PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=720567}
8,6 18 051
ocen
8,6 10 1 18051
Life is Strange
powrót do forum gry Life is Strange

Na wstępie informuję, że oczywiście będą tu spojlery. A więc mamy w grze dwa zakończenia. Umownie dobre i złe tak jak w większości gier tego typu. Czemu umownie bo kto grał ten wie, że gra od początku była bardzo "szara" i daleko jej było do oddzielania granic między bielą i czernią.
Zakończenie dobre to te w którym poświęcamy najlepszą przyjaciółkę Max by ocalić miasteczko. A złe zakończenie to te w którym gracz decyduje się jednak ocalić Chloe mimo wszystko.
A więc tak, kiedyś oprócz sformułowania, że ktoś przeszedł grę, mawiało się, że ktoś wygrał grę. Przynajmniej mawiali tak ludzie w moim środowisku i to jakiś czas temu. I właśnie tu pora na rozdzielenie zakończeń. Uważam, ze ci gracze którzy wybrali "dobre" zakończenie po prostu przeszli tę grę (bez urazy), natomiast ci którzy ocalili Chloe nie tylko przeszli, ale także wygrali tę jakże dobą linię kodu.
Dlaczego tak sądzę? A więc tak:
-o co chodziło w tej grze? O cofanie czasu (nie, to był tylko instrument do pchania fabuły na przód), to może o odnalezienie Rachel Amber (oczywiście sporą część czasu spędzimy w grze na ustalaniu co stało się z kobietą, ale to pretekst by wtrącić trochę zabawy w detektywa), to może na pomaganiu postaciom pobocznym (na pewno też, ale nie bez kozery są to postacie poboczne). To nie są nasze główne cele. Od początku gry ratujemy, pomagamy, towarzyszymy, wspieramy, przepraszamy i zakochujemy (chodzi o taką miłość partnerską ale także siostrzaną - w zależności od naszych poglądów na ten temat i wyborów w grze) się w Chloe.
- ktoś powie, że przecież miasteczko i ludzie tam mieszkający są ważniejsi niż jedna osoba. Ale o to właśnie chodziło twórcom. Wyalienowana jednostka w postaci naszej głównej bohaterki ma wybrać pomiędzy nic nie znaczącymi ludźmi a między osobą dla której tak na prawdę przeżywała ten całotygodniowy kocioł - a my wraz z nią. Nie bez znaczenia ma tu też fakt, że rodzina Max nie mieszka już w miasteczku - to bardzo sprytne posunięcie ze strony twórców.
- dobra, czyli to, że główna bohaterka rozmawiała, pomagała i może nawet poczuła jakąś chemię z chociażby Warrenem to się nie liczy? Jasne, że się liczy, ale kto grał uważnie ten wie, że nawet jak Max miałaby decydować nad losem 100 postaci takich jak Warren, to i tak wybór końcowy nie byłby równoważny. Ponieważ relacja z Chloe to było coś magicznego, niepowtarzalnego, coś co dużej liczbie z nas nigdy nie będzie dane.
- czytałem też wypowiedzi, że przecież Chloe pogodziła się z tym, że musi odejść i jeśli wybierzemy jej dalsze życie to będzie miała wyrzuty sumienia. Ok. To jest jakiś argument, ale czy Chloe właśnie tym poświęceniem, nie pokazała jaką drogę przeszła i że jednak zasługuje żeby żyć? Wyrzuty sumienia na pewno dręczyłyby dwie nasze przyjaciółki, ale wcześniej przez całą grę Chloe nie zostawiała na swoim doczesnym życiu suchej nitki i już wcześniej chciała uciec z Rachel. Zatem uważam, że poradziłaby sobie.
- piszesz i piszesz, a ja i tak uważam, że ratowanie mieszkańców jest ważniejsze niż uratowanie jednej osoby (mhm, czy to na tym nie polega ta magia przyjaźni?, ta cudowna więź między ludźmi, nie mówię tu koleżeństwie tylko o przyjaźni dla której jesteś w stanie poświęcić ludzkie życia. Ok., w prawdziwym życiu może - a raczej na pewno wybór miasteczka byłby lepszą opcją, ale czy właśnie od tego nie są gry wideo? By przeżyć fantastyczną przygodę i może uratować tę magię która unosiła się od pierwszego rozdziału, magię idącą w parze z piękną przyjaźnią, jak już wcześniej wspominałem często nieosiągalną w prawdziwym życiu.
Dodaję ten temat gdyż nie sądziłem, że większośc z was zdecydowała się jednak poświęcić Chloe. Już wystarczająco w naszym szarym życiu jest przypodobywania się ogółowi przy zaniedbaniu jednostki, także chociaż w grach wybierajmy tę "magiczną opcję". Tak jak Mario miał odnależć i uratować księżniczkę, Matołek dotrzeć wreszcie do Pacanowa, tak uważam, że wygranie tej gry to wybór Chloe.
Dzięki za przeczytanie.

hokuspokus2

Oba zakończenia są "wygrane" w zależności od naszych poglądów. Statystki Steam pokazują relacje 47% do 53% na korzyść uratowania miasteczka i to raczej dobrze o graczach świadczy. Gdyby nie ludzie, którzy są gotowi poświęcić siebie dla ogółu, świat byłby o wiele smutniejszym miejscem.

W sumie nie dlatego odpisuję. Chciałem dodać argument do Twojej wypowiedzi. Człowiek ma zakodowane dbanie w kolejności o to co mu najbliższe i mniej im dalej od niego. I tak: wpierw my (podświadome reakcje kierowców podczas wypadków mówią same za siebie), następnie druga połowa, rodzina (krew nie woda), społeczność, kraj, kontynent, inna "cywilizacja"... Także podejrzewam, iż gdyby faktycznie doszło do podobnie ważkich wyborów, jak z gry, to znakomita większość wybrałaby Chloe.

ocenił(a) grę na 9
nietopyrz

Tak, na pewno masz rację. Gdyby to Max miała zdecydować o swoim życiu to by było coś. Ale kiedy ktoś kładzie na szali życie bratniej duszy głównej bohaterki kontra miasteczka to już sam nie wiem czy to takie czyste poświęcenie. Nie wiem jak to ująć :) . A nie wiem czy to może najtrafniejsze porównanie, ale w filmie "gdzie jesteś amando?" główny bohater też wybrał te "zakończenie zgodnie z zasadami" i potem tego żałował i pisząc to, że ktoś wygrał bardziej mi chodziło, że skoro gramy jako Max to uważam, że dla niej mimo wszystko bardziej dotkliwa będzie śmierć przyjaciółki. Ale zgadzam się z tym co napisałeś.

ocenił(a) grę na 7
hokuspokus2

Na pewno masz rację co do różnicy pomiędzy przejść grę, a wygrać. Cała gra od początku toczyła się wokół osoby Chloe i ratowania jej skóry. To była centralna postać i naszym zadaniem było przeprowadzić ją od początku do końca. Starania te zaprowadziły Max nawet na skraj szaleństwa. Po co więc to wszystko było? Co więcej, w ostatnim akcie podróżowaliśmy poprzez wspomnienia dotyczące tej dwójki i moim zdaniem to miało za cel przypomnienie nam co robiliśmy, po co i jak silne łączą je więzi. Jej poświęcenie było równoznaczne z wymazaniem całej gry i wyrzuceniem do kosza całego poświęconego na nią czasu. To po prostu bez sensu.
Poza powyższym dorzucę jeszcze garść argumentów za wyborem ocalenia przyjaciółki, którymi ja się kierowałem.

- Nie jestem wytrawnym graczem, tak naprawdę, to nie grałem w gry od ok 19 lat, a do tego kiedyś nie było takich gier. Ale ostatnio tak jakoś z nudów skusiłem się na TWD no i się wkręciłem w te interaktywne historie :) I właśnie TWD nauczyło mnie jednego, mianowicie, że jak kogoś wytypujemy na przyjaciela, to trzeba go wspierać choćby nie wiem co się działo. A możemy być pewni, że twórcy zrobią wszystko by nas złamać. Jeżeli mamy wątpliwości, to musimy założyć, że to tylko próba.

- Teoria chaosu. Tak naprawdę, to w momencie dokonywania wyboru nie było żadnych dowodów na to, by cofanie czasu mogło mieć wpływ na zjawiska pogodowe. Mogło się więc okazać, że poświęcilibyśmy Chloe, a tornado i tak by nadeszło.

- Nie byliśmy w stanie oszacować potencjalnej liczby ofiar, tego kto zginie, nie znamy nawet liczby mieszkańców. Takie miejscowości są przygotowane na podobne sztormy. Tym bardziej, że Arcadia Bay 100 lat wcześniej dopadł podobny kataklizm. Założyłem więc, że większość ludzi wiedziała, gdzie uciekać i zdążyła to zrobić.

- Przez chwilę potraktowałem miasto jako całość, nie wnikając w żyjących w nim ludzi. A Arcadia Bay było miasteczkiem, które tak czy siak czekała zagłada. Toczył je nowotwór w osobach rodziny Prescottów, którzy przekształcili je we własność prywatną. Przez całą grę podkreślali to wszyscy, z którymi rozmawialiśmy i utwierdzało prowadzone przez nas śledztwo. Aresztowanie dwóch psychopatów nic by tu nie zmieniło. Miasto by umarło i tylko więcej ludzi skończyłoby na ulicy jak ta bezdomna kobieta.
Jego zniszczenie przez tornado było więc formą oczyszczenia i szansą na odbudowę i rozwój przez zwyczajnych ludzi (Prescottowie byliby bankrutami). Chodzi mi tu o to, że stare domy i stare ulice wiążą nam ręce. Gdy tych nie ma, można na nowo zaprojektować całe miasto i każdy dom planując np. sklepy, restauracje, punkty usługowe czy kilka wejść by udostępniać kwatery turystom. Takie rzeczy są trudne bądź niemożliwe, gdy dom stoi, a stare projekty nie przewidywały takiego przeznaczenia. Do tego dochodzą kwestie więzi sentymentalnej, która zawsze utrudniają podejmowanie decyzji o wyburzeniu, przebudowie czy zmianie przeznaczenia.

- Poświęcenie jednostki na rzecz ratowania dziesiątek albo setek ludzi lub odwrotnie to bardzo ciekawa kwestia. Po zakończeniu swojej rozgrywki przeleciałem zakończenia polskich youtuberów i byłem strasznie rozczarowany ich argumentacją. Każdy jak mantrę powtarzał, że życie jednostki jest mniej warte od mas. Gdyby decyzję podejmował jakiś burmistrz czy komendant policji, to bym zrozumiał, ale tu chodzi o nas samych, o nasze uczucia i przede wszystkim o to, z którą decyzją będzie nam się żyło łatwiej. Mam jednego przyjaciela i choćbym musiał poświęcić milion ludzi, to bym stanął po jego stronie. A jeżeli on byłby skłonny poświęcić mnie, to nie chciałbym go znać.
Byłem też zaskoczony, że nikt nie zastanowił się nad potencjałem i przyszłością tej pary. Przypominam, że mamy tu do czynienia z teorią chaosu, a więc jeżeli ktoś z taką łatwością zakłada, że zmiany mają wpływ na pogodę, to powinien też wziąć pod uwagę, że umiejętność Max została jej podarowana po to, by ochronić Chloe bądź ich przyjaźń, bo temu przyświecał jakiś głębszy cel. Może Chloe w przyszłości wynajdzie lek na raka, albo pomoże/uratuje kogoś kto tego dokona, albo nawet spłodzi potomka, który uratuje cały świat? Jeżeli ktoś po uratowaniu Chloe wszedł do dziennika, to był tam sms, w którym Chloe informowała, że dostała się na jakiś uniwersytet. Widać, że wydarzenia te odcisnęły na niej swoje piętno i w końcu dojrzała do tego, by spłacić swój dług wobec mieszkańców, którzy zginęli. Można też śmiało założyć, że to Max ma jakiś wyższy cel, a obecność Chloe była jej potrzebna do tego, by tego dokonała.
Ogólnie, to rozprawka filozoficzna i każdy scenariusz jest tu możliwy.

- Max dostała boską moc. Nie wiemy, dlaczego, ale najpewniej po to by coś zmienić, a nie po to, by nie zmieniać niczego.

ocenił(a) grę na 9
acidity

Ciekawy post, przeczytałem z zainteresowaniem. Odniosę się do jednego:
"to była centralna postać i naszym zadaniem było przeprowadzić ją od początku do końca. Starania te zaprowadziły Max nawet na skraj szaleństwa. Po co więc to wszystko było? "

Po to, żeby zrozumieć, że co się stało to się nie odstanie. To zdanie to dla mnie klucz do zrozumienia tej historii i nauka jaka z niej płynie.

acidity

"Jego zniszczenie przez tornado było więc formą oczyszczenia i szansą na odbudowę i rozwój przez zwyczajnych ludzi (Prescottowie byliby bankrutami). Chodzi mi tu o to, że stare domy i stare ulice wiążą nam ręce. Gdy tych nie ma, można na nowo zaprojektować całe miasto i każdy dom planując np. sklepy, restauracje, punkty usługowe czy kilka wejść by udostępniać kwatery turystom. Takie rzeczy są trudne bądź niemożliwe, gdy dom stoi, a stare projekty nie przewidywały takiego przeznaczenia. Do tego dochodzą kwestie więzi sentymentalnej, która zawsze utrudniają podejmowanie decyzji o wyburzeniu, przebudowie czy zmianie przeznaczenia." Według tej logiki, Niemcy dobrze zrobili burząc Warszawę, ponieważ i tak była syfem. I nie żartuję, kiedyś czytałem, że trzeba byłoby i tak zburzyć Warszawę niczym kiedyś Paryż, żeby przeprowadzić reformy w zakresie infrastruktury. Ale zrobili to w sposób powiedziałbym "atomowy", tak samo wyglądałoby tu. PS Grę oglądałem dawno, tak samo z zagraniem pierwszego, darmowego epizodu, to było jeszcze w podstawówce, także na pewno nie pamiętam wszystkiego jak coś

hokuspokus2

Ja wybrałam poświęcenie Chloe. Płakałam na każdym momencie związanym z nią, myślałam o tym co zrobić żeby ja uratować i zżyłam się z ta postacią. Przy wszystkich wyborach gdy ważne było życie Chloe to bez żadnego słowa wybierałam aby ja ocalić, jednak przy wyborze tego czy ma żyć pomyślałam o tym co powiedziała- jej mama zniosła wiele jest silna, zasługuje by żyć tak jak ojczym, Warren, wszyscy znajomi, tak jak Kate, Victoria która nie okazała się być zła, szkolny sprzątacz, nauczyciele- każdy. Postawiłam na szali życie jej jedynej między zyciem ogromnej liczby ludzi. Oprócz Chloe w całej serii są inne bliskie nam osoby, którym pomagamy. Postać Warena tak barwna dla Max, Słodziutka bezbronna Kate.. nie potrafiłabym ich zabić. No i przedewszystkim- smierć Chloe była jej przeznaczeniem. Gdyby Max nie miała mocy, nigdy nie mogłaby jej nawet uratować. Świetna gra, a motyl przy grobie Chloe spowodował hektolitry łez.

hokuspokus2

Ja nie przeszłam gry (przejdę dopiero na smartfonie z Androidem jak się uda :)) ale oglądałam 3 razy u 3 różnych youtuberów. I nie wiem, które zakończenie bym wybrała, chyba poświęcenie Arcadia Bay, bo wydawało mi się, że mieszkańcy miasteczka pouciekali, powyjeżdżali lub pochowali się w domach, ale kiedy przyjrzałam się ruinie dokładniej, wątpiłam w to :( natomiast gdyby mieli zginąć, to wybrałabym poświęcenie Chloe... pewnie uznacie że jestem bez serca i wgl, ale wydaje mi się egoizmem pozwolenie na zabicie tylu ludzi ze względu na jedną osobę i na siebie, bo toczy się to też ich kosztem, nie tylko samej Max, i życia nieznanych nie może wyceniać na rzecz swojej własnej więzi. Ja to tak rozumiem.

Zapewne gdyby każdy z nas został poddany takiej próbie, wybrałby instynktownie opcję ocalenia ukochanej osoby, bo wiemy jak dobre są i ile znaczy ich miłość. A czy nieznajomych tyle samo,tego...nie wiemy. Patrzymy na to jak gracze, współtowarzysze, powiernicy, ale nie Max.

Mam nadzieję że mnie rozumiecie :))

ocenił(a) grę na 9
agnessa_xoxo

Nikt nie uzna, że jesteś bez serca skoro widać po tym co i jak napisałaś ile to dla Ciebie znaczy :) . Ja chciałbym tylko zauważyć, że wybór nie polegał na zabiciu Chloe lub mieszkańców, tylko "poświęceniu" - (jeżeli dobrze pamiętam) Chloe bądź miasteczka. Co w przypadku tego drugiego nie musi być równoznaczne ze śmiercią jego mieszkańców, a przynajmniej nie wszystkich. Poza tym trzeba pamiętać, że gramy jako Max i jeśli nie chcemy bawić się w boga (chociaż to właśnie robiliśmy przez większość gry) to nie ważne którą opcję wybierzemy i tak będzie źle, bo czym jest ofiara złożona z jednej bądź powiedzmy kilkuset osób, wobec chociażby kraju, czy nawet całego globu na którym mieszka już ponad siedem miliardów ludzi. Myślę, że twórcy mogli chcieć by gracze podeszli do tej decyzji bardziej symbolicznie, czyli np. czy w prawdziwym życiu zdarza nam się palić za sobą mosty i kierować się sercem (wybór życia Chloe), czy może jesteśmy bardziej związani z pewną grupą osób niż z jedną i kierujemy się zwykle rozsądkiem (tu wybór ocalenia miasteczka). Trochę to wygląda jak konflikt między naszą drugą połówką, a między resztą naszej rodziny/znajomych/otoczenia. Gracze podeszli do tego bardzo dosłownie kładąc na szali życie jednej osoby i kilkuset. I wybranie miasteczka nie jest na pewno złą drogą. Agnieszka (strzelam, że tak Ci na imię) jestem pewny, że może już poznałaś taką osobę bądź jeszcze poznasz. Osobę przy której ten wybór będzie tylko bardzo srogą w konsekwencjach formalnością. :)

ocenił(a) grę na 9
hokuspokus2

Pięknie napisane (。◕‿‿◕。) Znakomicie ujmuje co w mojej duszy gra. Najlepsze to że siedziałam chyba z 20 minut nad tym wyborem i chciałam najpierw poświęcic Chloe, ale im dalej tym bardziej przekonywałam się że ten drugi wybór jest po prostu lepszy.

ocenił(a) grę na 9
de_juse_suzie

miło mi :)

ocenił(a) grę na 9
hokuspokus2

Wiem,że wątek pisany był dawno i to pewnie niekatulane, ale wtrącę swoje trzy grosze.
Z mojej perspektywy (wybrałam poświecenie Chloe), jej przeznaczeniem jest śmierć. Ratując ją od niej w łazience zaburzyliśmy ramy czasowe. Najlepsza przyjaciółka Max umiera również w alternatywnej rzeczywistości (wybrałam eutanazję) oraz po przyjściu na wysypisko (zabita przez nauczyciela). Może takie było jej przeznaczenie i nie powinno się jej ratować, zwłaszcza za taką cenę?

Dużo wysiłku włożyłam (a raczej włożyliśmy bo graliśmy we dwójkę) aby uratować jak najwięcej osób: Kate, Victorie, Natana, ludzi w czasie sztormu, związek rodziców Chloe. Cała gra była drogą do "większego dobra". Dlatego kiedy przyszło nam wybrać między jednym a drugim zakończeniem wybraliśmy to, w które włożyliśmy więcej serca. Naprawdę zależało nam na tych osobach (w większym lub mniejszym stopniu).
A co do relacji... Cały czas wydawało mi się, że tak naprawdę o wiele więcej łączy Chloe i Rachel niż Chloe i Max.

P.S. Z ciekawości sprawdzaliśmy co niesie ze sobą drugie zakończenie. Okazało się, że to wcale nie lepsza opcja, ale po prostu opcja bardziej bezpieczna. Tutaj nie widzimy szkód - nie wiemy kto zginął. Gdybyśmy zobaczyli ofiary (np. naszych przyjaciół, dzieci itp) to nie byłoby tak bezpieczne dla naszej psychiki. Dlatego wyjście z uratowaniem Chloe jest wyjściem "bezpieczniejszym" i pod pewnym względem "lepszym" - i tutaj mam wielkie ale do twórców. Również powinno być kontrowersyjne i budzić w graczu poczucie winy. Ponieważ tak naprawdę wybieramy pomiędzy dobrem ogółu a dobrem osoby którą lubimy.

ocenił(a) grę na 9
czarna_maggie

Twoja interpretacja jest jak najbardziej logiczna, ale tak jak zaznaczyłem w pierwszej wypowiedzi ta gra nie ma stricte dobrego zakończenia. Twórcy gry kładą na nasze ręce wybór, który dla każdej osoby będzie na inny sposób trudny. Trzeba zauważyć, że bohaterowie książek, gier etc. od zawsze stawali przed ciężkim zadaniem - wyborem, który zresztą często narzucali sobie sami zgodnie ze swoim wewnętrznym ja. Myślę, że można potraktować tę grę jako prolog do życia Max jako pełnoprawnej bohaterki, która przeszła przemianę nie tylko dzięki samej przygodzie z cofaniem czasu, ale poprzez ten finałowy wybór właśnie. To w tym drugim zakończeniu Max startuje - zaczyna swoje życie od nowa razem z uratowaną przez nią Chloe oraz poza miastem z którego to dziewczyny odjeżdżają w finałowej scenie. Zaszła nie tylko przemiana w jej życiu ale co najważniejsze w niej samej. W wyborze miasta Max zostaje w tym samym miejscu w którym zaczynała swoją przygodę, jest w mieście, nie ma przyjaciółki, plus co najważniejsze nie odbyła się zmiana w postrzeganiu przez nią świata. Można byłoby powiedzieć, że w dzisiejszych czasach jesteśmy zalewani wodospadem politycznej poprawności i stygmatyzowania ludzi niestety nie ze względu na ich czyny, a ze względu na poglądy. Chloe szła pod prąd i tak jak napisałaś świat starał się za wszelką cenę ją uśmiercić, więc tym bardziej jako Max naszym zadaniem wg mnie jest uratowanie jej za wszelką cenę i przeciwstawieniu się temu światu właśnie. Czyż nie tak zostaje się bohaterem? Nie możemy dać sobie wmówić, ze "dobro", które inni serwują nam nieustannie w swoich narzucanych często propagandowych przekazach jest tym dobrem jedynym. W takim kontekście należałoby porównać Chloe do człowieka który stawia czoła systemowi, który ją otacza i mówi co ma robić i jak żyć, a Max jest człowiekiem - takim jak każdy z nas, który ma dwie drogi, albo ulec socjalistycznemu dobru ogółu, który ludzi wrzuca do worków z różnymi niepochlebnymi tytułami i stygmatyzuje za choćby próbę wyciągnięcia palca z tego worka, albo stać się człowiekiem świadomym miejsca jednostki w społeczeństwie i nie przymuszania jednostki do dopasowania się do którejś z narzuconych odgórnie grup.

ocenił(a) grę na 7
hokuspokus2

Stary temat, ale niedawno przeszedłem grę i jestem na świeżo, wciąż kipiący od emocji. :)
Jak dla mnie to istniało „dobre” zakończenie, czyli poświęcenie Cloe.
Dlaczego?
Od początku gry sama natura nas ostrzegała przed konsekwencjami uratowania Cloe. Pierwsza wizja to ostrzeżenie. Potem przy każdej możliwej śmierci Cloe, Max ma wizję tornada przed lub po „śmierci” przyjaciółki. Najpierw po akcji w łazience pada śnieg, potem na złomowisku, gdy Cloe ginie od kuli odbitej od zderzaka, potem przed akcją na torach. To tłumaczy, dlaczego w alternatywnej rzeczywistości były martwe wieloryby.
Cloe musiała zginąć w tej łazience, żeby Nathan i Jefferson poszli siedzieć (na przesłuchaniu Nathan go wsypał, tak wychodzi z tych zdjęć), a imperium Prescottów upada. Max, zabijając Cloe, zniszczyła ten misterny plan natury, dlatego musiała to potem wszystko zrobić sama, co mogło doprowadzić do stosu niepotrzebnych trupów i prawie doprowadziło do jej własnej śmierci.
Gdy dziewczyny decydują się pojechać na złomowisko po imprezie, to zauważcie, że nie ma już dwóch księżyców, bo Cloe niedługo potem umiera, ale to nie odwraca tornada, bo ona umiera nie w tym miejscu i czasu, ale sam fakt, że umarła w niewielki sposób „naprawił” naturę.
No i gdy Max osiąga niemal idealną dla siebie linię czasową, to samo tornado próbuje zabić Cloe, więc no...

Bardzo polubiłem Cloe, ale prawda jest taka, że jej śmierć doprowadziła do wielu dobrych rzeczy, mimo że nie zasługiwała na taki koniec. No, ale kto zasługuje na swój los? ;)

No dobrze, to w takim razie po co Max te moce, skoro nic nie mogła zmienić? Myślę, że nie dostała ich od żadnej siły wyższej, bo wtedy konsekwencje uratowania Cloe nie byłyby tak miażdżące. Być może życie za życie, lecz nie życie na setki innych.
Max podświadomie musiała mieć poczucie winy z powodu porzuceniu koleżanki i chciała jej to wynagrodzić.

ocenił(a) grę na 7
Grobsmoj

ciąg dalszy...
Sam Jefferson zauważył, że Max to typ osoby, która przepuszcza okazje i traci czas. Być może podświadomie tak bardzo pragnęła cofnąć czas i naprawić relację z Cloe, że zyskała tę moc, ale nie żeby uratować Cloe, tylko żeby się z nią pożegnać i uspokoić swoje sumienie (ostatnie słowa Cloe przy latarni).
Niestety moja hipoteza kuleje, bo wtedy nie wyjaśnia to motyla i jelenia.
No bo nie bez powodu ten motyl wleciał akurat moment przed śmiercią Cloe. To była deska ratunkowa, żeby wszystko odwrócić właśnie tym zdjęciem. Więc czym był ten motyl? Rachel? Nie mam pojęcia. :)
Na koniec dodam, że nie podobał mi się pomysł z tym tornadem. Ratujemy jedną osobę i serio powstaje tornado? Zabrakło mi tej szarości. Coś w stylu ratujemy Rachel, ale Nathan zabija wtedy przez przypadek Victorię, bo jest na skraju, bo wie, że Cloe gdzieś tam jest i może go wydać. Lub że uratowanie Cloe mogłoby doprowadzić do śmierci Max (zostaje porwana przez Jeffersona) lub że utknęłaby w pętli.
Tyle ode mnie. Gra świetna akurat na czas kwarantanny.
Pozdro dla kumatych z przyszłości. ;)

ocenił(a) grę na 10
Grobsmoj

Life is Strange należy do takich opowieści, które powinno przeżyć się tylko"raz". To historia, która rozkłada człowieka na łopatki, ukazująca wiele emocji , które tak naprawdę w większości ludzkich żyć nie przytrafiają się na co dzień. Utrata przyjaciółki, rodzica, szkoły... Osoby, które grały bez poczucia tej świadomości, bez odczucia tego na własnej skórze jeszcze bardziej będą podchodziły emocjonalnie do tej opowieści.

Grobsmoj dobrze to wszystko opisałeś i równie lekko i przyjemnie czytało się Twój tekst ;) Jeżeli znajdziesz dłuższą chwilę koniecznie musisz ograć 2 część tz. Life is Strange: before the Storm. Tam już nie ma "czarów" jest po prostu szara, bardzo mroczna rzeczywistość, która naprawdę przytłacza... Dla fanów serialu Miasteczko: Twin Peaks pozycja obowiązkowa.

ocenił(a) grę na 7
gu2ma

Cześć, nie sądziłem, że ktoś odpowie na tak stary wątek. :P

UWAGA, BO MOGĄ BYĆ SPOILERY DO BEFORE THE STORM

Grałem w Before the Storm zaraz po pierwszej części i mogę już nie pamiętać wszystkich wątków, ale podobało mi się mniej. Nie wynika to z tego, że gra jest słaba, tylko nie potrafię wczuć się w tak buntowniczą osobę, jaką jest Cloe. Jej zachowanie denerwowało mniej bardziej niż w jedynce, choć tam przymykałem na to oko, bo każdy z nas ma takiego szalonego znajomego. Sama Rachel mnie nie przekonała jako postać, bo wydawała mi się po prostu nijaka. Taka typowa nastolatka z bogatego domu, od której wiele się wymaga przez co ciągnie ją do buntowników. Widziałem ten scenariusz tyle razy, że nie robi na mnie wrażenia. Na plus wątek rodzinny Rachel i nawiązania do jedynki (ratowanie Nathana przed pobiciem, końcówka gry, gdy Rachel nie odbiera telefonu). No i nie spodziewałem się, że Cloe lubi RPGi. Nawet sam się wciągnąłem, bo lubię.
Czyli sumując, zabrakło mi w Rachel czegoś niezwykłego, bo dość ładnie zanimowana (:P), ale to za mało. Ciekawe by było gdyby zamiast odreagowywać stres na imprezach, Rachel szukałaby spokoju w religiach, np. stałaby się taka jak Kate z jedynki lub wyznawałaby jakieś buddyjskie sprawy lub nawet indiańskie (amerykanie to lubią). Wtedy zgrabnie można by to nawiązać do jej mocy.
Pozdrawiam.

ocenił(a) grę na 9
Grobsmoj

Grobsmoj Cieszę się, że po takim czasie ludzie wciąż udzielają się na forum i piszą swoje przemyślenia. Myślę, że Twoja analiza jest jak najbardziej słuszna i logiczna. Nie wiem czy przeczytałeś cały wątek, czy tylko moją pierwszą wypowiedź, dlatego napiszę krótko i nie będę się powtarzał. Tak jak na wiele rzeczy w naszym życiu można spojrzeć na dwa różne sposoby. Z Twojej wypowiedzi można wywnioskować, że jeżeli wszystkie siły rządzące światem się na nas uwezmą to nie warto z "tym" walczyć, bo prędzej, czy później fatum i tak nas dopadnie, ewentualnie coś stanie się z naszym otoczeniem. Ja uważam, że te wszystkie przeciwności, fatum, nieszczęścia są po to by je pokonywać, a przynajmniej walczyć z nimi.

ocenił(a) grę na 7
hokuspokus2

Cześć, po pół roku, ale lepsze to niż nic. :P Więc tak, przeczytałem większość i nie to miałem na myśli, pisząc pierwszy post, że (cytat)jeżeli wszystkie siły rządzące światem się na nas uwezmą to nie warto z "tym" walczyć, bo prędzej, czy później fatum i tak nas dopadnie, ewentualnie coś stanie się z naszym otoczeniem (koniec cytatu). W prawdziwym życiu jestem za tym, że należy zwalczać przeciwności, bo to nas hartuje, ale w przypadku tej gry, od początku mamy wskazówki, że tornado jest powiązane z mocą Max i jak pisałem wcześniej, ratowanie Cloe powoduje coraz większy chaos w naturze, a nie tylko w relacjach pomiędzy ludźmi, a to dość poważny argument, by cofnąć wszystkie zmiany. Gdyby nie turbulencje w naturze i te wszystkie podpowiedzi, to stanąłbym po stronie Cloe.Jeszcze raz tylko wspomnę, że ten pomysł z tornadem nie podobał mi się właśnie ze względu na takie oddziaływanie na naturę, bo naturę średnio interesuje czy w szkolnym kiblu zginie Cloe, czy Max, czy Nathan, czy inny NPC.Uważam, że historia zyskałaby więcej, gdyby skupiała się tylko na działaniach ludzi i pokazywaniu pełnych konsekwencji decyzji, np. próba samobójstwa Kate mi się podobała (jakkolwiek to brzmi), bo pokazywała, że czasem wystarczy kilka właściwie wypowiedzianych zdań lub sama obecność, by odmienić czyjeś życie.Zamiast tornada mógłyby być Nathan próbujący dokonać zamachu albo bardziej rozwinięty wątek Prescottów, którzy coraz bardziej kontrolują miasto.Pozdrawiam.

ocenił(a) grę na 9
Grobsmoj

Zgadzam się z Tobą w 100%. A ten pomysł z Nathanem jest świetny. Pozdrawiam również.

ocenił(a) grę na 9
hokuspokus2

Tak naprawdę ci co wybrali by uratować miasto i poświęcić przyjaciółkę(Chloe) to popełnili największy błąd i pozwolili umrzeć jej na marne.
Gra sugeruje, że to podróżowanie i zmiany w czasie i uratowanie Chloe przed śmiercią powoduje burzę.
Po czym po poświeceniu Chloe i uratowaniu miasta widzimy:
- aresztowanie Nathana i Jeffersona, którzy mogli skrzywdzić kolejne dziewczyny, a raczej wątpię by ktokolwiek odkrył kto tak naprawdę za tym stoi
- Kate żyje, a dobrze wiemy, że gdyby Max nie korzystała z mocy to by zeskoczyła
- sama wiedza zdobyta przez podróże w czasie by miała wpływ na przyszłość

A więc sam zamysł gry jest błędny i tak naprawdę poświęcenie Chloe, by niczego nie zmieniło i nadal tornado by zmierzało w stronę miasta.
Także chciałbym "pogratulować" tym co poświęcili przyjaciółkę na marne i myślą, że tak naprawdę uratowaliby tym miasto...

Więc albo te zjawiska i tornado nie powinny mieć w ogóle miejsca albo powinni popracować nad zakończeniami.
Swoją drogą od samego początku brakowało mi zakończenia w którym ostrzega się miasto by mogli je opuścić i przeżyć, bo to powinno być logiczne i z każdą chwilą dziwiłem się, że nie robią nic w tej sprawie, oczywiście jeśli ten zamysł gry miałby być prawdziwy, bo wtedy sama pierwsza podróż w czasie by to spowodowała.

ocenił(a) grę na 9
MaMiX

A i jeszcze zapomniałem.
Historia Max zaczyna się w klasie, czyli przed pójściem do łazienki i w trakcie ostatnich podróży zmienia właśnie tę scenę i w niej wysyła sms do Davida i niemalże pokazuje swoją nienawiść w stosunku do Jeffersona(tak że nie trudno się domyślić, że ona wie), potem niszczy zdjęcie konkursowe sprzed początku gry i z dupy nagle trafia do Ciemni mimo że to nie miało prawa miejsca, bo nie zmieniła historii z klasy więc i tak wysłałaby tego sms'a na lekcji, a zdjęcia i tak nie zamierzała dać zresztą nawet jakby chciała to i tak by mu nie pokazała porwanego, więc Jefferson nie wiedziałby, że ona je porwała... W każdym razie ratuje ją David, ale że Chloe niby znowu została zastrzelona przez Jeffersona który w dodatku zabił też Victorię, więc Max prosi Warrena o zdjęcie, które wydarzyło się przed imprezą cofa się w czasie do sytuacji przed imprezą i mówi prawdę Chloe i przez to Jefferson i Nathan zostają aresztowani, ale nie zmienia to przeszłości, po powrocie świadomości Max i Chloe znajdują się przy latarni, co z kolei też jest z dupy, bo dlatego akurat miałyby tam iść?

No chyba że o jakiejś podróży zapomniałem, ale wątpię.
A więc nawet, jeśli nie uratowałaby Chloe to i tak zmieniłaby przyszłość.

Poza tym nawet gdyby cofnęła się w czasie i nie wysłała tego sms'a to i tak cofając się przy użyciu zdjęcia cofała się tylko na chwilę, a potem by wróciła zwykła Max i przejęłaby kontrolę niczego nie wiedząc o niczym zdobytym w trakcie podróży.

Strasznie wkurzają te zasady, które twórcy łamią i używają ich tylko kiedy im wygodnie.
Normalnie ciągle Max wie, że podróżowała tam i tam i zmieniła to, ale nagle w trakcie podróży ta normalna Max nad którą nie ma się kontroli zachowuje się jakby zapominała to czego się dowiedziała przy wcześniejszych podróżach w czasie, co jest mega idiotyczne...

ocenił(a) grę na 9
MaMiX

Tak, grobsmoj wyżej napisał w sumie podobne kwestie do Ciebie, mam podobne przemyślenia. Teraz z perspektywy czasu to widzę te wszystkie małe niedociągnięcia twórców, a ten motyw z tym nadciągającym kataklizmem związanym z tornadem jest chyba najsłabszy. Pozdrawiam.

hokuspokus2

xDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

ocenił(a) grę na 9

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones