Pewna francuska zadziorna romantyczka też nie lubiła faktu, że nastały ciężkie czasy dla marzycieli. W Nowym Jorku wszystko po staremu: pracować trzeba, bo życie drogie i do tego regularnie rzuca
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych SpĂłĹka komandytowa
Pewna francuska zadziorna romantyczka też nie lubiła faktu, że nastały ciężkie czasy dla marzycieli. W Nowym Jorku wszystko po staremu: pracować trzeba, bo życie drogie i do tego regularnie rzuca kłody pod nogi, a czasu na spełnianie marzeń brak. Razem z Mittym (tak przyjemnie poważny Ben Stiller) ogarnia mnie przygnębienie, że era papierowych magazynów dobiega końca. Nasz bohater pracuje przy wydawaniu jednego z nich i stara się jak może, bo zapowiadane są cięcia kadr związane z transformacją magazynu w wersję online. Bezkresne marzycielstwo nie pomaga mu w skupieniu się, ale wie, co to poświęcenie dla pracy. Poza nią Mitty lubi być superbohaterem i od czasu do czasu uratować świat swój lub całej ludzkiej populacji w jednym ze swoich snów na jawie. Inni często przyłapują go na tępym wpatrywaniu się pustą przestrzeń, ale on patrzy głównie w jednym kierunku. Uczuciowe zauroczenie i marzenia zdają się dodawać mu odwagi, bo postać Stillera nie tylko nie lęka się ruszyć w karkołomną podróż, aby wyjaśnić stresującą sytuację w pracy, ale także nie boi się nawet samotnych matek (Kristen Wiig).
Scenariusz sprawnie zabiera nas w miejsca, gdzie wolność wypełnia płuca przy każdym oddechu. Mijane pejzaże to balsam dla oczu nawet, kiedy jednocześnie śledzimy popisy Waltera na deskorolce. W filmie mamy wszystko, czego może potrzebować prawdziwy łowca przygód. Od dźwięcznie brzmiącego isladzkiego wulkanu po konsultanta z pomocy technicznej portalu randkowego dzwoniącego nawet podczas naszej wyprawy w Himalaje. To jednak nie zdobywanie świata, a bliższe sercu wartości są opoką bohatera. Peszy się jak Amelia, kiedy jego scenariusze się nie sprawdzają, ale jest szczerze oddany rodzinie i bliskim. Nie udało się uniknąć sztampowych momentów, ale rozwiązania wątków są szczerze kojące.
Byłam niewątpliwie uradowana po seansie wśród niespodziewanie lekko zawiedzionych widzów (może ciężko im uwierzyć w Stillera, patrząc na jego wybory ról). Tak, "Sekretne życie Waltera Mitty" to nic odkrywczego i może nawet trochę nużyć, ale zarośnięty seksowny reżyser i Steve Conrad jako scenarzysta nakręcili miły termofor dla serc zimową porą. Prawdziwym momentem chwały obrazu jest dla mnie scena z Seanem Pennem, który po rewelacyjnych "Wszystkich odlotach Cheyenne'a" dalej czaruje inteligencją i rozsmakowaniem się w życiu. Godna polecenia jest ścieżka dźwiękowa filmu, która w uszach podczas spacerów wprost wpycha nas do świata wielkich marzeń. W pełni zrelaksowana po seansie mogę stwierdzić, że mniejsze ambicje to nic złego, bo świat można zawojować też odwagą serca, które nigdy nie przestaje marzyć.