Recenzja filmu

Ostatni dom po lewej (2009)
Dennis Iliadis
Garret Dillahunt
Sara Paxton

Zemsta jest słodka, ale przede wszytkim krwawa

W 1972 r. debiut reżyserski zaliczył Wes Craven. Jego pierwszym filmem był "Ostatni dom na lewo". W tamtejszych latach potrafił naprawdę zaszokować, co potwierdza fakt, że został zakazany w wielu
W 1972 r. debiut reżyserski zaliczył Wes Craven. Jego pierwszym filmem był "Ostatni dom na lewo". W tamtejszych latach potrafił naprawdę zaszokować, co potwierdza fakt, że został zakazany w wielu krajach. Teraz na ekrany kin wchodzi jego remak. Uważam za słuszne jego powstanie, gdyż taki film Cravena naprawdę zasługuje na nowsze wydanie. Film otwiera scena, w której widzimy zbiegów, którzy są przewożeni do więzienia. Niespodziewanie uwalniają się z rąk policjantów, których następnie zabijają. Późniejsza fabułą jest niemalże identyczna z tą w pierwowzorze, ale czegóż innego można było się spodziewać. Dwie nastolatki, Mari Collingwood i Paige uwalniają się spod skrzydeł rodziców i postanawiają się dobrze zabawić. Przypadkowo spotykają Justina, który oferuje im narkotyki. Korzystają z okazji i tym samym podpisują na siebie wyrok śmierci, gdyż chłopak jest synem jednego z uciekinierów o imieniu Krug. Razem ze swoją ekipą, Francisem i Sadie wywożą dziewczyny do lasu, gdzie następnie torturują. Zostawiona na pewną śmierć, Mari próbuje ostatkiem sił wrócić do domu rodziców Johna i Emmy. Natomiast jej napastnicy znajdują schronienie w tytułowym ostatnim domu na lewo, który zamieszkują ... państwo Collingwood. Kiedy John i Emmy dowiadują się o najgorszym, szykują się do krwawej zemsty. Scenarzyści nie trzymają się kurczowo pierwowzoru, co sprawia, że nie oglądamy dokładnie tego samego. Zdecydowanie bardziej rozbudowany początek sprawia, że łatwiej jest wczuć się w całą akcję, a w szczególności w to, co przeżywają później Mari i Paige. A przeżywają niewyobrażalny horror, który urządzają im Krug, Francis i Sadie. Biją je, upokarzają i zadają rany nożem. Dziewczyny znajdują się w lesie, nikt nie może im pomóc, pozostaje jedynie niepewność, co zaserwują im napastnicy w następnej kolejności. Wyrażają to poprzez krzyk i płacz, co wzbudza współczucie u widza. Cała ta historia jest nadzwyczaj realistyczna. Jednak jest to tylko przedsmak tego, co widz zobaczy na ekranie w dalszej części. Bowiem, jak już pisałem wcześniej, zabójcy znajdują schronienie przed burzą w domu rodziców Mary. Początkowo wszystko układa się dobrze, gospodarze są bardzo gościnni. Do czasu, gdy prawda nie wychodzi na jaw. John i Emmy są tak zdesperowani, że kierują nimi już tylko impulsy. Pragną krwawej zemsty. I w tym momencie reżyser mógł się popisać. Państwo Collingwood można porównać do dzikich zwierząt, które zrobią wszystko, by wreszcie dopaść swoją ofiarę. Iliadis stawia wszystko na jedną kartę. Nie bawi się w powolną akcję, a serwuje widzowi prawdziwą siekę. Sceny zabójstw są straszne, a przy tym bardzo wiarygodne. Bo kogo nie zszokuje scena wbicia siekiery w tył głowy, strzelenie z broni palnej prosto w oko, czy wysadzenia głowy przy pomocy piekarnika. Oglądając te sceny nie wiadomo komu współczuć, mordercom przeżywającym niewyobrażalne katusze czy zdesperowanym, nie mającym żadnych skrupułów rodzicom, którzy mszczą się za tortury na swej córce. Przestepcy na tle niby cywilizowanych rodziców wypadają jak łagodne baranki, ale najwyraźniej właśnie tak to miało wyglądać. Bo jak inaczej pokazać, że zemsta jest słodka. Od strony technicznej film prezentuje się równie dobrze. Dennis Iliadis to może nie ta sama klasa co Wes Craven, ale uważam, że w swej roli sprawdził się całkiem nieźle. Niektóre ujęcia są po prostu mistrzowskie, ale inne zaraz to wszytko psują. Musi się jeszcze dużo nauczyć, ale przewidują mu świetlaną przyszłość, bo w końcu wybrał go sam Craven. Muzyka, która tak zepsuła pierwowzór w remaku, jest bardzo dobra. Doskonale współgra z klimatem filmu i tym, co w danym momencie widzimy na ekranie. Aktorstwo w filmie nie jest wyjątkowe, ale zaliczam je na plus. Najbardziej jestem zaskoczony grą Spencera Treata Clarka. Wypadł nadzwyczaj dobrze. Jego Justin jest bardzo tajemniczy, a wyraz twarzy przykuje uwagę niejednego. Bardo dobrze spisała się Monica Potter, znana mi przede wszystkim z "Piły", gdzie popisowo zagrała Alison. W "Ostatnim domu na lewo" jeszcze raz potwierdziła swój talent i potencjał, jaki w niej tkwi. Aktorzy grający morderców również nie zostają w tyle, a do kreowania swoich postaci wkładają tyle serca, ile tylko można, co po części sprawiło, że cały film jest realistyczny. "Ostatni dom na lewo" w mojej subiektywnej ocenie, co może wielu zdziwić, jest lepszy od oryginału. Składa się na to wiele czynników, które przedstawiłem powyżej. Oprócz tego, że jest jakąś tam przestrogą przed braniem narkotyków i unikaniem kontaktów z nałogowcami, nie zawiera głębszego przesłania. Ale przecież nie o to chodziło. Ma to być przede wszystkim rozrywka dla widzów szukających mocnych wrażeń, co wyszło rewelacyjnie. Szczerze polecam.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Piękno i harmonia leżą w prostocie. "Ostatni dom po lewej" Dennisa Iliadisa, będący remakiem filmu Wesa... czytaj więcej
"Ostatni dom po lewej" to nowa wersja filmu z 1972 roku pod tytułem "Ostatni dom na lewo", który to był... czytaj więcej
Zemsta jest rozkoszą bogów. Częściej jednak dokonuje jej skrzywdzony człowiek albo jego bliscy.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones