskiej melodii ludowej zatytułowanej "The Lost Sheep", a w oryginale "Den Bortkomne Sauen". Melancholijny, dostojny i podkreślający poczucie beznadziei śnieżnego bezkresu bieli. Ekipa filmowa w poszukiwaniu śniegu przenosiła się z planem zdjęciowym po całej Dakocie Północnej i Minnesocie (czyli rodzinnych stanach sławnych braci), ponieważ tak się złożyło, że zima 1995 roku była jak na złość wyjątkowo ciepła. Wydłużyło to zdjęcia do 3 miesięcy, ale efekt osiągnięto – wrażenie zimna bije z ekranu i jak cały film daje do myślenia. Nie ma co debatować, warto obejrzeć.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W zimowym Fargo niepozorny sprzedawca samochodów Jerry Lundegaard (William H. Macy) zleca porwanie swojej... czytaj więcej
I znowu staję przed zadaniem zrecenzowania genialnego filmu równie genialnych braci. Genialnym nazwie go... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones