Recenzja filmu

Osada (2004)
M. Night Shyamalan
Bryce Dallas Howard
Joaquin Phoenix

Zamknięci w wiosce

"Osada" to niepowtarzalny film grozy, ponieważ nie powstał tylko po to, by straszyć, ale również po to, by nam, widzom, coś dać. Shyamalan już nie pierwszy raz udowodnił, że potrafi taką sztukę,
"Osada" to niepowtarzalny film grozy, ponieważ nie powstał tylko po to, by straszyć, ale również po to, by nam, widzom, coś dać. Shyamalan już nie pierwszy raz udowodnił, że potrafi taką sztukę, jego „straszne”, ale również mądre filmy, wpisały się już w historie kinematografii. W środku lasu Livington jest mała osada, gdzie mieszkają ludzie nieskażeni miejskim życiem. Czują się w swojej wspólnocie dobrze i nie mają nowych większych potrzeb. Ta wioska byłaby pięknym miejscem, gdyby nie to, że w lesie mieszkają istoty, które nie pozwalają wyjść z wioski. Między stworami, a społecznością osady istnieje niepisany pakt. Ludzie nie wchodzą do lasu, a stwory do miasteczka. Najodważniejszy z mieszkańców, Lucius Hart, chce zdobyć leki, by ludzie nie ginęli w bezsensowny sposób na uleczalne choroby. By zrealizować swój pomysł prosi radę starszyzny o pozwolenie przejście przez las i podróż do miasta. Jednak sytuacja nabiera innego obrotu i po leki musi wybrać się ktoś inny. "Osada" to film utrzymany w niezwykłym szarym i burym klimacie, mgły, deszczu i chmur. Chłonąłem z przyjemnością tę mało atrakcyjną, ale dla widza piękną wioskę. Osada nie jest, jak już mówiłem, po to by straszyć, ale po to by coś zrozumieć. Shyamalan pokazuje strach współczesnych ludzi przed problemami, strach przed miastem, miastem, które jest brutalne w swojej zwyczajności. Można zobaczyć też, jak ludzie potrafią zrobić wszystko za spokój, spokój pozorny. Wolą bać się niestworzonych istot niż samych siebie, wiedzą, że to ich scali, połączy i da wielką siłę i instynkt przeżycia. Dla mnie "Osada" to obraz tego, jak ludzie bardzo lubią odgradzać się od świata, jak szukają samotności. Kolejna sprawą, która u Shyamalana mnie poruszyła, to sceny, w których reżyser ukazuje, że można się cieszyć i żyć w pełni, mimo tego, co czyha na nas i może w każdej chwili zaatakować. Bardzo dobrze są również zaprezentowane stwory. Ich wygląd rzeczywiście może być alegorią strachu. Podobało mi się również, że po raz pierwszy istoty złe nie są w czerni, a w czerwieni jest to nawet właściwsze, bo w końcu czerwień to kolor krwi. Z tego filmu pozostanie mi jeszcze wiele symboli, których nie chciałbym zdradzać, tak jak bym nie chciał zdradzać zakończenia. Mogę za to powtórzyć chórem za innymi, że nie są to czcze słowa, mówiące o niezwykłej przewrotności i oryginalności ostatnich minut filmu. Jednak samo zakończenie jest tylko bonusem do świetnego filmu. Aktorstwo to kolejny wielki sukces tego filmu. Nie było złego aktora, każdy zagrał dobrze, a kilku bardzo dobrze i rewelacyjnie. Świetnie przede wszystkim zagrane są epizody przez między innymi Brendana Gleesona, Sigourney Weaver, oraz całą radę starszyzny. Jednak bezsprzeczną gwiazdą filmu jest dla mnie Adrien Brody. Grana przez niego rola upośledzonego Noaha Percy jest bardzo wiarygodna. Nigdy nie pomyślałbym, że poważny Władysław Szpilman może stać się niedorozwiniętym mieszkańcem małej wioski. Niezwykłe, jak Brody potrafił do swojej postaci dodać mentalność trochę małego dziecka i czasem również i płochliwego zwierzęcia. Kiedy bił „kolegów”, wyglądał jak rozochocony maluch. Skarcony - zachowywał się, jak zbity pies. Rola warta wszelkich nagród i pochwał, jak dla mnie jest nawet lepsza niż w "Pianiście", a tam, jak każdy wie, pokazał wielki kawał świetnego aktorstwa. Wiele nie ustępuje mu Bryce Dallas Howard, która grała niewidomą Ivy. Postać przez nią kreowana wyrasta na główną bohaterkę. Świetne radzi sobie z tą rolą. Jej aktorstwo, po raz pierwszy w historii, chyba nie wynika z grania niewidomej, bo to tak naprawdę to nie ma kolosalnego znaczenia dla filmu. Ważne jest to, że ta młoda aktorka świetnie radzi sobie z graniem uczuć, namiętności. Jest niezwykle zdolną i co ważne, ma bardzo dziwną i niepospolitą urodę, która intryguje widza. Ciekawie wypada również Joaquin Phoenix. Grający milczącego Luciusa. Każdy z aktorów „Osady” wiedział, co to człowiek i ludzkie uczucia, i świetnie wszyscy przełożyli to na ekran. Nie można zapomnieć w tej wyliczance również o Williamie Hurcie, który zagrał ojca Ivy. Jego rola również wypadła pełnokrwiście. Strona techniczna „Osady” to również jej dobry punkt. Trzeba zacząć tu od zdjęć, które tworzyły wyżej wspomniany klimat. Cała opowieść nabierała dzięki nim tajemniczości i swego rodzaju piękna. Ważna rolę pełniła też muzyka, która była właściwie ani symfoniczna, ani krzykliwa, a potrafiła dodać wielkiej dramaturgii. Po za tym ciekawie przedstawiają się kostiumy i scenografia wywodzące się z XIX wieku. „Osada” to najlepszy film o strachu, jaki widziałem. Idąc na niego zadowolony wyjdzie zarówno koneser horrorów i thrillerów, jak i zwykły zjadacz rozrywkowego chleba. Coś dla siebie znajdą też ludzie szukający w filmach głębszego sensu. Za to nie polecam nowego filmu M. Night ShyamalanShyamalana wszystkim tym, którzy bać się nie lubią.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po mrocznych zapowiedziach filmu, wybierając się na "Osadę" szykujemy się na strach i przerażenie,... czytaj więcej
Odcięta od świata wioska, mrok, tajemniczość, groza, strach, potwory leśne i umowa z nimi o niewkraczanie... czytaj więcej
GROZA złamie serca nawet najbardziej zatwardziałych mężczyzn… NIEPEWNOŚĆ nigdy nie wiesz, kto Cię... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones