Felieton

ARTYKUŁ: Walkiewicz o kinie porno

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/ARTYKU%C5%81%3A+Walkiewicz+o+kinie+porno-52509
Już dziś premiera nowej komedii Kevina Smitha, w której Seth Rogen i Elizabeth Banks stają za kamerą amatorskiego pornosa. Zanim jednak padnie pierwszy klaps, zapraszamy na krótką wycieczkę do Fabryki (mokrych) Snów.


KISS KISS BANG BANG

Mainstreamowe filmy są zachowawcze i wstydliwe. Jeśli pornografia zostaje w nich stematyzowana, to najczęściej stanowi tło dla konserwatywnej historii miłosnej. Zack i Miri kręcą porno jakby podlewali babciną paprotkę. Przy okazji nawiązują przyjaźnie, odkrywają miłość, hartują charakter. Czy oswajanie masowej publiczności z fenomenem trzech iksów koniecznie musi tak wyglądać?


Easy Ride Her, czyli stracona niewinność


12. czerwca 1972 roku, w nowojorskim World Theater ma miejsce zdarzenie bez precedensu. Odkryta zostaje pierwsza łechtaczka gardłowa. Lekarz Harry Reems znajduje ją za migdałkami swojej pacjentki, Lindy Lovelace. Na nic płacz, żal i zgrzytanie zębów, na nic orgie i wagina – kobieta musi zabrać się do roboty i znaleźć tego jedynego, obdarzonego przez naturę najhojniej. Nieopisanie zła, zabójczo śmieszna i pełna jeżących włosy na głowie dialogów opowieść kończy się dla Lindy spełnieniem. Widzowie zostają pozdrowieni: „The End. And Deep Throat to you all!”.
W rzeczywistości happy endu nie było. Choć na kolejnych pokazach gościły sławy, takie jak Warren Beatty, Truman Capote i Jack Nicholson, a sfinansowane przez mafię "Głębokie gardło" (tytuł roboczy: "Połykaczka mieczy") Gerarda Damiano rozpoczęło zwycięski pochód przez Amerykę, epoka porno szyku dobiegła końca równie szybko, jak się zaczęła. Już za chwileczkę marzenia o fuzji XXX ze zwykłym kinem staną się mrzonkami. Już za momencik republikański establishment zacznie polowanie na czarownice, a ekspansja techniki wideo odbierze zjawisku kontrkulturową niewinność. Wzgórza Hollywood, oddzielające stolicę pornobiznesu, dolinę San Fernando, od centrum filmowego świata, będą przeszkodą nie do pokonania. Do czasu.

Pulp Friction, czyli forsa, kicz i zabawa

Po długiej, trwającej blisko trzydzieści lat ekonomicznej ewolucji rynku filmów dla dorosłych, światowa kinematografia jest mu bliższa niż kiedykolwiek. Korzysta z estetyki porno, pożycza gwiazdy i gwiazdeczki, w zamian oferuje "artystyczny" awans. Przyczyną nie jest jedynie wulgaryzacja kultury. Chodzi o coś więcej, mianowicie o trudno definiowalną ekonomiczno-artystyczną relację. Pornografia, z rocznymi przychodami rzędu 14 miliardów dolarów, wyprzedza w USA przemysł filmowy, ba, cały czas goni zbrojeniowy. Nie traci jednak swojego kampowego charakteru (oglądanie jej "bez podniecenia", jakkolwiek miałoby to wyglądać, jest jednym z kanonicznych wyznaczników kampu według Susan Sonntag). Rozczulający freak show, jakim są coroczne nagrody AVN Awards, podzielone na blisko sto kategorii, dowodzi, że biznes XXX, choć obraca miliardami i rządzi na giełdzie, pozostaje parodystycznym odbiciem Hollywood. Refleksem struktur produkcyjnych, kina gatunków, systemu gwiazd lat trzydziestych, Oscarów, a nawet przemów dziękczynnych. "Dziękuję za wszystkie penisy, które miałam w ustach, oraz za te, które dopiero się w nich znajdą!" – mówiła aktorka Sunrise Adams, odbierając w 2004 roku nagrodę za najlepszą scenę oralną.

W dokumencie "Głęboko w gardle" (2005) Randy’ego Barbato i Fentona Baileya, zmierzch porno szyku pokazany jest według amerykańskiego przepisu na dokument. Atrakcyjnie, inteligentnie, pod wyraźną tezę. Podobnie jak w fabularnym "Boogie Nights" (1997) Paula Thomasa Andersona, z nutą sentymentalizmu, każącego dostrzec w latach 70. okres twórczej gorączki poprzedzający czasy bezwzględnego prosperity. Gimnastykujące się za darmo nastolatki nagrywają swoje popisy na wideo, usuwając w cień Damiano i innych domorosłych filmowców (określenie "filmmaker" narodziło się właśnie za sprawą ludzi takich jak Damiano, który przed swoim "debiutem" był zwykłym fryzjerem). To jednak nie koniec świata, tylko wtargnięcie agresywnej nowoczesności. Dlatego też w obydwu utworach brakuje sprawiedliwej konkluzji. Barbato i Bailey pokazują nowe milenium jako rządy silikonowych biustów, Anderson wpada w ton minorowy i rozrywa film długą sekwencją utraty godności przez bohaterów.

Jak wiele w tym egzaltacji i przesady, pokazują dokumentalne mini-seriale, nakręcone na zamówienie HBO, "Pornobiznes: naga prawda" (2004) i "Porno Valley" (2004). Firmy produkcyjne są w nich jak wielkie rodziny, a praca to radosna improwizacja. Bohater "Porno Valley", Steve Hirsch, współzałożyciel i prezes kolosa Vivid Entertainment, to dobry papa, który wyśle na test narkotykowy, otoczy zakontraktowane gwiazdki opieką, a po powrocie  do domu przytuli synka i wyzna do kamery, że czas szaleństw minął, a z obydwu organów odpowiedzialnych za myślenie u mężczyzny, używa już wyłącznie mózgu. Gdy w interesach odwiedza Larry’ego Flynta, wygląda jak Józef K. zagubiony w trzewiach gigantycznego urzędu. Kwintesencją tej nieco naiwnej, lecz mimo wszystko odświeżającej idealizacji współczesnego pornobiznesu, jest rozbudowany wątek przeróbki klasyka "Diabeł w pannie Jones". Aktorzy przyjeżdżają do pracy, kiedy im się podoba, reżyser pluska się w basenie, Jenna Jameson ciska gromy na Georginę Spelvin, siedemdziesięcioletnią (!) pannę Jones z oryginału, która ukradła jej skromne kwestie dialogowe, a niedosłysząca kostiumolożka zamyka magazyn i ślad po niej ginie. God Bless Erotica!

Jeszcze dalej w obdrapywaniu pornografii z mitów poszedł słynny fotograf Timothy Greenfield-Sanders. W "Gwiazdach XXX: portrecie intymnym" (2004) ustawia on swoje modelki i modeli w identycznych, niemal aseksualnych pozach, a następnie fotografuje w ubraniu i w negliżu. Inspirując się pracami Goyi, odwraca kulturową kliszę. Okrywając diwy, Ginę Lynn i Terę Patrick, zadaje retoryczne pytanie: czy naprawdę takie chcemy je widzieć? Jednocześnie ściąga bohaterki z orbity masowego uwielbienia i pokazuje, że uprawianie seksu przed kamerami to dla nich po prostu kolejny dzień w biurze.

Oczywiście, prawda o San Fernando leży gdzieś pośrodku, gdzieś między wyidealizowanymi "kiedyś" i "teraz". Wymowne, że filigranowa brunetka, Jessica Jaymes, która w 2004 roku pojawiła się na castingu u papy Hirscha, błyszczy dziś w reality show o wymownym tytule "Gwiazdy na odwyku".

Malcolm XXX, czyli gdzie się podziały biografie?

O wiele trudniejsze zadanie stoi przed fabularzystami. Pojawiające się w arthouse'owych obrazach sceny z przegródki "hardcore" bywają koniecznością, jeśli weźmiemy pod uwagę, w jakim tempie kurczy się zasób elementów przynależących do różnorakich "poetyk szoku". Podczas gdy kino komercyjne goni za reklamą i Internetem, awangarda musi pilnować tego, co względnie nieopatrzone. A o "nieopatrzone" coraz trudniej. W zrealizowanych przez francuskie studio agence7seven kontrowersyjnych reklamach odzieżowej marki Shai możemy podejrzeć trzy kochające się pary (konfiguracja "klasyczna", gejowska i lesbijska). Dziewczyny i chłopaki zrzucają z siebie pastelowe ciuchy i odtwarzają porno "stylu zerowego": francuski pocałunek, błyskawiczna gra wstępna, seks oralny z rewanżem, pozycja numer jeden, dwa, trzy, finisz. A mówmy tu tylko o bluzach i t-shirtach za kilka dolców.

W "Antychryście" (2009), von Trier, który ewidentnie nie mógł przebić brutalnością konkurencji w postaci gornohitów, zderzył pornografię przemocy z pornografią klasyczną. W "9 songs" (2004) Michaela Winterbottoma porno ma wymiar niegroźnego żartu (film trwa równo 69 minut). W "Brown Bunny" jest finałową przewrotką, estetycznym "mindfuckiem" (by nawiązać do ukutej przez Amerykanów nazwy na pewien gatunek filmowy). O kompilację tych sposobów percepcji pokusili się twórcy nowelowego projektu "Destricted" (2006). Dantejskich scen, które rozegrały się przed seansem na Nowych Horyzontach, nie pamiętają nawet najstarsi wrocławianie: pięćdziesiąt stopni w cieniu, posadzka ze studentów, przepychanki, obelgi, Roman Gutek proszący o dojrzałość. Na ekranie tymczasem reżyserski zwrot en face do widza: "Wiesz, czym jest porno, a teraz dowiesz się, co możesz z tą wiedzą zrobić". Możesz skleić superszybki teledysk, w którym poszatkowane na plasterki obrazy zatracą swój sens (Marco Brambilla). Możesz pokazać młodzież wychowaną przez cywilizację XXX (Larry Clark), albo wyśmiać popkulturowe ikony, każąc Marlboro Manowi masturbować się w nieskończoność (Sam Taylor-Wood). Możesz bez ryzyka wsadzić penisa w glebę, bo to symbioza z naturą (Marina Abramovic), a nawet zrobić "show", przyozdabiając męski odbyt kalarepą (Matthew Barney). I tak dalej….

Dobre rady twórców "Destricted" nie odnoszą się niestety do autorów kina przeznaczonego dla szerokiej publiczności. Jeśli pornografia zostaje na ekranie stematyzowana, to najczęściej pozostaje tłem dla konserwatywnej historii miłosnej ("Zack i Miri kręcą porno"; "Dziewczyna z sąsiedztwa", "Słodka jak cukierek"). Czy oswajanie większej publiczności z fenomenem trzech iksów koniecznie musi tak wyglądać? Największą luką wciąż wydaje się kino biograficzne. Życiorysów zaś nie brakuje. Choćby Asia Carrera, która z Carnegie Hall trafiła prosto do klubu ze striptizem; reżyser Paul "PT" Thomas, który długie lata spędził na Broadwayu; aktor John Holmes, którego losy zainspirowały już twórców "Boogie Nights" i "Wonderland"; Najbliżej własnej biografii jest ambasadorka branży, Jenna Jameson. Ewentualny sukces takiej produkcji nie oznaczałby, że hollywoodzka moda na porno rozkwitnie na nowo. Dowodziłby jednak, że pracownicy Fabryki Snów traktują swoich sąsiadów zza wzgórza poważnie.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones