Recenzja filmu

Morderstwo pierwszego stopnia (1995)
Marc Rocco
Christian Slater
Kevin Bacon

Nic nie dzieje się bez przyczyny

Rocco w swoim filmie skupił się przede wszystkim na ukazanie więzienia jako samonapędzającej się machiny okrucieństwa i niesprawiedliwości. 
Henri Young (Kevin Bacon) odsiaduje karę w Alcatraz za kradzież 5$ z poczty. Za próbę ucieczki z najsłynniejszego więzienia w historii dostaje 19 dni w izolatce. Resocjalizacji "strasznego przestępcy" podejmuje się zastępca naczelnika więzienia - Milton Glenn (Gary Oldman). 19 dni zamienia na 3 lata. W tym czasie, pozbawiony dostępu do światła, w celi o wielkości 1,5 m na 2 m, bez możliwości wyjścia na zewnątrz, żyjący wśród flory więziennej i we własnych odchodach Young odbywa swoją karę. Jedyny kontakt ze światem zewnętrznym ma podczas odwiedzin Glena, który wpada na wizytkę, aby spuścić mu tęgie lanie. Torturowany i poniżany popada w obłęd, a gdy w końcu opuszcza podziemie, mści się na więźniu, który go wydał podczas ucieczki, zabijając go łyżką od zupy. Obrony mordercy podejmuje się młody prawnik (Christian Slater), który w Youngu dostrzega człowieka, zniszczonego i złamanego przez więzienie. Ambitny adwokat stara się przekonać ławę przysięgłych, że odpowiedzialność za zbrodnię Henriego ponosi Alcatraz.

Więzienie Alcatraz to bardzo wdzięczny temat dla filmowców. Od momentu zamknięcia sławnego zakładu karnego powstało kilkanaście filmów fabularnych i dokumentalnych o nim - Don Siegel ("Ucieczka z Alcatraz"), John Frankenheimer ("Ptasznik z Alcatraz"), Michael Bay ("Twierdza"), nie wspominając już o licznych obrazach ze stajni Discovery. W 1995 roku Marc Rocco nakręcił film "Morderstwo pierwszego stopnia", w którym wątek ucieczki z Alcatraz jest punktem wyjściowym w rozgrywającym się przez prawie 120 minut dramacie sądowym.

Rocco w swoim filmie skupił się przede wszystkim na ukazanie więzienia jako samonapędzającej się machiny okrucieństwa i niesprawiedliwości. Zdarzenia, jakie miały miejsce w życiu skazanego, najpierw skłoniły go do kradzieży (brak pracy, bieda i głód), później do ucieczki (zaostrzony rygor Alcatraz), a na końcu morderstwa człowieka, przez  którego spędził 3 lata w karcerze. Można tylko gdybać, jak potoczyłyby się losy Younga, gdyby nie wspomniane wcześniej fakty. To właśnie próbuje udowodnić w sądzie obrońca Younga. Stamphill walczy nie tylko o ułaskawienie czy złagodzenie kary. Przede wszystkim sąd, ludzie zebrani w sali i cały świat ma usłyszeć, że resocjalizacja w więzieniu to tylko mit, a nadużycia władzy są tak tragiczne w skutkach jak przestępstwa skazanych.

Za spektakl, jaki daje w "Morderstwie pierwszego stopnia", Kevin Bacon zasłużył na najwyższe laury. Pokuszę się tu o opinię, że być może to jego najlepsza rola w karierze. Odtworzenie postaci Younga wymagało od aktora wielkiej uwagi i skupienia. Szeroki wachlarz jego możliwości podziwiamy w momencie transformacji z normalnego jeszcze człowieka, zdrowego na umyśle, do momentu totalnego zniszczenia psychicznego, kiedy jedyne, co można odczytać z twarzy i zachowania, to obłęd i szaleństwo. Przeraża widok skulonego i majaczącego do siebie Younga/Bacona, który ciągle powtarza "winny", "winny". W pamięć zwłaszcza zapada jest scena totalnego zagubienia się bohatera, kiedy Stamphill, chcąc zmusić swojego klienta do zeznań przeciwko Miltonowi, próbuje przekupić go tête-à-tête z prostytutką. Zniszczony psychicznie więzień nie potrafi sobie jednak poradzić z tą sytuacją, wpada w panikę i płacz. Dreszczy, jakie swoją grą wywołał we mnie Bacon podczas tej i wielu innych scen, nie sposób opisać. Jak to możliwe, że nie dostał Oscara, a nawet nominacji? Jak to możliwe, że żadne z szanownych gremiów przyznających nagrody za aktorstwo nie doceniło roli Younga? Takich pytań rodzi się wiele po obejrzeniu kreacji aktora. Również pozostała dwójka aktorów daje solidny popis swojego rzemiosła. Oldman przyprawia o dreszcze, portretując sadystycznego Miltona, a Slater jako nieopierzony absolwent prawa idealnie kreuje swoją postać pełną emocji i buntu wobec złego traktowania swojego klienta, jednocześnie z dystansem i rezerwą podchodzącym do samego Younga. Cała trójka gra wybornie.

Niemniej film nie ustrzegł się słów krytyki co do mijania się z prawdą. "Morderstwo pierwszego stopnia" jest bowiem obrazem opartym na faktach, Henri Young to postać autentyczna, który owszem odbywał w Alcatraz karę pozbawienia wolności, ale nie za kradzież 5 $, tylko za wielokrotne napady na bank i morderstwo. Prawdą jest, że wraz z kilkoma współwięźniami próbował uciec z więzienia, jednak nie spędził w karcerze dłużej niż kilka tygodni, a warunki w nim panujące były przyzwoite. Faktem jest też, że zabił McCaina, który go wydał, ale za narzędzie posłużył mu zwykły nóż, nie łyżka. Fikcja również dotyka sytuacji, o której opowiada Rocco, mianowicie o panującym w więzieniu sadyzmie wobec więźniów. Zarzut wobec reżysera i scenarzystów, że manipulują prawdą historyczną dla potrzeb filmu, szybko ginie w otchłani, gdy skupimy się na przesłaniu. 

Rocco nakręcił film, którego konkluzja brzmi: "Człowiek nie rodzi się zły, to pod wpływem doświadczeń wyzwala w sobie złe instynkty". Jeśli nie zostaniemy do czegoś sprowokowani, sami nic nie zrobimy. Przykre? Ale jakie prawdziwe.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones