Wywiad

FPFF Gdynia: Polski western nie podbił serc widzów

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/FPFF+Gdynia%3A+Polski+western+nie+podbi%C5%82+serc+widz%C3%B3w-30884
Drugi dzień festiwalu w Gdyni już za nami, podobnie jak pierwsze filmowe rozczarowania i niespodzianki. Nie zachwycił nas ciekawie zapowiadający się polski western Piotra Uklańskiego "Summer Love". Do gustu przypadł nam natomiast "Chłopiec na galopującym koniu" Adama Guzińskiego oraz pokazywana w sekcji Panorama "Wieża" Agnieszki Trzos.


Wczorajszy dzień rozpoczęliśmy od projekcji "Chłopca na galopującym koniu" - najnowszego filmu Adama Guzińskiego, który obok "Z odzysku" Sławomira Fabickiego był drugą polską produkcją pokazywaną w tym roku na festiwalu w Cannes.

Bohaterem obrazu jest Jerzy, pisarz w średnim wieku, mieszkający z żoną i sześcioletnim synem z dala od miasta. Od dłuższego czasu nie pisze - przeżywa kryzys twórczy. Odbija się to na finansach rodziny i relacjach z żoną. W tym trudnym okresie okazuje się, że syn powinien przejść niezbyt skomplikowaną operację. Wspólnie z ojcem wyrusza do miasta ciesząc się na wizytę w wymarzonym sklepie z zabawkami. Po wspólnej podróży chłopiec zostaje w szpitalu, a Jerzy udaje się do pobliskiego hotelu. Następnego dnia rano budzi go telefon. Z jego synem jest bardzo źle.



Kadr z filmu 'Chłopiec na galopującym koniu'


"Chłopiec na galopującym koniu", którego scenariusz powstał w oparciu o opowiadanie wybitnego norweskiego pisarza Tarjei Vesaasa, to kameralna, nieśpieszna opowieść o wypalonym pisarzu, którego blokadę twórczą przerywa dopiero traumatyczne przeżycie. To również gorzka opowieść o braku porozumienia pomiędzy najbliższymi ludźmi. Guziński w prostych, artystycznie zaplanowanych kadrach snuje swoją opowieść, uwodząc widza doskonałym aktorstwem, pięknymi, czarno-białymi zdjęciami Joli Dylewskiej oraz muzyką. I choć - co już zauważył recenzent magazynu Variety - film sprawia niekiedy wrażenie rozciągniętej ponad miarę produkcji krótkometrażowej, to jednak warto dać mu się zauroczyć i na 75 minut przenieść się do wyciszonego świata Jerzego i jego rodziny. [MK]


Dużym rozczarowaniem okazał się dla nas ciekawie zapowiadający się polski western Piotra Uklanskiego,,Piotr Uklanski "Summer Love". Obraz, który swoją premierę miał podczas tegorocznego festiwalu w Wenecji, a jedną z ról zagrał w nim Val Kilmer okazał się - mimo doskonałej oprawy audiowizualnej - produkcją mocno niedopracowaną i, niestety, zwyczajnie nudnawą.

"Summer Love" przenosi nas na Dziki Zachód do zapomnianego przez boga i ludzi miasteczka. Pewnego wieczoru pojawia się tam Obcy wiozący ze sobą zwłoki poszukiwanego listem gończym przestępcy, za którego głowę oferowana jest nagroda w wysokości 500 dolarów. Pomiędzy nim i mieszkańcami miasteczka dochodzi do awantury, a w konsekwencji strzelaniny. Obcemu udaje się uciec, ale jego śladem wyrusza pościg, któremu przewodzi lokalny szeryf - niegdyś najlepszy tropiciel w armii konfederackiej, dziś pijaczyna ze złamanym sercem.



Kadr z filmu 'Summer Love'


Oglądając film nie mamy wątpliwości, że Piotr Uklanski doskonale bawił się realizując "Summer Love" umieszczając w nim odniesienia do swoich innych dzieł, cytaty, a przede wszystkim igrając z konwencją westernu starając się wykorzystać ją do opowiedzenia alegorycznej historii o miłości. Wydaje się jednak, że, przy całej ilości nagromadzonych na ekranie pomysłów, artyście zabrakło przewodniej myśli według, której ów film miałby być nakręcony. Oglądając "Summer Love" widz nigdy nie ma pewności, czy ma do czynienia z pastiszem, parodią, czy historią "na serio". Postaci są karykaturalnie przerysowane, ilość krwi na ekranie nie zawstydziłaby twórców serii "Piątek trzynastego", a przy tym wszystkim niektórzy aktorzy, tak jak Katarzyna Figura, grają niezwykle poważnie, bez najmniejszego dystansu do swoich bohaterów. W rezultacie powstaje mieszanka intrygująca, ale nie do końca strawna, a z czasem zwyczajnie nużąca. Choć film grany był na festiwalu przy pełnej sali nie zabrakło wśród widzów osób, które zdecydował się ją opuścić na długo przed końcem projekcji.

W gorącej atmosferze przebiegała zorganizowana po projekcji konferencja prasowa, podczas której Uklanski,,piotr uklanski - zirytowany kąśliwymi uwagami za strony prowadzącego - zagroził, że wyjdzie z sali. Zdecydował się na kontynuację rozmowy z dziennikarzami dopiero po tym, gdy prowadzący obiecał, że się już nie odezwie. ;)

- Ten film pochłonął około 5-6 lat pracy - mówił Uklanski,,piotr uklanski - z czego dwa poświęciłem na pisanie scenariusz. Nie chciałem parodiować westernu, a jedynie wykorzystać jego poetykę do opowiedzenia historii miłosnej. W moim przekonaniu w "Summer Love" więcej jest z tradycji kinematografii japońskiej, niż amerykańskiej.



Piotr Uklanski


- Wzorowałem się na psychologicznych westernach realizowanych w latach 50. - mówił pytany o inspiracje reżyser. - Wtedy powstawały filmy, które w westernowej poetyce opowiadały prawdziwie szekspirowskie tragedie.

"Summer Love" pokazywany był już na festiwalu w Wenecji, gdzie - jak zapewnia reżyser - został bardzo dobrze przyjęty przez widzów i krytyków. Pochlebne recenzje oraz nazwisko Vala Kilmera w obsadzie znacznie ułatwiło mu zainteresowanie swoją produkcją zachodnich firm i niewykluczone, że "Summer Love" trafi niebawem do ogólnoświatowej dystrybucji.

Mimo niedoskonałości życzę filmowi Uklanskiego jak najlepiej. Polska nie ma zbyt wielkich tradycji w gatunku westernu (ostatni, "Eukaliptus" powstał w 2001 roku) zatem każda rodzaju produkcja, a z hollywoodzkimi aktorami w obsadzie w szczególności, zasługuje na uwagę. Warto zobaczyć choćby po to, żeby na własne oczy przekonać się, iż w plenerach Jury Krakowsko-Częstochowskiej można zrealizować autentycznie wyglądającą opowieść o Dzikim Zachodzie. [MK]


Agnieszka Trzos w "Wieży" sięga po temat podobny jak w "Sztuce masażu", którą mieliśmy okazję oglądać wczoraj na festiwalu. Mówi o poszukiwaniu prawdziwej miłości, ale również o strachu przed nią. To raport o współczesności portretujący pokolenie współczesnych 30-latków. Bohaterowie wiodą wygodne życie w eleganckich wnętrzach. Niezła praca, pieniądze, wycieczki do klubów, gdzie ludzie rozmawiają tak, żeby nic o sobie nie powiedzieć. W zasadzie wszystko na wyciągnięcie ręki, a oprócz tego głód uczuć i lęk przed wchodzeniem w stałe związki. Tak wygląda życie singla w wielkim mieście. Wydawałoby się, że wszyscy szukają tego samego, dlaczego więc mimo wielkiego pragnienia miłości boimy się bliskości drugiego człowieka?



Kadr z filmu 'Wieża'


- Pracując nad scenariuszem dowiedziałam się, że w Polsce żyje 3 mln. singli - mówiła reżyserka na spotkaniu z publicznością. W ekspozycji filmu pojawia się krótka animacja o nieszczęśliwej królewnie zamkniętej w wysokiej wieży i czekającej na swego księcia. Co ciekawe u Agnieszki Trzos w takich wieżach zamknięci są również mężczyźni, choć psychologia kobiety wypada tu znacznie lepiej.

W "Wieży" oglądamy odważne sceny erotyczne. - Chciałam dotknąć tabu związanego z ciałem - mówiła Agnieszka Trzos. Opowiadając o samotności, zwykle pomija się aspekt samotności w ciele.

Przesłanie filmu wydaje się banalne i oczywiste. Śledząc fabułę nie da się uniknąć wrażenia, że to wszystko już gdzieś widzieliśmy. "Wieża" to kolejna opowieść o samotnym pokoleniu i heroicznym poszukiwaniu drugiej połowy, któremu podporządkowuje się całe życie. Gorzka i cierpka, ale dotykająca jakiejś prawdy, głównie za sprawą wiarygodnych bohaterów, zwłaszcza Agnieszki Warchulskiej, która stworzyła kolejny po "Teraz ja" przekonujący portret współczesnej kobiety. [DK]


Drugi dzień festiwalu zakończyliśmy projekcją absolutnie szalonej produkcji "Wściekłe pięści węża" - najnowszego filmu legendarnego Zespołu Filmowego Skurcz. Obraz ten z pewnością zadowoli miłośników takich tryskających krwią i absurdalnym humorem produkcji jak "Dżudo Honor 7" czy "Karate Puma".

Fabułę można streścić jednym zdaniem: emerytowany najemnik, zwany Wściekłym Wężem, rusza zemścić się na zabójcach brata. W gruncie rzeczy bohater mógłby pójść do sklepu po mleko, ekranowa akcja wyglądałaby zapewne podobnie. Czego tu nie ma! Walki w stylu rozpaczliwym, plujący sztuczną krwią dresiarze, czerstwe odzywki oraz kakao serwowane zarówno na ciepło, jak i na zimno (jak powszechnie wiadomo, przysmak Węża).



Kadr z filmu 'Wściekłe pięści węża'


Stężenie oparów absurdu osiąga zatem poziom odpowiedni, aby wyłączyć głowę i zagłębić się w świat, w którym prawdziwi mężczyźni noszą wąsy, każdy żołnierz mafii ma na imię Andrzej, a ojczyzną sztuk walki jest Rumunia.

Czasem jedynie z błogostanu wyrywa nas drobny zgrzyt. A to jakiś żart, który najwyraźniej został przemyślany, a to scena, którą zrealizowano nieco zbyt profesjonalnie. Wszystko to może budzić pewne obawy, że za kilka lat bracia Walaszkowie odkryją w sobie powołanie do wkroczenia na filmowe salony, my zaś stracimy prawdziwą ostoję konstruktywnej kinowej głupoty i uroczej prowizorki. [Paweł Marczewski]

Trzeci dzień festiwalu zamierzamy podzielić zarówno na produkcje pokazywane w konkursie głównym jak i w konkursie Kino Niezależne. Jutro w naszej relacji przeczytacie zatem o nowej ekranizacji "Szatana z 7 klasy" Kazimierza Tarnasa, obyczajowym "Co słonko widziało" Michała Rosy, jak również o najnowszej produkcji Mariusza Pujszo "Polisz Kicz Projekt... Kontratakuje".



Informacje o festiwalu
Młodość i nowa nagroda na festiwalu filmów w Gdyni - dzień pierwszy
Polisz Kicz Projekt, czyli festiwal polskich filmów w Gdyni - dzień trzeci
Kwieciński i Matwiejczyk niezawodni - dzień czwarty
Dobre kino w Gdyni na Festiwalu Polskich Filmów - dzień piąty
FPFF: "Emilka płacze" wygrywa Konkurs Kina Niezależnego
"Plac Zbawiciela" zdobywa Złote Lwy!
Jest lepiej niż gorzej - podsumowanie 31. FPFF

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones