Felieton

Przyszłość nie ma smaku

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Przysz%C5%82o%C5%9B%C4%87+nie+ma+smaku-82871
Filmowe "przysmaki"  przyszłości mają zwykle mówić coś o świecie i niemal zawsze - mówić jak najgorzej. Naszym przeznaczeniem wydają się nieodwracalnie bezsmakowe pigułki zawierające niezbędne składniki odżywcze, jakaś obrzydliwa galareta albo glutowaty wyciąg z robali. Ekologiczne przesłanie "Zielonej pożywki" (1973) byłoby dość banalne, gdyby film nie opowiadał o całkowitej obojętności na życie pozbawione smaku.

Tych kilka lat, które dzieli "Zieloną pożywkę" od współczesnego kina science fiction (jak choćby od o 6 lat młodszego "Obcego" Scotta), przekłada się na dystans mierzony w latach świetlnych. Wątłe ślady nowoczesnej techniki przyjmują kształt kartonowych pudeł, a  lata 70. wypełzają z każdej nory; widać je w strojach mieszkańców Nowego Jorku A.D. 2022, obrazach rozwiązłości, nastroju. Najbardziej "futurystycznym" rekwizytem jest tutaj  pochodzący z 1971 roku pięknie zaprojektowany automat z grą "Computer Space" – pierwszy komercyjnie produkowany arcade stworzony przez późniejszych założycieli Atari – Nolana Bushnella i Teda Dabneya. Raczej umawiamy się z twórcami, że wierzymy, iż akcja dzieje się w świecie przyszłości, niż dajemy się porwać iluzji. Ale podobna umowa jest udziałem zamieszkujących ten świat postaci. Zasady, na jakich funkcjonuje się w Nowym Jorku epoki przeludnienia i skażonego środowiska naturalnego, wymagają akceptacji wielu zasad i zakazów. W skażonym XXI wieku bardziej na czasie od pytania "Jak żyć?" jest pytanie "Jak wegetować?".

Rośliny radzą sobie z wegetacją gorzej niż ludzie – w nowym świecie nie ma dla nich miejsca, podobnie jak dla zwierząt. Poza wysoką temperaturą najbardziej odczuwalnym efektem naturalnej katastrofy, która dotknęła Ziemię, jest przygnębiające ubóstwo codziennego menu. Ludzie zdążyli już zapomnieć jak smakuje mięso, owoce czy pieczywo, a jedynym oficjalnie dostępnym pożywieniem są odżywcze krakersy robione z morskiego planktonu. Jeśli zdewastowana Ziemia jest w stanie coś urodzić, to dzieje się to w pilnie strzeżonych farmach ulokowanych poza granicami miast, gdzie niepowołani nie mają wstępu. Wysublimowanymi smakami mogą się cieszyć bogacze i spryciarze, którym uda się czasem zdobyć na czarnym rynku kawałek wołowiny.

Tytułowa pożywka jest tłem dla klasycznej policyjnej intrygi – mamy tu bowiem typowego gliniarza (Charlton Heston), który badając okoliczności pozornie banalnego morderstwa, trafia na ślad spisku mogącego wstrząsnąć i tak z trudem utrzymywanym w ryzach porządkiem społecznym. Można by przypuszczać, że pokładający się na ulicach ludzie są zupełnie zobojętniali (nie mają w końcu o co rywalizować ani nawet za bardzo o czym marzyć). Cierpią ci, którzy pamiętają dawne dobre czasy, smak prawdziwej wołowiny i życia. Młodsi nie tylko nie tęsknią za aromatycznymi daniami, ale też łatwo zaakceptowali panującą wokół beznadzieję. Nikt nie wydaje się nawet podejrzliwy wobec zamknięcia miasta ani ciekawski jak bohater "Brazil" Gilliama, który marzył o prawdziwym świecie znajdującym się gdzieś za granicą ogłupiających społeczeństwo ekranów i sztucznych barier.



A jednak niepokój wisi w powietrzu. Bo choć jedynym liczącym się produktem jest dość obrzydliwe zielone żarcie, konsumpcja pozostaje absolutnie pierwszoplanową obsesją ludzkości. Niezadowoleni konsumenci, którzy mimo odstania godzin w kilometrowych kolejkach, nie dostali swojego przydziału, skłonni są nawet wywoływać zamieszki. Choć nie ma już czego konsumować, świat jest na konsumpcji wciąż beznadziejnie zafiksowany. Jak na początek lat 70. przystało, czuć tu już pokontestacyjne rozczarowanie. Przestroga przed światem pokazanym w filmie, to przestroga przed współczesnością. Zresztą, prawdopodobnie to pesymizm społeczny przyczynił się do kultowej pozycji filmu Richarda Fleischera.
 
Filmowe "przysmaki"  przyszłości mają zwykle mówić coś o świecie i niemal zawsze robić to jak najgorzej. Naszym przeznaczeniem wydają się nieodwracalnie bezsmakowe pigułki zawierające niezbędne składniki odżywcze, jakaś obrzydliwa galareta albo glutowaty wyciąg z robali. Ekologiczne przesłanie "Zielonej pożywki" byłoby dość banalne, gdyby film nie opowiadał o całkowitej obojętności na życie pozbawione smaku i o przyzwoleniu na beznadzieję. To niemal powidok literatury obozowej, z tym że teraz cała ludzkość przeszła na plan minimum: przetrwać, nawet jeśli nie wiadomo dlaczego i dla kogo. Takie życie traci swój nimb świętości, bardzo nieznacznie różniąc się od śmierci. A gdy pokłady planktonu się skończą, wszyscy będą musieli zgodzić się na jeszcze mniej.

 

Wizje przyszłości w kinie buduje się za pomocą różnych elementów i nie zawsze muszą to być dobrze zaprojektowane rekwizyty. Trudniej pokazać np., że ludzie myślą "niewspółcześnie". O latach 70. w pożywce uparcie przypomina twarz Hestona – ultra-męski typ, którego już chyba nie robią i którego z pewnością kino nie hołubi tak jak kiedyś. Jednak prawdziwy człowiek z przeszłości gra u jego boku. W roli starca, mędrca pamiętającego inny świat i "prawdziwe" życie, występuje Edward G. Robinson. To ostatni film urodzonego w XIX wieku, zaczynającego karierę w kinie niemym aktora. Umierał na planie, kiedy już nie dosłyszał partnerów; zmarł kilka dni po zakończeniu zdjęć, a ostatnia scena, jaką zagrał, to scena własnej śmierci – może dlatego jest najmocniejsza w całym filmie. Byłaby to tylko anegdota pomagająca sprzedać produkt, gdyby nie fakt, że kształtu świata przyszłości w "Zielonej pożywce" nie definiuje to, co ludzie jedzą, ani nawet jak żyją, tylko właśnie to, jak umierają.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones