Recenzja filmu

John Carter (2012)
Andrew Stanton
Taylor Kitsch
Lynn Collins

3D w aranżacji retro

W Internecie coraz więcej głosów o niepowodzeniach finansowych najnowszej produkcji Disneya. Obwinia się o to Stantona, złote dziecko wytwórni, obwinia się brak dostatecznie rozbuchanej kampanii
W Internecie coraz więcej głosów o niepowodzeniach finansowych najnowszej produkcji Disneya. Obwinia się o to Stantona, złote dziecko wytwórni, obwinia się brak dostatecznie rozbuchanej kampanii marketingowej, obwinia się też po prostu sam film. Film widziałem, i konfrontując go z całym tym szumem internetowym wokół niego narastającym, zastanawiam się, czy "Johna Cartera" nie złożono do grobu zbyt wcześnie?

Postać Cartera pojawiła się na rynku już w roku 1912 i święciła największe triumfy wtedy, gdy świat poznał Conana. Jednak w przeciwieństwie do fantastycznej wizji Howarda, cykl Barsoom nie przetrzymał próby czasu. Science Fiction jest gatunkiem, w którym, jeśli twoja wizja technologii nie sprawdziła się, zazwyczaj wypadasz z gry. Dziś, mało kto czyta Vernea, a co dopiero kogoś o nazwisku mniejszego kalibru, jak Edgar Rice Burroughs. Dzisiaj tytuł ten kojarzony jest przez bardzo mało osób, nie licząc niewielkich, zapalonych grupek fanów. Ja sam dowiedziałem się o istnieniu cyklu Barsoom dopiero oglądając pierwszy, bardzo kiepski zresztą, trailer. Pytając znajomych, czy chcą pójść na ten seans, słyszałem w odpowiedzi pytania: co to w ogóle za film?

Prawidłową odpowiedzią było by stwierdzenie: Jeżeli oczekujecie widowiska, to jest to film dobry. Dobry pomimo wszelakich wad, które można mu wytknąć. Czy niektóre sceny i dialogi trącą myszką i nie da się ich wybronić konwencją? Tak. Czy zawodzi żeńska cześć obsady, a zwłaszcza Lynn Collins? Tak i to bardzo, ba, powiedział bym, że psuje sceny z swoim udziałem. Pomimo tego dostajemy film gatunkowo dobry. Stanton stworzył dzieło, które wciągnęło mnie, rozśmieszyło, pobudziło we mnie kilka prostych, ale jakże przyjemnych emocji. Po prostu oglądało się ten film przyjemnie. Sztampowa, do bólu zadowalająca akcja prowadzi nas po powierzchni Marsa który jest… Oszałamiający! Ujęcie po ujęciu, film ten daje nam wgląd w Świat tak piękny, ukazany tak epicko, że chciało by się wstać i skoczyć… Jeśli są wśród was Ci, którzy lubią oglądać "Avatara" by po prostu móc patrzeć z zachwytem na Pandorę, będą na pewno zadowoleni widząc ten Mars, który ja zobaczyłem. Należy też nadmienić znakomite efekt 3D, który pozwala "wtopić" się widzowi w oglądany obraz. Operator wiedział, jak nie zepsuć trójwymiarowości, co wciąż niezbyt wielu się udaje.

Muzyka, mimo iż nie wybitna, jest zadowalająca, dobrze wkomponowuje się w całość filmu, podobnie jak aktorstwo Taylora Kitscha czy Mark StrongMarka Stronga, który gra po prostu rzetelnie.

Film nie raził mnie kliszami zachowań, sztampowością, prostotą i naiwnością fabuły czy słabo i typowo zarysowanymi postaciami. Ale wiedziałem, czego się spodziewać. Zarzucać filmowi John Carter to wszystko, to jak pisać o "Imperium Kontratakuje", że ma słabo zarysowany wątek relacji ojca z synem.

Według mnie film wybroni się, trzeba po prostu dać mu czas. Nie miał, tak jak większość filmów teraz, okazji stać się zjawiskiem przed premierą. Wierzę jednak, że okaże się dużym sukcesem, przekonując nas do siebie z dnia na dzień, skokami…
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeżeli spytam o bohatera mitu, filmu czy też książki, który w niezwykły sposób trafia do obcej krainy,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones