Recenzja filmu

Lincz (2010)
Krzysztof Łukaszewicz
Leszek Lichota
Agnieszka Podsiadlik

Grzech zaniedbania

Tu nie ma Józefa K. Są winni, jest i przestępstwo. Problem zaczyna się w chwili, gdy widz uświadamia sobie, że zabójstwo Zaranka (w tej roli fenomenalny Wiesław Komasa) to nie jedyna zbrodnia
Tu nie ma Józefa K. Są winni, jest i przestępstwo. Problem zaczyna się w chwili, gdy widz uświadamia sobie, że zabójstwo Zaranka (w tej roli fenomenalny Wiesław Komasa) to nie jedyna zbrodnia przedstawiona w filmie. W "Linczu" przestępstw jest cała masa. Największym grzechem wydaje się jednak zaniedbanie. I tu nasuwa się pytanie: czyje właściwie zaniedbanie? Policji, która chciała, ale nie mogła? A może państwa, które reaguje dopiero w chwili, gdy dochodzi do tragedii? A może jednak bracia Gradowie przekroczyli już tę cienką granicę między samoobroną a samosądem?

Łukaszewicz nie daje widzowi jednoznacznych odpowiedzi. Mimo iż Zaranek był kanalią, jakich mało, to sposób jego przedstawienia sprawia, że widz zaczyna zastanawiać się, jakim cudem udało mu się tak długo nękać całą społeczność. Dlaczego nikt nie reagował? Dlaczego udawano, że problemu nie ma? Prokurator (w tej roli Krzysztof Franieczek) nie jest karierowiczem. Pełni on rolę swoistego głosu rozsądku w tej całej farsie. Mimo współczucia, mimo zrozumienia, mimo bestialstwa głównego antybohatera ma rację: Zaranek został zlinczowany. A samosądu w państwie prawa być nie może.

Nie mnie oceniać, czy "Lincz" jest filmem wybitnym. Trudno mi nawet wyobrazić sobie, czy w ogóle pretenduje do takiego miana. Na pewno należy do grona tych filmów, które mają budzić grozę i nakłaniać do refleksji. W tych także rolach spełnia się on znakomicie. Tu nic nie jest czarne, albo białe. Każda postać (nawet ta początkowo krystaliczna jak Adam Grad) przedstawiona jest w odcieniach szarości.
Istotny wkład w formowanie się scenariusza miała autentyczna historia linczu we Włodowie. Mimo to próba stworzenia z owego tematu kina budzącego niepokój, powiodła się. Na uwagę zasługuje fakt, że w swoim filmie Krzysztof Łukasiewicz postawił na naprawdę dobre aktorstwo. Każdy bohater zagrany jest sugestywnie i z werwą. Poza wspomnianym już kapitalnym Wiesławem Komasą, na uwagę zasługuje także bardzo utalentowany (i trochę chyba niedoceniony w polskim kinie) Łukasz Simlat. Ciekawą kreację zaprezentowała również Izabela Kuna (udało jej się wreszcie zerwać z wizerunkiem aktorki komediowej).

W dobie komedii romantycznych i wieszczenia upadku kina polskiego, filmy takie jak "Lincz" dają nadzieję, że w tej kwestii nie zostało jeszcze powiedziane ostatnie słowo. Naturalnie nie można napisać, że jest to dzieło idealne, reżyser nie ustrzegł się błędów. Dużym minusem wydaje się zbytnia egzaltacja nastroju grozy i przygnębienia. Widać ją właściwie w każdej scenie i nawet w nazbyt smętnej (a przy tym dziwnie pompatycznej) ścieżce dźwiękowej. Patrząc jednak na całokształt, można śmiało napisać, że "Lincz" jest filmem wartym polecenia.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Józef K., człowiek o wielu twarzach, zyskuje ich w "Linczu" jeszcze więcej. To zwykle szczere twarzyczki,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones